– Co jest grane, Charles? W De Pere nie mieszka żadna Althea Burnside, tyle wiem. I nie może być twojÄ… ciotkÄ…. Ile miaÅ‚aby lat? Co najmniej sto. Raczej sto dziesięć. Nie wierzÄ™. Czeki przychodziÅ‚y jednak regularnie jak w zegarku od pierwszego miesiÄ…ca, kiedy trafiÅ‚eÅ› do Domu Maxtona. JakiÅ› kumpel, jakiÅ› twój dawny partner dbaÅ‚ o ciebie, przyjacielu. I chcemy, żeby robiÅ‚ to nadal, nieprawdaż?
– Mnie wszystko jedno, utrzyjdupo.
Nie jest tu zupełnie prawda. Burny wie o comiesięcznych wpłatach tylko tyle, że dawno temu zorganizował je Pan Munshun, a jeśli mają ustać, to cóż... co skończy się wraz z nimi? Ostatecznie on i Pan Munshun działają razem, prawda?
– No, dzieciaku – mówi Chipper. – Stać ciÄ™ na coÅ› wiÄ™cej. OczekujÄ™ od ciebie trochÄ™ współpracy. Na pewno nie masz ochoty na caÅ‚y ten mÄ™czÄ…cy bajzel z aresztowaniem, pobieraniem odcisków palców plus wszystko, co może być potem. MówiÄ…c szczerze, ja też nie mam chÄ™ci, żebyÅ› przez to przechodziÅ‚. Bo ten twój przyjaciel okazaÅ‚ siÄ™ prawdziwym szczurem. Nie ma co, wyglÄ…da mi, że ten gość, ktokolwiek to jest, zapomina, że masz na niego jakiegoÅ› haka z dawnych czasów, prawda? MyÅ›li pewnie, że nie musi dbać, czy dalej masz wszelkie wygody. Tyle że to bÅ‚Ä…d. ZaÅ‚ożę siÄ™, że możesz oÅ›wiecić tego goÅ›cia, sprawdzić, że zrozumie, jak wyglÄ…da sytuacja.
Muł, stary koń Burny’ego zmiękł i skurczył się jak przekłuty balon, co wyraźnie pogarsza nastrój Charlesa. Od wejścia do gabinetu tego oszusta Burnside’a opuściło coś niezmiernie ważnego: uczucie celu, poczucie nietykalności, przewaga. Chce wracać do Czarnego Domu. Czarny Dom przywróci mu siły, bo kryje się w nim magia, czarna magia. W jego budowie wzięła udział gorycz duszy Burnside’a; mrok jego serca nasączył każdą belkę i spoinę.
Pan Munshun pomógÅ‚ mu dostrzec możliwoÅ›ci Czarnego Domu, Burny zaÅ› wÅ‚ożyÅ‚ weÅ„ niezliczone wÅ‚asne udoskonalenia. IstniejÄ… regiony Czarnego Domu, których Charles Burnside nigdy w peÅ‚ni nie pojÄ…Å‚, co wypeÅ‚nia go wielkÄ… trwogÄ…: w podziemnym skrzydle wydaje siÄ™ mieÅ›cić caÅ‚a jego tajemna kariera w Chicago, a gdy zbliża siÄ™ do tej części domu, sÅ‚yszy pÅ‚aczliwe bÅ‚agania i nabrzmiaÅ‚e krzyki setki zgubionych chÅ‚opców oraz wÅ‚asne chrapliwe rozkazy i pomruki ekstazy. Z jakiegoÅ› powodu bliskość wczeÅ›niejszych triumfów sprawia, że czuje siÄ™ maÅ‚y i zaszczuty – wyrzutkiem zamiast panem. Pan Munshun pomógÅ‚ mu przypomnieć sobie swoje osiÄ…gniÄ™cia, ale wcale nie pomógÅ‚ Burny’emu poradzić sobie z innym regionem Czarnego Domu – maÅ‚ym, co najwyżej jednym pokojem, a raczej kryptÄ…, w której mieÅ›ci siÄ™ caÅ‚e dzieciÅ„stwo Burnside’a i do którego nigdy, przenigdy nie wszedÅ‚. Samo wspomnienie tego pokoju sprawia, że Burny czuje siÄ™ jak niemowlÄ™ wyrzucone na dwór, żeby zamarzÅ‚o.
Informacja o zdradzie fikcyjnej Althei Burnside wywiera pomniejszą odmianę tego wpływu. Jest to nie do zniesienia i Burny nie chce, w istocie nie może, tego znieść.
– No – mówi. – Postarajmy siÄ™ o trochÄ™ oÅ›wiecenia. Postarajmy siÄ™ o trochÄ™ zrozumienia.
Podnosi się z krzesła; pogania go odgłos zdający się dobiegać z centrum French Landing. Jest to wycie policyjnych syren, co najmniej dwóch, może trzech. Burny nie wie tego na pewno, ale podejrzewa, że Jack Sawyer znalazł ciało swojego przyjaciela Henry’ego, który okazał się niezupełnie martwy i zdołał przekazać, że rozpoznał głos swojego mordercy. Jack zadzwonił po gliny i proszę bardzo.
Jeszcze krok i Burny staje przed biurkiem. Spogląda na papiery na biurku i natychmiast domyśla się, co oznaczają.
– Ej, faÅ‚szujesz ksiÄ™gi? JesteÅ› nie tylko utrzyjdupÄ…, ale i cwanym maÅ‚ym kanciarzem.
W ciągu kilku sekund na twarzy Maxtona pojawia się oszałamiająca gama stanów emocjonalnych. Złość, zaskoczenie, dezorientacja, zraniona duma, gniew i niedowierzanie gonią po krajobrazie jego rysów, podczas gdy Burnside sięga za siebie po sekator. W gabinecie ostrza wyglądają na większe i bardziej agresywne niż w salonie Henry’ego Leydena.