- Tak.
- I?
- I nic.
Myron spojrzał na Bucky’ego. Starszy pan odwrócił wzrok.
- Nie spytali o niego? - zdziwił się Myron.
- Spytali. Odmówiłyśmy odpowiedzi.
- Przecież palec mógł oczyścić Lindę z zarzutów. Victoria Wilson westchnęła.
- Niech pan jedzie do domu, Myron. Gdyby wynikło coś nowego, zadzwonię.
Rozdział 33
Nadszedł czas na rozmowę z Winem.
W samochodzie Myron przećwiczył kilka jej wariantów. Wszystkie miały wady, ale trudno. Win był przyjacielem. Musiał mu przekazać wiadomość o matce, żeby sam rozstrzygnął, co począć z tym fantem.
Najtrudniej było podjąć decyzję, czy w ogóle mu o tym mówić. Z jednej strony niedobrze byłoby zachować wszystko dla siebie, z drugiej - kto chciałby się narazić na wybuch stłumionej wściekłości Wina?
Zadzwoniła komórka.
- Potrzebuję pańskiej rady - usłyszał w słuchawce głos Tada Crispina.
- Co się stało?
- Polują na mnie media, chcą uzyskać wypowiedź. A ja nie bardzo wiem, co mam im powiedzieć.
- Nic. Niech pan im nic nie mówi.
- No tak, owszem, ale to nie takie łatwe. Dwa razy dzwonił do mnie pełnomocnik Amerykańskiego Związku Golfa Learner Shelton. Na jutro zaplanował ceremonię wręczenia trofeów. Chce mnie ogłosić mistrzem Stanów. Nie wiem, co robić.
Mądry chłopak, pomyślał Myron. Rozumie, że jeżeli źle rozegra sprawę, może go to drogo kosztować.
- Tad?
- Tak?
- Wynajmuje mnie pan?
Interesy to interesy. Prowadzenie agencji to nie filantropia.
- Tak, Myron, wynajmuję pana.
- Wobec tego musimy uzgodnić szczegóły. Procenty i podobne sprawy. W większości standardowe. - Porwania, odcinanie członków, morderstwa... Dla wszechwładnego agenta sportowego nic nie było straszne, co pachniało forsą. - Na razie ani słowa nikomu. Za parę godzin przyślę po pana wóz. Przed przyjazdem kierowca zadzwoni do pana w hotelu. Zjedzie pan prosto do samochodu. Niech pan nie reaguje na okrzyki dziennikarzy i milczy. Nie uśmiecha się, nie macha ręką. Żadnych uśmiechów, żadnych pozdrowień. Powaga. Zamordowano człowieka. Kierowca przywiezie pana do rezydencji Wina i omówimy strategię.
- Dzięki, Myron.
- O nie, Tad, to ja dziękuję.
Profity z morderstwa? Myron wreszcie poczuł się agentem pełną gębą.
Pod rezydencją Wina rozbiły obóz media.
- Na wieczór wynająłem dodatkowych strażników - wyjaśnił Win z opróżnionym kieliszkiem w ręku. - Mają strzelać bez pardonu do każdego, kto zbliży się do bramy.
- To mi się podoba.
Win skinął głową i nalał sobie likieru Grand Marnier. Myton wziął z lodówki yoo-hoo. Usiedli.
- Dzwoniła Jessica - rzekł Win.
- Tutaj?
- Tak.
- Dlaczego nie na komórkę?
- Chciała mówić ze mną.
- Aha. - Myron potrząsnął yoo-hoo zgodnie z poradą na puszce: POTRZĄŚNIJ! TO JEST ŚWIETNE! Życie to poezja. - O czym?
- Martwi się o ciebie.
- Dlaczego?
- Podobno zostawiłeś jej na sekretarce zagadkową wiadomość.
- Powtórzyła jaką?
- Nie. Ale wspomniała o twoim napiętym głosie.
- Powiedziałem, że ją kocham. I że zawsze będę ją kochał. Win łyknął likieru i skinął głową, jakby to wyjaśniało wszystko.
- O co chodzi? - spytał Myron.
- O nic.
- No nie. Powiesz mi wreszcie o co?
Win odstawił kieliszek i złożył dłonie palcami.
