Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

Dodatkowo zaś, w 1776 roku wydano dekret dotyczący dalszej poprawy bezpieczeństwa, w którym czytamy: „[ ... ] aby wszystkie dzielnice, a zwłaszcza ulice zatylne, były stale zaopatrzone w wodę, celem umożliwienia akcji ratunkowej w razie pożaru. W tych częściach miasta, które posiadają małą ilość studzien, ustawione być muszą kadzie i beczki, a mieszkańcy obowiązani są napełniać je wodą”. O tym, jak ważne było owe zarządzenie niech świadczy fakt, że obowiązek zabezpieczania beczek z wodą utrzymał się w Białymstoku nawet w czasach rozbiorów.
Zanim powołano, staraniem Jana Klemensa Branickiego i władz miejskich, pierwszą jednostkę straży pożarnej w Białymstoku obowiązek gaszenia powstałego ognia spadał na wszystkich jego mieszkańców. Każdy dom, zakład, gospodarstwo, winno było posiadać i utrzymywać w należytym stanie podręczny sprzęt gaśniczy. W razie wybuchu ognia okoliczni sąsiedzi mieli obowiązek pośpieszyć ze swym sprzętem na pomoc w jego gaszeniu. Akcją gaśniczą kierował „dozorca miasta” lub wyznaczony przez radę „dzielnicowy”. Usprawniając z czasem prowadzenie akcji gaśniczej wyznaczono z każdego domu po dwie osoby oddelegowane do pomocy przy gaszeniu ognia, a na cechy rzemieślnicze nałożono obowiązek bezwzględnej pomocy i przybycia ze sprzętem, w którego posługiwaniu się dani rzemieślnicy byli najlepiej obeznani. Wprowadzono też system kar i nagród za pomoc udzieloną przy akcji gaśniczej.
Jednak najlepiej sprawdziła się w praktyce idea przybywania do pożaru drużyn rzemieślniczych wyposażonych w niezbędny sprzęt. Był to jak gdyby zalążek przyszłych jednostek gaśniczych. Po pożarze 1750 roku właśnie ten sposób organizowania akcji gaśniczej okazał się najbardziej skuteczny co zaowocowało 10 lat później powołaniem do życia pierwszej jednostki zawodowej straży pożarnej w naszym mieście. Posiadała ona swoją remizę przy ulicy Zamkowej, bądź Wersalskiej (tu zdania są podzielone), którą wybudował
dla niej sam Branicki. Dla podkreślenia ważności budynku jego elewację frontową pokryto różnymi „ znakami ognia”. Oddział strażacki składał się z 10–12 ludzi i wyposażony był, jak na owe czasy, dość nowocześnie. Zgodnie z dawnymi spisami, strażacy miejscy posiadali: „ 2
sikawki wielkie, okowane, każda na czterech kołach z rurami skórzanemi; 23 sikawki ręczne, potrójnie okowane, saskie; 28 sikawek pojedyńczych; 2 sikawki mosiężne, 42 węborki (wiadra) do wody; 12 siekier dużych; 23 haki (bosaki) wielkie i cały szereg drobniejszych narzędzi”. Przyznać należy, że brzmi to imponująco.
Z zachowanych dokumentów wynika, że była to straż zawodowa, uzupełniana w trakcie pożaru o cechy rzemieślnicze z niezbędnym osprzętem. Możemy więc przyjąć, że faktyczna historia białostockiej zawodowej straży pożarnej liczy sobie ponad 240 lat!
Pod obcymi zaborami
Po upadku Rzeczypospolitej Białystok trafił pod panowanie pruskie. Cały obszar nazwany został „Prusy Nowowschodnie” i pod względem terytorialnym uznany jako jeden z departamentów Prus Wschodnich, Białystok zaś mianowany został stolicą departamentu.
Mimo okupacji władze pruskie bardzo poważnie podeszły do sprawy ochrony przeciwpożarowej miasta i należycie doceniły ogrom prac, które Braniccy wykonali na tym polu. Władze zaborcze nie tylko nie rozwiązały miejskiej straży pożarnej, ale dodatkowo wzmocniły ją poprzez połączenie z oddziałami strażackimi z białostockiego garnizonu 6
wojskowego. Bardzo silny nacisk położyły też na zorganizowanie rozwiniętego nadzoru technicznego nad dalszym rozwojem zabudowy miejskiej. Prace budowlane mogły się zacząć dopiero po otrzymaniu oficjalnego pozwolenia z magistratu i wykonaniu w trakcie budowy niezbędnych zabezpieczeń ppoż. Dodatkowo zaś przepisy budowlane nakazywały, aby
„ wszelkie mające do czynienia z ogniem warsztaty, oraz stodoły, stajnie, i inne tego typu obiekty, nie były wystawiane w pobliżu zabudowań mieszkalnych”. Inne przepisy surowo regulowały sprawy przechowywania w domach materiałów łatwopalnych. Kominy musiały być bezwzględnie wykonane z cegły palonej i czyszczone przynajmniej raz na sześć tygodni w okresie letnim i raz na miesiąc w innych porach roku. Wszystko to obwarowane było grzywnami do wysokości 5 talarów. Warsztaty wykorzystujące w pracy ogień mogły być czynne w porze nocnej tylko za specjalnym zezwoleniem. Obowiązywał też całkowity zakaz palenia tytoniu w miejscach zagrożonych wybuchem ognia – nawet pod karą publicznej chłosty. Także niezwykle popularne w tym okresie „fajerwerki” były na terenie zbudowanym surowo zabronione. Do ochrony spokoju i ostrzegania przed pożarami powołano w mieście straże nocne.
Wyposażenie w niezbędny sprzęt gaśniczy należało nie tylko do władz miejskich ale i do samych mieszkańców. Każdy winien był posiadać 2 kubły skórzane na wodę, drabinę i
„hak pożarowy” do burzenia ścian. Dodatkowo zaś, na każde sześć domów (w ramach pomocy sąsiedzkiej) winna być jedna sikawka. Do obowiązków mieszkańców należało też utrzymywanie w stałej gotowości dość gęsto rozstawionych na ulicach kadzi i beczek z wodą.
Wszystkie te zarządzenia obwarowane były licznymi karami za ich nieprzestrzeganie.
Obowiązek alarmowania o zauważonym pożarze spadał na każdego mieszkańca miasta. Do przybycia straży akcję gaśniczą własnymi siłami winni prowadzić wszyscy wyznaczeni mieszkańcy najbliższych domów, a szczególnie murarze, cieśle i kominiarze. Po zagaszeniu pożaru obowiązywał dodatkowy przepis nakazujący nadzorowanie pogorzeliska w ciągu 48 godzin, aby zapobiec ewentualnemu samo zapłonowi. Wprowadzono też specjalny system nagradzania za zaalarmowanie o ogniu, za najszybsze dotarcie do miejsca pożaru oraz za najefektywniejszy udział w akcji gaśniczej – dostarczenie wody i „haków pożarowych”.
Nagrody pieniężne wyznaczono także za powiadamianie władz miejskich o zauważonych przypadkach nieprzestrzegania wydanych zarządzeń. Wysokość nagrody wynosiła 1/3
nałożonej kary pieniężnej. Za spowodowanie pożaru przewidywano kary więzienia nawet do 2 lat i grzywnę do 50 talarów.
Białostocka Straż Ogniowa

Podstrony