Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

Blady jesteÅ› jak ksiÄ™­Å¼yc. Natychmiast powiedz, co ci jest!
- Nic, kochana ciociu powiedziaÅ‚ Jo­achim. WiedziaÅ‚ jednak, że jest blady, a na myÅ›l o liÅ›cie z pogróżkami czuÅ‚, że jest chory.
Tylko siÄ™ nie wykrÄ™caj, Joachimie - po­wiedziaÅ‚a ciotka Amalia. - Natychmiast marsz do łóżka! Stara ciotka dobrze widzi, co siÄ™ z to­bÄ… dzieje.
I na nic siÄ™ nie zdaÅ‚y protesty Joachima. Mi­giem znalazÅ‚ siÄ™ w łóżku.
- Leż spokojnie, a ja ci przygotujÄ™ wrzÄ…tku z miodem - powiedziaÅ‚a ciotka Amalia i za­częła krzÄ…tać siÄ™ koÅ‚o komina.
Joachim leżał i skręcał się. Ciotka Amalia mogła być niebezpieczna, gdy zaczęła od tej strony. I to właśnie teraz, kiedy tyle było do roboty! Przede wszystkim należało przeczesać Las Południowy. Joachim pewien był, że tam znajdą groźnego rabusia. Żeby tylko Gwidon dobił wreszcie do domu. Wyglądało na to, że calusieńką noc spędził na dworze.
WÅ‚aÅ›nie gdy Joachim do koÅ„ca domyÅ›laÅ‚ tÄ™ myÅ›l, usÅ‚yszaÅ‚ szczÄ™kniÄ™cie drzwi. I maÅ‚y krza­czek biaÅ‚ego bzu chyÅ‚kiem przekroczyÅ‚ próg.
- Pst! - powiedział Joachim kładąc palec na ustach. Trzeba było przechytrzyć ciotkę Amalię.
Niebywale pożyteczna noc - szepnÄ…Å‚ bez. Joachim ciekaw byÅ‚ dalszego ciÄ…gu. W kilku skÄ…pych sÅ‚owach wyjaÅ›niÅ‚ Gwidonowi sytuacjÄ™. Potem cichutko wylazÅ‚ z Å‚óżka i porwaÅ‚ swoje ubranie. I dokonaÅ‚ prawdziwej ucieczki z wÅ‚as­nego domu. Gwidon Gronostaj podążyÅ‚ za nim krok w krok.
- Chodź - szepnÄ…Å‚ Joachim i pobiegÅ‚ w kie­runku lasu.
Wleźli pod gęstą jodłę, Joachim Lis ubierał się, a Gwidon opowiadał o swych przeżyciach w zwykły sposób: krótko, urywanie.
Poprzedniego wieczora, gdy gonili rabusia, Gwidon, jak wiadomo, przysiadÅ‚ na trotuarze w ZauÅ‚ku KrÄ™tym. Po chwili osÅ‚abienie minęło i Gwidon pociÄ…gnÄ…Å‚ w stronÄ™ kina. A tam omal nie zostaÅ‚ przewrócony przez rabusia, który wy­biegÅ‚ zapasowym wyjÅ›ciem.
Gwidon nie zwlekał z podjęciem pościgu. Rabuś skierował się prosto do Południowego Lasu, nie zauważył, że ktoś za nim idzie. Bo Gwidon wskoczył do rowu, ciągnącego się w kierunku lasu. Znalazłszy się wśród drzew, rabuś zwolnił nieco, a wkrótce wszedł na ścieżkę.
Gwidon nie miaÅ‚ żadnych trudnoÅ›ci ze Å›le­dzeniem go. Wprawdzie jedno czy drugie zwie­rzÄ™ mogÅ‚o uznać za dość niezwykÅ‚e, że starannie wypielÄ™gnowany krzaczek biaÅ‚ego bzu znalazÅ‚ siÄ™ w Å›rodku lasu. Ale jakoÅ› wszystko szÅ‚o do­brze.
Mniej wiÄ™cej po godzinie tropienia rabuÅ› na­gle zniknÄ…Å‚. Gwidon myÅ›laÅ‚, że ziemia go po­chÅ‚onęła. Ale po bliższym poszukiwaniu znalazÅ‚ otwór prowadzÄ…cy do groty w skale, dobrze ukryty za rozgaÅ‚Ä™zionÄ… jodÅ‚Ä…. Gwidon przez chwilÄ™ staÅ‚ przed grotÄ… i nasÅ‚uchiwaÅ‚. Wyda­waÅ‚o mu siÄ™, że sÅ‚yszy dochodzÄ…ce z gÅ‚Ä™bi przy­najmniej trzy różne gÅ‚osy. Potem zawróciÅ‚, lecz w powrotnej drodze do domu poczuÅ‚ takie zmÄ™­czenie, że poÅ‚ożyÅ‚ siÄ™ pod jodÅ‚Ä… i zasnÄ…Å‚. Obu­dziÅ‚ siÄ™ dopiero, kiedy sÅ‚oÅ„ce byÅ‚o już wysoko.
Gdy Gwidon skończył opowiadanie, Joachim zatarł ręce i powiedział:
- Ja także dokonałem pewnego odkrycia, udało mi się przypadkiem dowiedzieć, kim jest rabuś. Zgaduj, do trzech razy!
- Nie potrafię - rzekł Gwidon.
- Świszczący X - powiedział Joachim.
- Świszczący X?! powtórzył Gwidon odrobinę drżącym głosem. - Nie do wiary. To zupełnie niemożliwe.
Joachim pokazał mu kartkę, którą znalazł na biurku.
- Niebywale zuchwaÅ‚a groźba - uznaÅ‚ Gwi­don.
- Ale my się nie damy zastraszyć oświadczył Joachim zdecydowanie.
I opowiedział, jaki program dnia wymyślił. Gdy skończył, Gwidon powiedział:
- Niebywale śmiały plan.
14
 

Podstrony