- Kogo próbowałeś przekonać? Ją czy siebie? - spytał.
- O co ci chodzi, do diabła?
- O nic.
Win postukał palcami o palce.
- Wiesz przecież, jak bardzo kocham Jessicę.
- O tak.
- Wiesz, przez co przeszedłem, żeby ją odzyskać.
- O tak.
- Nadal nie rozumiem, dlaczego do ciebie zadzwoniła. Bo miałem napięty głos?
- Niezupełnie. Usłyszała o śmierci Jacka Coldrena. Więc się zaniepokoiła. Poprosiła, żebym cię pilnował.
- Co odpowiedziałeś?
- Odmówiłem.
Zamilkli.
Win podniósł kieliszek. Zakręcił płynem i wciągnął w nos aromat.
- O czym chciałeś ze mną porozmawiać? - spytał.
- Spotkałem dziś twoją matkę.
Win pociągnął łyk i wpatrując się w dno kieliszka, pozwolił trunkowi spłynąć po języku.
- Udajmy, że zaparło mi dech ze zdziwienia - rzekł, gdy przełknął likier.
- Pragnie przekazać ci wiadomość.
Na ustach Wina pojawił się leciutki uśmiech.
- Domyślam się, że droga mama opowiedziała ci, co zaszło.
-Tak. Win uśmiechnął się szerzej.
- A zatem wiesz już wszystko, Myron, hmm?
- Nie.
- Oho, tak łatwo się nie wykpisz. A gdzie wykład z ulubionej psychologii popularnej? Ośmioletni chłopczyk przyłapuje mamusię, gdy ta na czworakach kopuluje z mężczyzną. To z pewnością go przeraża. Czy to nikczemne przeżycie nie decyduje o tym, na kogo wyrósł? Czy epizod ten nie przesądza o jego stosunku do kobiet, odgrodzeniu się warownym murem od uczuć, o puszczaniu pięści w ruch tam, gdzie inni używają słów? Na pewno wszystko to sobie przemyślałeś, Myron. Niczego nie ukrywaj. Na pewno będzie to szalenie odkrywcze i przenikliwe.
Myron odczekał chwilę.
- Nie mnie analizować twoją psyche, Win - odparł.
- Nie?
- Nie.
Spojrzenie Wina stwardniało.
- W takim razie skończ z tą współczującą miną.
- Ja ci nie współczuję. Martwię się o ciebie.
- No nie, daruj sobie.
- Nawet jeśli zdarzyło się to ćwierć wieku temu, z pewnością bolało. Nawet jeśli nie wpłynęło na twój charakter, nawet jeśli mimo to wyrósłbyś na taką samą osobę, to bolało na pewno.
Win rozluźnił mięśnie szczęki. Podniósł kieliszek. Dolał sobie likieru.
- Nie chcę dłużej o tym mówić - oświadczył. - Już wiesz, dlaczego nie chcę mieć nic wspólnego z Jackiem Coldrenem i matką. Pomówmy o czym innym.
- Nie przekazałem ci wiadomości od niej.
- Ach tak, wiadomości. Wiesz, że droga mama wciąż przysyła mi prezenty z okazji urodzin i różnych świąt.
Myron skinął głową. Nigdy o tym nie rozmawiali, ale wiedział.
- Zwracam je nierozpakowane. - Win łyknął likieru. - Z tą wiadomością postąpię chyba podobnie.
- Ona umiera, Win. Na raka. Został jej może tydzień, dwa.
- Wiem.
Myrona wcisnęło w fotel. Poczuł suchość w gardle.
- To cała wiadomość? - spytał Win.
- Chciałabyś wiedział, że to twoja ostatnia szansa, żeby z nią porozmawiać.
- No cóż, to prawda. Trudno byłoby o to po jej śmierci.
- Nie oczekuje od ciebie pojednania - zapewnił rozpaczliwie Myron. - Lecz jeśli są jakieś sprawy, które chciałbyś...
Urwał. Win nie znosił zbyt oczywistych, zbędnych słów.
- To wszystko? Cała ważna wiadomość?
Myron skinął głową.
- W takim razie zamówię coś chińskiego. Chyba nie masz nic przeciwko.