Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

"Nasze" mieszkanie znajdowaÅ‚o siÄ™ na parterze. Pod jednym oknem leżaÅ‚a duża kupa Å›niegu. StanÄ™liÅ›my pod oknem i namyÅ›laliÅ›my siÄ™, co robić. Mietek przykucnÄ…Å‚, a gdy wszedÅ‚em mu na ramiona, wolno siÄ™ podniósÅ‚. SiÄ™gaÅ‚em rÄ™kami do poÅ‚owy okna. DÅ‚utem oderwaÅ‚em dyktÄ™ zastÄ™pujÄ…cÄ… wybitÄ… szybÄ™, otworzyÅ‚em okno i już byÅ‚em w mieszkaniu, a po chwili do Å›rodka wskoczyÅ‚ Mietek. ZamknÄ™liÅ›my okno i Å›wiecÄ…c Å›lepymi latarkami, rozglÄ…­daliÅ›my siÄ™ z ciekawoÅ›ciÄ… po nie znanym mieszkaniu.
- Chodź, zobacz, co to jest! - woła mnie Mietek i pokazuje jakąś szkaradną porcelanową figurę.
- Cholera wie, co to ma przedstawiać - odpowiedziałem zdziwiony, że też chce się ludziom płacić drogie pieniądze za takie jakieś mazepy. Wybierane przez nas przedmioty ustawialiśmy na dużym stole stojącym na środku pokoju.
- Ty! Co tam znów przyniosłeś? - woła Mietek. - Jakiś poklejony wazon? .
- To go wyrzuć w cholerę i nie zawracaj głowy - odpowiedziałem już zły, że on bez przerwy gada i śmieje się ze wszystkiego.
Teraz dla odmiany ja zawołałem Mietka.
- Zobacz, jakieś małe fotografie. Brać to czy nie? Śliczne ramki.
- Możemy brać - odpowiedziaÅ‚ Mietek patrzÄ…c na fotografie starożyt­nych babek. - Ciężkie to nie jest. Fotografie wyrzucimy, a ramki Å‚adne, to może ktoÅ› kupi.
- Tu w futerale stoi coś ciężkiego - woła znów Mietek. - Pomóż przenieść na stół.
Po zdjęciu pokrowca okazało się, że jest to zegar w porcelanowej oprawie, który "obsiadły" porcelanowe babki. Śliczna rzecz, nawet na taką jak moja znajomość tych rzeczy. Bo dopiero później dowiedziałem się, że te fotografie to bardzo drogie miniaturki, które dołożyłem darmo kupcowi porcelanowych talerzy, za które w naszym pojęciu zapłacił bardzo dobrze. A zegar okazał się zegarem z czasów Ludwika któregoś tam. Sprzedać go chciałem swojemu majstrowi z fabryki za czterysta złotych. Tak na oko oceniliśmy jego wartość. Gdy nie chciał nam tyle zapłacić, zawieźliśmy zegar do handlarza. Na "wariata" podałem cenę dziesięć tysięcy złotych, które on bez jednego słowa zapłacił. Gdy po kilku dniach majster zgodził się dać żądaną poprzednio sumę, odesłałem go do handlarza, któremu zegar sprzedaliśmy. Poszedł i udawał kupca, który chce kupić antyczny zegar. Obejrzał kilka, lecz nigdzie nie zauważył naszego. Wreszcie znalazł. Gdy zapytał o cenę, właściciel odpowiedział poważnie:
- Ja pana nie znam. Nie wiem, jakie są pana możliwości finansowe, ale mogę pana zapewnić, że nigdy nie będzie pana stać na kupno takiego zegara. To jest unikat jedyny w swoim rodzaju.
Nie znałem się na unikatach w ogóle; zacząłem żałować, że nie znam się na porcelanie i antykach.
Po naładowaniu dwóch worków drobną porcelaną wyszedłem przez okno, a Mietek podał mi majdan, który spokojnie zanieśliśmy do domu, i wróciliśmy po resztę. Pozostał jeszcze zegar, kilka "blach" - jak nazwałem stare, chyba rosyjskie, samowary - i jeden obraz, który nożem wyrżnęliśmy z ram. Jak kto kupi, to przyjdziemy po inne - obiecywaliśmy sobie zwijając obraz w rulon.
Teraz do środka wskoczył tylko Mietek i już po chwili podawał mi zegar. Wychylony z okna wołał:
- Bierz prędzej, bo nie mogę utrzymać! Wystawiłem ręce i mówię:
- Puszczaj!
Nie utrzymałem. Zegar wypadł mi z rąk i wleciał w kupę śniegu.
ZaklÄ…Å‚em półgÅ‚osem, bo w momencie upadku zadźwiÄ™czaÅ‚ dzwonek umie­szczony w zegarze. SpojrzaÅ‚em po oknach - cisza, nie widać żadnej twarzy. Zegar nie zadzwoniÅ‚ nawet gÅ‚oÅ›no, ale w ciszy nocnej odniosÅ‚em wrażenie, że to odezwaÅ‚ siÄ™ dzwon koÅ›cielny. Z dużym wysiÅ‚kiem udaÅ‚o mi siÄ™ wreszcie wyciÄ…gnąć zegar ze Å›niegu i przenieść za róg domu. Po chwili odebraÅ‚em zwiniÄ™ty obraz i czekaÅ‚em na znak od Mietka, żeby odebrać "blachy", które Å‚adowaÅ‚ do worka. Wreszcie ukazaÅ‚ siÄ™ na oknie z workiem peÅ‚nym tego żelastwa. RzuciÅ‚ go, ja na dole chwyciÅ‚em, ale worek ciężarem swym przechyliÅ‚ siÄ™ w bok i caÅ‚y majdan spadÅ‚ na ziemiÄ™. RozlegÅ‚ siÄ™ przeraźliwy brzÄ™k, zdolny obudzić caÅ‚Ä… kamienicÄ™. Mietek szybko zamknÄ…Å‚ okno, zeskoczyÅ‚ na dół i już byÅ‚ przy mnie, gdy ja w tym czasie staÅ‚em za rogiem domu z pistoletem w rÄ™ku. ByÅ‚em pewien, że haÅ‚as Å›ciÄ…gnie na nas dodatkowe, nieprzewidziane kÅ‚opoty. Gdy po dziesiÄ™ciu minutach nie zaszÅ‚o nic nowego, wyjrzeliÅ›my zza wÄ™gÅ‚a, rozejrzeliÅ›my siÄ™ na wszystkie strony - i zarzucajÄ…c majdan na plecy, bocznymi ulicami dostaliÅ›my siÄ™ do domu.
 
