Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

T.
Wciąż w płaszczu, pobiegł do schowka, do magicznego pudełka. Palcem roztopił lutowe łącza na klawiaturze. Do nich przymocował druty.
- Więcej... więcej...
Chłopcy wpatrywali się w drzwi. Pomachał ra - miączkiem.
- Więcej... więcej...
Przynieśli mu drut, formę na ciasto, lusterko i piastę. Zatrzymał drut, resztę odrzucił. Nie przyda się to do jego rockowej płyty. Ona musi być twarda, płaska i okrągła. Czyż nie mogą tego zrozumieć? Zwrócił się w stronę doniczki z geranium.
- To są dzieci Ziemi - powiedział kwiatek. - Dobre, ale powolne.
- Okay, E.T., znajdziemy ci coś innego.
- O tak, mamy przecież dużo różnych rupieci.
Patrzał, jak odchodzą. Nie powinien się niecierpliwić. Musi być Me - cha - ni - kiem, który przylutuje wszystkie druty do pudełka “Mów i czytaj" i przeciągnie je do dziurek w poprzeczce wieszaczka. W dziurkach trzeba jeszcze umocować palce kontaktowe, małe, metalowe, sprężynujące. On widział takie metalowe palce gdzieś w tym domu. Ale gdzie? Dotarły do niego promieniste fale, idące od wiotkiej istoty, matki załogi.
Zamknął oczy i skoncentrował się na jej pamięciowym obrazie. Tak, miała te metalowe palce we włosach. Jak ona je nazywała? Podłączył się do jej pamięci, poszukał, znalazł.
- Gertie...
Do pokoju wpadł jego drugi wspólnik.
- Powiedz: spinki do włosów.
- Spin - ki.
- Źle. - Wskazał swoją gładką, pozbawioną włosów głowę.
- Chcesz kilka? Przytaknął.
Gertie wzięła go za rękę. Razem weszli do sypialni Mary. Popatrzyli przez okno. Wiotka istota była w ogrodzie. Coś tam robiła przy największych na świecie warzywach. Jakieś dziwne prądy zebrały się wokół jej głowy, gdy próbowała podnieść gigantyczną dynię, tak wielką, jakby podlewano ją mlekiem. Kwiatki w doniczkach, stojących na parapecie, pochyliły się w jego stronę.
- Halo, sędziwy mistrzu! Czego szukasz? Jaką cudowną naukową misję przygotowujesz?
- Spinki do włosów.
- Tu są! - zawołała Gertie, otwierając porcelanową kurę.
Sędziwy naukowiec wyjmując spinki ujrzał swoje odbicie w lustrze Mary. Czy wiotka istota mogłaby przezwyciężyć szok, gdyby miał na sobie nie tylko płaszcz, ale i spodnie? Musiałby je skrócić i zdobyć papierowe torby na nogi. Ale wtedy...
- Chodź, E.T. - powiedziała Gertie, ciągnąc go za rękę. Wyszli z sypialni do hallu. Podążył za nią do pokoju Elliotta, wszedł do schowka.
- Co zrobisz ze spinkami mamy?
Usiadł na poduszkach i przymocował spinki do drewnianej poprzeczki wieszaka na płaszcze. Wieszak przypominał grabie, które miały przeczesywać płytę. Teraz zwisał z niego szereg metalowych pręcików. Będą się one ślizgać po powierzchni jego płyty. Połączy spinki z drutami w pudełku “Mów i czytaj".
- To bardzo zabawne urządzenie - powiedziała Gertie. - Czy ty zawsze robisz takie zabawne rzeczy?
- Tak.
- Po co?
- E.T. telefonować dom.
- Gdzie jest twój dom?
Wskazał niebo. Gertie wyjrzała przez małe okno.
- Czy tam mnie zabierasz, kiedy śpimy? W to odległe miejsce?
- Odległe.
- Czy usłyszą cię w twoim domu?
Dzieci na Ziemi zadają strasznie dużo pytań.
- Czy podniosą słuchawkę i powiedzą: “Halo, E.T."?
- Powiedz: nuda.
- Nu...
- Źle.
- Nie umiem teraz wymawiać tak dobrze, bo zabrałeś mi “Mów i czytaj" i teraz ono mówi tylko: glipl, dipl.
- Glipl, dupl...
- W każdym razie nie mówi: nuda.
Gertie odwróciła się plecami do potwora i zaczęła bawić się kuchenką, którą przyniosła do schowka. Piekła nowy rodzaj ciasteczek zrobionych z kremu mamy i błota.
Sędziwy mechanik komputerowy sam się trudził, nucąc jeden z przebojów, które usłyszał w radiu Elliotta. Gertie i on tak bardzo byli zaabsorbowani swoją pracą, że nie słyszeli, jak Mary schodzi ze schodów. Gdy otworzyła drzwi do pokoju Elliotta, potwór podskoczył i schował się wśród pluszowych zwierzaków, Muppetów z wybałuszonymi oczami i robotów z kosmosu. Wkrótce zesztywniał w tej pionowej pozycji. Jego wielkie międzyplanetarne oczy, bardziej wymyślne niż największe optyczne urządzenia na Ziemi, stały się równie niewidoczne jak Kermita Żaby, a niezdarna sylwetka była równie bez życia jak robot - zabawka stojąca obok.
Weszła Mary. Powiodła wzrokiem po zawalonej zabawkami półce, napotkała spojrzenie E.T. i popatrzyła na doniczkę z geranium, które zakwitło w schowku.
- Czemu przyniosłaś to tutaj, Gertie?
- Człowiek z Księżyca lubi kwiaty. Dzięki niemu rosną.
Mary dotknęła bujnego listowia i pokręciła głową ze zdumienia.