W tym celu kazał wezwać z Domu Śmierci w Tebach najzręczniejszych balsamiarzy i obmywaczy trupów, nie pytając ich, w co wierzą, bo obmywacze trupów i balsamiarze przy swoim fachu nie mogą mieć żadnej wiary i znaczenie ma tylko ich biegłość w zawodzie. Przybyli Rzeką na czarnym statku, a wiatr niósł przed nimi trupi odór, tak że ludzie chowali się w domach, chylili głowy i modlili się do Atona. Ale wielu modliło się także do dawnych bogów i robiło święte znaki Amona, bo gdy poczuli odór obmywaczy trupów, Aton stał się dla nich daleki i przypomnieli sobie swoich starych bogów.
Obmywacze trupów i balsamiarze wysiedli na ląd ze swymi narzędziami, mrugając oczyma przywykłymi do ciemności w Domu Śmierci i przeklinając gorzko światło, które zadawało ból ich źrenicom. Szybko weszli w progi nowego Domu Śmierci, by go już nie opuścić, i wnieśli do niego swój odór, tak że stał się ich domem. Był wśród nich także stary Ramose, biegły w pracy szczypczykami, którego zadaniem było oczyszczanie czaszek z mózgu. Spotkałem go w Domu Śmierci, bo kapłani Atona bali się tego miejsca i faraon mnie polecił sprawowanie nad nim nadzoru. Spotkaliśmy się więc z Ramose, a on, przyjrzawszy mi się dłuższą chwilę, poznał mnie i wielce się zdziwił. Ja zaś celowo dałem mu się rozpoznać, by wzbudzić jego zaufanie, bo nieświadomość zżerała mi serce jak robak i chciałem wiedzieć, czy zemsta moja w Domu Śmierci w Tebach dopełniła się. Pomówiwszy więc z nim o sprawach zawodowych zapytałem:
– Ramose, mój przyjacielu! Czy nie zdarzyło ci się stosować twoich zabiegów wobec kobiety, którą przyniesiono do Domu Śmierci w dniach grozy i której imię, o ile wiem, brzmiało Nefernefernefer?
Zgarbiony popatrzył na mnie swymi mrugającymi żółwimi oczkami i odparł:
– Zaprawdę, Sinuhe, jesteś pierwszym możnym panem, który nazwał kiedyś obmywacza trupów swoim przyjacielem. Wzrusza to moje serce bardzo, a wiadomość, o którą ci chodzi, ma zapewne dla ciebie dużą wagę, skoro nazywasz mnie swoim przyjacielem. Ale to chyba nie ty przyniosłeś ją tam w ciemną noc, owiniętą w czarny całun śmierci, jeśli bowiem to ty byłeś tym człowiekiem, nie możesz zaprawdę być przyjacielem żadnego obmywacza trupów, i gdyby się o tym dowiedzieli, zapuścili by ci swoimi nożami trupi jad w ciało, tak że umarłbyś okropną śmiercią.
Zadrżałem usłyszawszy jego słowa i powiedziałem:
– Ktokolwiek ją tam przyniósł, naprawdę zasłużyła na swój los. Ale z twoich słów domyślam się, że nie była martwa i zbudziła się do życia pod rękami obmywaczy trupów.
A Ramose odrzekł:
– Istotnie, ta straszliwa kobieta ocknęła się do życia w Domu Śmierci, ale nie chcę zgadywać, skąd ty możesz o tym wiedzieć. Ożyła, bo takie jak ona nigdy nie umierają, a gdyby kiedyś umarła, ciało jej powinno się spalić w ogniu, żeby już nigdy nie mogła powrócić. Poznawszy ją, daliśmy jej imię Setnefer: Piękność Demona.
Wtedy ogarnęło mnie straszliwe przeczucie i spytałem go:
– Dlaczego mówisz o niej “była" i “była". Czyżby nie znajdowała się już w Domu Śmierci, mimo że obmywacze trupów mówili, iż zatrzymają ją przez siedemdziesiąt razy po siedemdziesiąt dni?
Ramose szczęknął gniewnie swoimi nożami i cążkami i myślę, że podniósłby na mnie rękę, gdybym nie przyniósł mu dzbana najlepszego wina z piwnic faraona. Poprzestał więc na tym, że obmacał kciukiem pokrytą pyłem pieczęć dzbana i rzekł: