Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

Fakt, iż hrabia Kinad stał zwrócony do niego plecami, umożliwił mu wykorzystanie ulubionej metody Szybko dobył zza pasa długi sztylet, zbliżył się do hrabiego i z metalicznym zgrzytem wbił wąskie ostrze w podstawę jego czaszki. Natychmiast złapał padające ciało i cicho złożył je na podłodze. Pchnięcie nożem w mózg było nie tylko niezawodne, ale też szybkie i ciche. Nie pozostawiało również zbyt wielu śladów. Ruta nienawidziła prania roboczych strojów męża, kiedy obficie poplamił je krwią. Stolg oparł stopę między łopatkami hrabiego i wyszarpnął z czaszki sztylet. Czasami bywało to dość trudne. Wyciągnięcie noża z kości wymaga niemałej siły.
Zabójca przekręcił ciało i przyjrzał się uważnie martwej twarzy. Zawodowiec zawsze upewniał się, czy klient został starannie obsłużony.
Hrabia był niewątpliwie martwy. Jego oczy spoglądały tępo w przestrzeń, twarz zaczynała sinieć, a z nosa sączyła się wąska strużka krwi. Stolg wytarł dokładnie sztylet, schował go i wrócił na korytarz. Cicho podszedł do okna, którym niedawno dostał się do środka.
Na otrzymanej od Djukty liście widniały jeszcze dwa nazwiska. Gdyby dopisało mu szczęście, mógłby załatwić kolejną ofiarę jeszcze tej samej nocy. Ale padał deszcz, a Stolg nie znosił pracy w deszczu. Postanowił wcześniej wrócić do domu i oznajmić Rucie, że ten jeden raz ustąpi i założy zamek, którego tak bardzo pragnęła. Następnie uznał, że byłoby miło, gdyby zabrali syna i córkę do tawerny na rogu i wypili parę kufli piwa z sąsiadami. Ostatecznie było Święto Plonów i porządni ludzie spędzali je w towarzystwie rodziny i przyjaciół.
 
* * *
 
Sherrok był drobnym odpychającym człowieczkiem o rzad-, kich włosach i kanciastej czaszce. Nie tyle szedł ulicami Yerelu · w południowej Daconii, co przekradał się nimi. Za dnia pracował ' jako zwykły urzędnik w biurze celnym, gryząc się w język za każdym razem, gdy musiał słuchać poleceń swych tamulskich przełożonych. Sherrok nie znosił Tamulów i konieczność słuchania ich rozkazów sprawiała, że dosłownie czuł się chory. I właśnie owa niechęć spowodowała, że zdecydował się sprzedawać informacje przeżartemu chorobą Styrikowi Ogerajinowi, któremu przedstawił go wspólny znajomy. Kiedy Ogerajin po kilku ostrożnych pytaniach zasugerował delikatnie, że pewne informacje mogą być warte sporo pieniędzy, Sherrok natychmiast wykorzystał szansę zdradzenia znienawidzonych przełożonych - i zarobienia przy okazji godziwej sumki.
Dzisiejsza wiadomość dla Ogerajina była bardzo ważna. Zachłanni tamulscy krwiopijcy zamierzali podnieść cła o całe ćwierć procent! Ogerajin z pewnością zapłaci mu hojnie za tę informację.
Przedzierając się przez hałaśliwy świąteczny tłum, Sherrok oblizał wargi. Na jednym z targów niewolników wystawiono na sprzedaż ośmioletnią astelską dziewczynkę, czarujące dziecko o wielkich przerażonych oczach, i jeśli zdołałby przekonać Oge-rajina do okazania hojności, może nawet udałoby mu sieją kupić. Nigdy dotąd nie posiadał na własność tak młodego dziecka i sama myśl wystarczyła, by ugięły się pod nim kolana.
Gdy mijał cuchnącą uliczkę, w jego głowie krążyły wizje dziewczynki, toteż nie zwracał uwagi na otoczenie, póki nie poczuł drucianej pętli opasującej ciasno jego szyję.
Oczywiście szarpał się, ale nie na wiele się to zdało. Zabójca zaciągnął go w głąb alejki i udusił. W ostatniej chwili Sherrok przywołał w pamięci twarz dziewczynki i wydało mu się, że mała śmieje się z niego.
 
* * *
 
- Naprawdę sprawiasz więcej kłopotu, niż jesteś wart - powiedział Bersola do martwego mężczyzny na dziobie łódki. Ber-sola zawsze mówił do ludzi, których zabił. Wielu jego kolegów uważało, że jest wariatem. Najprawdopodobniej mieli rację.
Podstawowy problem polegał na tym, że Bersola zawsze robił wszystko dokładnie tak samo. Nieodmiennie wbijał nóż pomiędzy trzecie i czwarte żebro ofiary, celując nieco w dół. Trzeba jednak przyznać, iż była to skuteczna metoda, jako że pchnięcie nożem w to miejsce nie może nie trafić w serce. Bersola nie zostawiał też nigdy ciała na ulicy. Odczuwał nieodpartą potrzebę zaprowadzenia porządku, zmuszającą do usunięcia zwłok, ponieważ zaś mieszkał i pracował w dacońskim mieście Ederus na wybrzeżu Morza Edomskiego, pozbycie się trupów nie nastręczało żadnych trudności. Krótka wycieczka łodzią i parę kamieni przywiązanych do stóp nieboszczyka usuwały wszelkie ślady. Jednakże obsesyjnie metodyczna osobowość Bersoli nakazywała mu zawsze zatapiać zwłoki dokładnie w tym samym miejscu. Inni mordercy z Ederusu często żartobliwie wspominali o „mie-liźnie Bersoli”, miejscu na dnie jeziora, w którym wznosi się wysoki stos zatopionych trupów. Nazwy tej używali nawet ludzie, którzy nie w pełni pojmowali jej znaczenie.
- Musiałeś to zrobić, prawda? - spytał leżącego na dziobie trupa, wiosłując w stronę mielizny. - Nie mogłeś się powstrzymać, by kogoś nie urazić. Wiesz chyba, że możesz mieć pretensje jedynie do siebie samego. Gdybyś zachowywał się jak należy, nic złego by cię nie spotkało.
Nieboszczyk nie odpowiedział. Niemal nigdy nie odpowiadali.
Bersola przestał wiosłować i obejrzał się. Oto światełko w oknie tawemy Fanny na nabrzeżu oraz ognisko ostrzegawcze na skalistym przylądku po drugiej stronie. Latarnia świecąca na przystani znajdowała się dokładnie za rufą.
- Jesteśmy na miejscu - poinformował trupa Bersola. - Tam w dole znajdziesz wielu kompanów, toteż nie będzie tak źle. -Zabezpieczył wiosła i podpełzł naprzód. Sprawdził węzły na linie przytrzymującej wielki kamień pomiędzy kostkami niebosz-czyka. - Naprawdę bardzo mi przykro - rzekł przepraszająco -ale to wyłącznie twoja wina. - Przełożył kamień, wraz z nogami, przez burtę. Przez chwilę przytrzymał ramiona trupa. - Chciałbyś jeszcze coś powiedzieć?
Odczekał chwilę, lecz nieboszczyk milczał.