X


Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

Czasami
ucieka� nawet przed Larrym.
A je�li to nie Mandrax? Jego twarz nie wygl�da�a na a� tak poparzon�.
M�czyzna patrzy� na Larry�ego, a Larry na niego. K�tem oka Larry widzia�
niezgrabnie siedz�cego na dachu Mussoliniego. Znad zatoki nap�ywa�a nowa fala mg�y i
papuga wlecia�a w ni�, znikaj�c z pola widzenia.
- Spodziewa�em si� ciebie - powiedzia� m�czyzna z nadspodziewan� grzeczno�ci�.
M�wi� czystym akcentem, cho� da�o si� wyczu� po�udniow� manier�.
Larry niezr�cznie poprawi� pistolet za pasem i przykry� go p�aszczem.
- Spodziewa�e� si�? - zapyta�. G�os zabrzmia� tak dziwnie.
- Jasne. Czemu nie przyszed�e� sam?
Larry spojrza� na d�. Gdyby teraz pobieg�, zanim tamten zd��y�by zareagowa�, by�by
w po�owie drogi. Nie ruszy� si� jednak. Nie m�g�. M�czyzna szerzej otworzy� drzwi i Larry
zbli�y� si� do niego. Przez u�amek sekundy stali twarz� w twarz, oddaleni od siebie tylko o
kilka centymetr�w. Popatrzyli sobie w oczy. �owca i zwierzyna. Ofiara i zab�jca. Ale kto jest
kim?
Na najwy�szym pi�trze musia�y by� kiedy� biura, poniewa� podzielone by�o na
niewielkie pomieszczenia. W powietrzu unosi�a si� wo� wilgotnych, omsza�ych cegie�
po��czona z zapachem m�czyzny oraz woni� zle�a�ych przypraw: cynamonu, chili,
go�dzik�w.
- Prosz� do �rodka - powiedzia� m�czyzna i Larry z wahaniem poszed� d�ugim,
ciemnym korytarzem w stron� drzwi, za kt�rymi majaczy�o �wiat�o. Pod stopami skrzypia�y
mu kawa�ki szk�a i odpad�ego tynku. S�ycha� by�o przypominaj�cy padanie kropel deszczu
chrobot przemykaj�cych szczur�w.
Doszli w ko�cu do biura. Na oszklonych drzwiach Larry dostrzeg� lekko zdrapane
litery:...EKTOR.
Pomieszczenie urz�dzone by�o jak kryj�wka. W rogu le�a�y worki po przyprawach,
kt�re zapewne s�u�y�y za ��ko. Po przeciwleg�ej stronie sta�y skrzynki z jedzeniem: hot-dogi,
selery, zupy pomidorowe, a tak�e pojemniki z puszkowym piwem. Na �rodku, za lamp�, na
skrzynce po pomara�czach, sta� telewizor. Wszystko to zaskakuj�co zwyk�e jak na zab�jc� z
piek�a. Jednak dusz� ca�ego pomieszczenia by� wieszak na kapelusze, na kt�rym wisia�a
ogromna czarna maska z aksamitnymi oczami, przypominaj�ca wielkiego owada, piekieln�
istot� albo samego Beliala - pierwszego upad�ego anio�a, Pana K�amstwa.
Larry podszed� i przyjrza� si� masce. Wiedzia� ju�, �e ma do czynienia z Szatanem z
Mg�y.
- Dobry z ciebie detektyw, wiesz? - powiedzia� m�czyzna. - Nikt nie zaszed� tak
daleko.
- Jeste� Mandrax, prawda? - zapyta� Larry.
- Zgadza si�, poruczniku Foggia... pan Mandrax. Rozwi�za�e� swoj� zagadk�.
Wszystkie klocki do siebie pasuj�. To chyba satysfakcjonuj�ce uczucie: rozszyfrowa�
zbrodni�. Zw�aszcza tak� straszn�. Wcale im si� - mieszka�com San Francisco - nie podoba�a,
prawda? Przyprawia�a ich o dreszcze! I jak byli zaskakiwani! Ludzie z ober�ni�tymi nogami,
ludzie z po�amanymi r�kami, ludzie przybici do pod�ogi! Rozwi�zanie takiej zagadki musi w
tobie budzi� uczucie triumfu.
Larry odwr�ci� si� i wyraz twarzy Mandraxa przyprawi� go o dreszcz paniki. To nie
by�o zwyk�e napawanie si� zbrodni�, zwyk�e che�pienie si� psychopaty. Na twarzy Mandraxa
Larry widzia� spok�j, powag�, przekonanie do tego, co robi, oraz zadowolenie z siebie.
- Nie przyszed�em ci� aresztowa�, je�li o to chodzi.
- Oczywi�cie, poruczniku, wiem o tym. Nie darmo Belial mnie wybra�. Ale naprawd�
doceniam twoj� prac�. Co� ci powiem, Larry - nie masz nic przeciw temu, �ebym tak do
ciebie m�wi�? Wszystkie gazety tak o tobie pisz�, zw�aszcza Fay Kuhn w Examinerze. Bez
w�tpienia mog�aby nazwa� ci� jeszcze inaczej.
Uczucie Larry�ego: strach. Zmru�y� oczy.
- Co wiesz o Fay Kuhn?
- Czego ja nie wiem, Larry? Jestem najbardziej przenikliwym cz�owiekiem na �wiecie.
- Postuka� si� w czo�o. - Chyba �e nazywasz mnie cz�owiekiem obydwu �wiat�w, tego na
g�rze i tego na dole? Wszystko jedno. Dobro, z�o. Czysto��, nieuchronna deprawacja. Ale co
ja si� tu chwal�? To ty odwali�e� �wietn� robot�, no nie, Larry? Jako jedyny uwierzy�e�, �e to

Podstrony