Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

Ona będzie nam królową. – Jak mam być królową waszą, kiedym bogom ślubowała, że męża nie będę miała?... Wanda morza, Wanda ziemi, Wanda powietrza królowa, naród śpiewa i wykrzyka: – Córka Kraka niech panuje!
Na granicy, na rubieży Niemiec siedzi jak lis w jamie, wieść do niego szybka bieży: dziewka siedzi na stolicy, wianek ma miasto koro-ny, kądziel miasto miecza trzyma, męża nie chce, pana nie ma!
Rytgar kupy zbiera zbrojne, na bezbronny kraj, na wojnę. I stanęli na granicy, i śle posły do dziewicy: – Mężem twoim chcę być Wando, lub twe ziemie ogniem, mieczem przejdziem, spalim i wysieczem. –
Już pola wojsko zalewa i las oszczepów się jeży, świecą tarcze, chrzęszczą bronie. Przyszły posły, Wanda staje. – Ślubowałam bogom wiarę, męża nigdy mieć nie będę. Chcecie wojny? Wojsko sprawię, niech rozstrzyga bitwa krwawa. Posły poszły, wojska płyną, pola, góry wnet obsiadły. Wanda z mieczem, skronie w wianku, przodem jedzie, twarzą świeci. Patrzaj, Niemcze, licz swe siły. Pojrzał Rytgar, kędy były – ani śladu, ani słychu, pierzchło wojsko w lasy, góry. Sam się został Rytgar srogi. Losy swoje klnie i bogi, miecza dobył, pierś prze-szywa – królujże, Wando szczęśliwa. Zwycięska wraca królowa.,. i na gród swój naród woła, Wyszła z wianuszkiem u czoła, w sukni białej, z kwiatkiem w dłoni.
– Pozdrawiam was, cni ojcowie. Przyszła na mnie ma godzina, życiem bogom ślubowała, na raz oddam im je cale, niż o rękę bić się mają ci, co ziemi pożądają. Wiedźcie mnie do Wisty brzega, nad głębinę, nad wir wielki. – Rzekła i w Wisłę się rzuca. Naród płacze swej królo-wej, cały się zbiega do ciała i sypie pani mogiłę, i pieśń o niej wieczną śpiewa.
Bóg wam zdrowie niechaj daje – a pieśń przy mnie niech zostaje...
Nie opodal siedzący Hengo, gdy o Rytgarze zaśpiewał stary, jął dy-szeć i sapać tak, że go ślepiec poczuł. Wnet też ledwie dokończywszy począł się, kijem o ziemię opierając, podnosić. Pomogli mu Sambor i pachołcy.
– Cóż ci to, stary? – zapytał smerda.
-– Obcegom poczuł – rzekł trzęsącym głosem Słowan – przed obcym śpiewałem... jakbym miód lał w kałużę!
I wnet mrucząc niespokojny, z nasępionymi brwiami wyrywać się zaczął do pochodu, chłopca przed sobą kijem gnając. Nie śmiano go wstrzymywać. Parę razy gniewny odwrócił głowę i oddalił się szybko, NASK IFP
UG
Ze zbiorów „Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej” Instytutu Filologii Polskiej UG
45
dłonią ucisnąwszy struny, aby dźwięku wydać nie śmiały, usta zaci-snąwszy, aby się z nich głos nie dobył.
NASK IFP
UG
46
Ze zbiorów „Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej” Instytutu Filologii Polskiej UG
ROZDZIAŁ 5
Cała też gromada do koni zraz ruszyła, bo czas było w dalszą drogę. Tuż i rzekę w bród przebywać było potrzeba, a Gerda na swojego konia wziął Sambora... Na przeciwnym brzegu widniało pólko zasiane i obrzucone zasiekiem, ale niedźwiedzie go nocą splądrowały. Las był tu przerzedzony, pnie w nim sterczały poopalane. Dalej pasło się koni stado i zbrojny człek go pilnował, z rogiem u pasa, a pałką nasiekiwaną w ręku.Znowu przejechali gaj i tu dopiero szersza pola przestrzeń przed nim się odkryła. Nie opodal już widać było jezioro wielkie, w którym się słońce zachodzące przeglądało. Nad wodami jego ptastwo unosiło się stadami, czółna stały u brzegów, inne przesuwały w dali.
Hengo i Sambor, podniósłszy oczy, ujrzeli w odległości wysoką, szarą wieżę, wyniosłą: stołb grodowy, który okolicy panował. Stał nad brzegiem samym, posępny jakiś i straszny, a dokoła pod nim cisnęły cię zręby budowli, szopy i chaty.
– To kneziów gród! – z dumą zawołał smerda, zwracając się ku Niemcowi i wskazując stołb w oddaleniu. – Przybędziemy na czas, nim się do snu zabiorą.
Towarzyszom oczy zaświeciły. Sambor ponuro spojrzał przed siebie, konie zaczęto żywiej popędzać, tak że parobczak biegiem je doga-niać musiał. Niemiec spode łba rozpatrywał się bacznie.
W miarę jak się zbliżali, gród coraz wyraźniejszym się stawał.
Wieża z szarymi kamieni w oczach im rosła, u podnóża jej rozeznawa-li: dwór malowany, chaty, zabudowania, szopy w części wałami osłonione. Do muru stołba przypierały obszerne, z drzewa wzniesione do-mostwa, z dachami ze szczap drewnianych, przez które teraz miejscami dym się dobywał. Około grodu ludzi i koni widać było gromady i stada.
U brzegu poili bydło parobcy. Na wałach chodzili zbrojni ludzie, w żelaznych czółkach na głowie, z dzidami w ręku...
Wał i rów głęboki oddzielał od lądu grodzisko, przezeń most za-mykany prowadził warowny i hać na jeziorze... Jechali długo, nim nareszcie pod wrota ciasne przybyli, poznano smerdę i otworzono je zaraz; a za nim jadącego ujrzawszy Hengę, ciekawi cisnąć się zaczęli i dopytywać.
NASK IFP
UG
Ze zbiorów „Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej” Instytutu Filologii Polskiej UG
47