X


Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

To... niewidzialni.
I ja między nimi, pomyślała. Zakładająca pułapki na bogów. W multiwersum istnieje wiele odmian voodoo, gdyż jest to re­ligia, którą można złożyć z dowolnych składników, jakie tylko znaj­dą się pod ręką. A wszystkie próbują, na swój sposób, przywołać bo­ga do ciała istoty ludzkiej.
To głupie, myślała pani Gogol. To niebezpieczne.
Voodoo pani Gogol działało odwrotnie. Czym jest bóg? Ogni­skiem wiary. Kiedy ludzie wierzyli, bóg zaczynał rosnąć. Z początku niepewnie, ale jeśli bagno mogło już czegoś nauczyć, to właśnie cierpliwości. Za punkt zogniskowania boga mogło posłużyć cokol­wiek: garść piór przewiązanych czerwoną wstążką, kapelusz i płaszcz na dwóch drągach... byle co. Ponieważ, jeśli ludzie nie mają właści­wie niczego, cokolwiek może się stać niemal wszystkim. Potem kar­miło się to jak gęś przeznaczoną na pasztet, a moc wzrastała bar­dzo powoli. I kiedy nadchodził czas, trzeba było otworzyć drogę...wstecz. Człowiek mógł dosiadać boga, zamiast odwrotnie. Oczywi­ście, cena była wysoka, ale tak jest zawsze. Doświadczenie mówiło pa­ni Gogol, że każdy człowiek kończy jako trup.
Wypiła łyk rumu i podała dzban Saturdayowi.
Saturday także łyknął i włożył dzban w coś, co mogło być ręką.
- Niech się zacznie - powiedziała pani Gogol.
Martwy mężczyzna ustawił trzy bębenki i zaczął wybijać na nich rytm w tempie pulsu.
Po chwili coś stuknęło panią Gogol w ramię i wręczyło jej dzban. Był pusty.
Można właściwie zaczynać...
- Lady Bon Anno, uśmiechnij się do mnie. Panie Tesco, osła­niaj mnie. Kroczący Szeroko, prowadź mnie. Hotalogo Andrews, pochwyć mnie. Stoję pomiędzy światłem a ciemnością, ale to nie ma znaczenia, ponieważ ja jestem pomiędzy. Tutaj jest rum dla was, tytoń dla was, pożywienie dla was, dom dla was. A teraz posłuchaj­cie mnie uważnie...
 
***
...bom...
Dla Magrat było to niczym przejście ze snu w sen. Śniła, że tańczy z najprzystojniejszym mężczyzną na sali i... i rze­czywiście tańczyła z najprzystojniejszym mężczyzną na sali.
Tyle że nosił na oczach dwa krążki przydymionego szkła.
Choć Magrat była osobą o miękkim sercu, kompulsywną marzycielką i - jak określiła to babcia Weatherwax - zmokłą kurą, była także czarownicą. Nie zostałaby nią, gdyby nie miała pewnych in­stynktów i rozsądku nakazującego im ufać. Podniosła rękę i zanim zdążył zareagować, zdjęła mu szkła.
Widywała już takie oczy, ale nigdy u istoty chodzącej w pozycji pionowej.
Jej stopy, jeszcze przed chwilą przesuwające się z gracją po par­kiecie, teraz potknęły się jedna o drugą.
- Ee... - zaczęła.
I uświadomiła sobie, że jego dłonie - różowe i wymanikiurowane - są zimne i wilgotne.
Odwróciła się i ruszyła biegiem, w szaleńczej ucieczce roztrącając tańczące pary. Nogi plątały się w suknię. Bezsensowne panto­felki ślizgały się na podłodze.
Dwóch lokajów blokowało schody.
Magrat zmrużyła oczy. Musiała się wydostać.
- Hai!
- Auu!
Pobiegła dalej. Potknęła się na szczycie schodów i szklany pan­tofelek upadł na podłogę.
- Jak, do demona, człowiek ma się poruszać w czymś takim?!! - wrzasnęła z pretensją do świata jako takiego. Podskakując na jednej nodze, zdjęła drugi bucik i boso odbiegła w noc.
Książę wszedł wolno po schodach i schylił się po zgubiony pan­tofelek.
Podniósł go. Światło błysnęło w lustrzanych powierzchniach.
Skryta w cieniu babcia Weatherwax oparła się o ścianę. Wszyst­kie opowieści mają swój punkt zwrotny, a ten musiał być już blisko.
Całkiem dobrze potrafiła przedostawać się do ludzkich umy­słów, ale teraz chciała trafić do niej. Skoncentrowała się. Głębiej, głębiej... obok codziennych myśli i drobnych trosk, szybciej, szyb­ciej... przez warstwy głębokich rozmyślań... dalej... mijając rzeczy zapieczętowane i zarośnięte, dawne wyrzuty sumienia i zakrzepłe żale, ale teraz nie ma na nie czasu... w dół... tam... srebrna nić opo­wieści. Ona była częścią opowieści, jest częścią opowieści, więc i opo­wieść musi być częścią niej.
Przesuwała się przed nią. Babcia wyciągnęła rękę.
Nienawidziła wszystkiego, co wyznaczało ludzki los, co ogłupia­ło ludzi, czyniło z nich coś mniej niż ludzkie istoty.
Opowieść strzeliła jak zerwana lina holownicza. Babcia chwyci­ła ją mocno.
I ze zdumieniem otworzyła oczy. Po czym zrobiła krok naprzód.
- Przepraszam, wasza wysokość.
Wyrwała pantofelek z dłoni Duca i wzniosła go nad głową.
Odbicie jej twarzy, pełnej złośliwej satysfakcji, było przerażające.
Babcia rzuciła pantofelek.
Rozbił się o schody. Tysiące błyszczących odłamków posypało się na marmur.
 
***

Podstrony

Drogi użytkowniku!

W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

 Tak, zgadzam siÄ™ na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu dopasowania treÅ›ci do moich potrzeb. PrzeczytaÅ‚em(am) PolitykÄ™ prywatnoÅ›ci. Rozumiem jÄ… i akceptujÄ™.

 Tak, zgadzam siÄ™ na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu personalizowania wyÅ›wietlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treÅ›ci marketingowych. PrzeczytaÅ‚em(am) PolitykÄ™ prywatnoÅ›ci. Rozumiem jÄ… i akceptujÄ™.

Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.