I pochwycił smoka, węża starodawnego, którym jest diabeł i szatan, i związał go na tysiąc lat. I wrzucił go do otchłani, i zamknął ją, i położył nad nim pieczęć, aby już nie zwodził narodów, aż się dopełni owych tysiąc lat”.
Wielki łańcuch: znaczenie tego jest zbyt jasne. To, co opisuje tu Jan, to łańcuch okoliczności, którego pierwsze ogniwo ukułem sobie jeszcze w Królestwie, w czasie tej fatalnej chwili, gdy zdecydowałem się sięgnąć po tron. Ile takich ogniw wykułem sobie od tamtej chwili! W czasie wielkiego zgromadzenia, gdy, prawie
Rozdział 24 Objawienie
261
że już odwróciłem się od buntu, ale jednak nie ustąpiłem. Moment, w którym zdecydowałem się złamać prawo prawdy, po to, aby zdobyć aniołów Królestwa i ściągnąć ich na swoją stronę. Bezlitosne wieki historii ludzkości, gdy starałem się tak utkać wydarzenia, aby doprowadzić do chaosu. Ten łańcuch jest bardzo dłu-gi i bardzo silny. W końcu przywiąże mnie do świata, który stał się ruiną.
Meldibona znalazłem na samym brzegu stromej skały, gdy patrzył na rozbijające się fale Morza Egejskiego.
– Myślałem o tym, aby skoczyć – mówi bardzo cicho – aby zakończyć tę niedolę. Ale oczywiście, że tego nie zrobię. Prawdopodobnie i tak nic by to nie dało, przynajmniej nie aniołowi. Jak szczęśliwi są ci ludzie. Oni mogą skończyć z sobą, jeśli chcą. My nie możemy.
Przez chwilę panuje cisza, a potem decyduję, aby zwierzyć się memu przy-jacielowi i powiedzieć mu to najgorsze. Jeśli ktokolwiek z mojej armii potrafi to znieść, to on na pewno, a teraz potrzeba mi jego rady.
– Meldibonie, mój przyjacielu, czy pamiętasz, jak rozmawialiśmy pod Synajem, gdy Hebrajczycy budowali swój namiot zgromadzenia? Zajmowałeś się badaniem znaczenia nabożeństwa Dnia Pojednania i doszedłeś do wniosku, że jeden z kozłów przedstawia mnie.
– Tak, – odpowiada cicho – kozioł, którego wyprowadzali na nie zaludnioną pustynię.
– Przepowiedziałeś wtedy, że ten świat legnie w gruzach, a my zostaniemy tu pozostawieni, jednak nie wiedziałeś, co stanie się później. A więc, przyjacielu, ja wiem. Zostaniemy przykuci do tej planety na tysiąc lat, a potem będzie wielki ogień. Wszechmogący zamierza postawić kres naszemu panowaniu poprzez ogień. Tak kończy się ta historia.
– Mistrzu, – odpowiada, a jego oczy skierowane są wprost na mnie – wiedzia-
łem to od tamtego dnia. Nie powiedziałem ci o tym, ale wiedziałem to przez ponad piętnaście wieków. Dzisiaj, przez krótką chwilę, zanim Jan zakończył
pisanie, miałem mglistą nadzieję, że może, mimo wszystko wygramy. Ale teraz możemy już przyznać: przegraliśmy tę wojnę. Jest to tylko kwestia czasu.
A z proroctwa Daniela wiemy, kiedy rozpocznie się sąd. Pewnej nocy, niedawno, starałem się to sobie wyliczyć, wykorzystując nowy ludzki sposób liczenia lat. Stanie się to gdzieś w roku 1844. Oznacza to, ze pozostało nam jeszcze jakieś siedemnaście wieków.
– Wiem – mówię łagodnie. – Też to wyliczyłem. Jak sądzisz, ilu z naszych wojowników także dokonało takiego wyliczenia?
– Jeszcze niezbyt wielu – odpowiada. – Są tak zajęci walką, że wielu z nich w ogóle nie myśli. Jedyna rzeczywistość, jaka dla nich istnieje, to wojna.
– Ale ty i ja... my myślimy – odpowiadam. – Być może myślimy zbyt wiele.
Być może bylibyśmy szczęśliwsi w osiemdziesiątym echelonie, tylko wędrując sobie i kusząc ludzi, za każdym razem jedną osobę.
262
Pamiętnik Lucyfera
– Nie, Mistrzu. Myśleć, oznacza żyć. Jest to jedyna radość, jaka mi pozostała.
– W takim razie to stawia przed nami decyzję. Obaj wiemy, jak to się wszystko zakończy. Obaj wiemy, że nie ma żadnej szansy na zwycięstwo. W takim razie, jak to będzie, przyjacielu? Czy powinniśmy przyznać się do tego, czy też powinniśmy dalej walczyć tak, jakby nadal była jakaś nadzieja?
– Będziemy walczyć dalej. To da nam jakieś zajęcie. Każemy Królestwu za-płacić za każdą piędź ziemi, jaką zdobędzie, a zapłata będzie bardzo wysoka.
– No tak – odpowiadam w końcu. – Na tej wyspie nic już się nie wydarzy.
Powróćmy do dowództwa.
Po atłasowym niebie nad Morzem Egejskim udajemy się w drogę na zachód, prosto do Rzymu. Na północy znajduje się wiele chmur, mocna stalowa linia złośliwie patrzących gromów, co zdradza obecność Barshoka. Wkrótce udadzą się na południe, w kierunku Patmos, smagając wyspę silnymi wiatrami, jakie przewiewać będą jaskinię, w której znajduje się Jan i sprawią mu jeszcze jedną noc cierpienia. Stary człowiek spędzi paskudną, bezsenną noc w swojej wietrznej i wilgotnej grocie, prawdopodobnie chroniąc te pogięte pergaminy własnym ciałem. Cały dygocząc, przetrwa te ciemne godziny, umęczony bólem stawów i kości, gdy prosić będzie, aby sztorm ustał, a potem będzie musiał powstać do kolejnego ciężkiego dnia w kamieniołomie.
I gdy tak spoglądam na wyspę, która połyskuje w ostatnim świetle słońca, tuż przed sztormem, dałbym wszystko, aby zamienić się miejscem ze starym apostołem.
Rozdział 25
Konspiracja Zedronna
Rzym, rok 327
Wplątaliśmy się w najbardziej masywny atak, jaki kiedykolwiek został podjęty podczas wojny, i z tego właśnie powodu wezwałem tu większość moich wojowników, pozostawiając jedynie śladowe dowództwa na innych kontynentach, w celu monitorowania rozwoju wydarzeń. Teraz potrzebny mi jest każdy żoł-
nierz, którego mogę zgromadzić.