„Tutaj wygnany z ojczyzny i pozbawiony przyjaciół dokonał żywota po trzydziestu siedmiu
latach ciężkiej niewoli szlachetny cudzoziemiec, syn naturalny Ludwika XIV”.
Kiedy Tomek czytał te napisy, głos mu drżał i niewiele brakowało, a byłby zapłakał. Jak
skończył, nie mógł się w żaden sposób zdecydować, który z nich każe Jimowi wyskrobać na
ścianie. Ale w końcu postanowił, że Jim wyskrobie wszystkie, bo wszystkie są doskonałe. Jim
powiedział, że potrwa to najmniej rok, zanim wydrapie gwoździem na belkach taką kupę
gryzmołów, i że przecież on w ogóle nie potrafi stawiać liter. Ale Tomek odparł, że mu je
wyrysuje na belce, więc Jim będzie musiał tylko drapać gwoździem po gotowych kreskach. Po
chwili Tomek dodał:
– Ale swoją drogą belki są na nic, bo przecież w lochach nie ma belek. Musimy wyryć napisy
na kamieniu. Przyniesiemy kamień.
Jim powiedział, że kamień będzie jeszcze gorszy od belki. Powiedział, że rycie liter w
kamieniu potrwa tak strasznie długo, że on nigdy nie wyjdzie z tego szałasu. Ale Tomek odparł,
że pozwoli mu wziąć mnie do pomocy. Potem sprawdził, jak sobie radzimy z tymi piórami. Była
to ohydnie ciężka, żmudna i długa robota i nie miałem żadnych widoków, żeby mi przy niej ręce
248
wydobrzały, a poza tym wyglądało na to, że prawie wcale nie posuwamy się naprzód. Nagle
Tomek zawołał:
– Wiem już, jak to urządzić. Tak czy siak musimy zdobyć ten kamień do wyrycia herbu i
żałobnych napisów, więc za jednym zamachem upieczemy dwie pieczenie. Widziałem w tartaku
fajny, wielki kamień szlifierski. Buchniemy go, wyryjemy na nim, co potrzeba, a poza tym
obrobimy pióra i piły.
Ten pomysł był nielichy, ale kamień szlifierski też do lichych nie należał. Postanowiliśmy go
jednak przyciągnąć do szałasu. Było trochę przed północą, więc poszliśmy do tartaku
postawiwszy Jima przy pracy. Zwędziliśmy kamień i zaczęliśmy go turlać do domu, ale było to
paskudnie trudne zajęcie.
Czasem rób, co chcesz, kamień przewalał nam się na boki i za każdym razem o mało co nas
nie miażdżył. Tomek powiedział, że zanim go doturlamy na miejsce, na pewno jednego z nas
trafi. Przeciągnęliśmy tak ten kamień na pół drogi, ale zmęczeni byliśmy setnie i całkiem zlani
potem. Zrozumieliśmy, że sami nie damy rady i musimy wziąć Jima do pomocy. Jim podniósł
łóżko, zsunął łańcuch, owinął go sobie dookoła szyi, a potem przeczołgaliśmy się przez dziurę i
poszliśmy na miejsce, gdzie leżał kamień. Wzięliśmy się z Jimem we dwóch ostro do roboty i
przyturlaliśmy kamień śpiewająco. Tymczasem Tomek nadzorował nas. Nie znałem chłopca,
który by umiał lepiej od niego nadzorować innych. Tak, Tomek znał się na każdej robocie.
Nasz podkop był duży, ale mimo to kamień szlifierski nie mógł się w nim zmieścić, więc Jim
wziął kilof i prędko otwór powiększył. Potem Tomek naznaczył wszystko gwoździem na
kamieniu i zasadził Jima do rycia, dając mu gwóźdź zamiast dłuta i żelazny rygiel znaleziony w
przybudówce zamiast młotka. Tomek przykazał Jimowi, żeby pracował, dokąd nie wypali się
świeczka, a potem żeby schował kamień pod siennik i położył się spać. Pomogliśmy Jimowi
wsunąć łańcuch na nogę łóżka i mieliśmy już pójść do domu. W ostatniej chwili Tomkowi
przyszło coś do głowy, więc spytał:
– Są tu jakie pająki, Jim?
– Nie. paniczu, szczęśliwie ich nie ma.
– To nic, postaramy ci się o zapas pająków.
– Och, paniczu kochany, kiedy ja nie chcę pająków! Boję się ich. Samych grzechotników nie
bałbym się więcej! Tomek zastanawiał się chwilę, potem powiedział:
– Dobra myśl. Chyba tak zrobimy. Musimy tak zrobić. To jasne. Słowo daję, świetna myśl.
249
Gdziebyś go mógł trzymać?
– Gdzie kogo bym mógł trzymać, paniczu?
– Kogo? Grzechotnika!
– W imię Boga, paniczu! Jakby mi tu panicz przyniósł grzechotnika, zaraz bym wziął i głową
rozbił tę ścianę, i poszedł sobie.
– Ależ Jim, po pewnym czasie nic byś się go nie bał. Mógłbyś go oswoić.
– A jakże, oswoiłbym go!
– Naturalnie. Bez trudu. Każde zwierzę jest wdzięczne za dobroć i pieszczotę, i nawet mu do
głowy nie przyjdzie skrzywdzić człowieka, który obchodzi się z nim dobrotliwie. Dowiesz się
tym z pierwszej lepszej książki. Spróbuj, Jim, niczego więcej od ciebie nie żądam. Potrzymaj go