Więc już mamy zimę na cały regulator. Koledzy martwili się, że drą im się buty, a nigdzie nie można kupić skóry na zelówki, która jest na wagę złota. Poszedłem na Wójtówkę do Olka. Leżał jeszcze w łóżku, a matka chodziła po mieszkaniu i wymyślała mu, że nie chce wstać. Słów, którymi operowała, nie powstydziłby się najbardziej gramotny w tej dziedzinie furman. Olek też nie był dłużny matce. Siedziałem na jakimś kulawym stołku i śmiałem się w duchu, ciekawy, co z tej "rozmowy" wyniknie.
- MieliÅ›cie takiego sukinsyna ojca, że was nie powyduszaÅ‚, jak szczenia­kami byliÅ›cie - dziamgocze matka pod adresem Olka i jego mÅ‚odszej siostry.
Teraz już i Olek się zdenerwował. Usiadł na łóżku i powiedział ostro:
- Niech matka przestanie, bo się zezłoszczę.
Efekt piorunujÄ…cy. Olek poleżaÅ‚ jeszcze kilka minut, wstaÅ‚, ubraÅ‚ siÄ™, a matka w tym czasie nie powiedziaÅ‚a nawet jednego sÅ‚owa. Gdy wyszli­Å›my na ulicÄ™, zapytaÅ‚em, co siÄ™ staÅ‚o, że matka tak dokÅ‚adnie zamknęła twarz.
- Jak ty się złościsz? Matki przecież nie bijesz?

Podstrony