Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

– Użyjemy lokalnego oddziału SWAT. Niech się odpowiednio przygotują.
– A co z następną ofiarą? – zapytała Sachs.
– Jaką następną ofiarą?
– On już kogoś porwał. Wie, że mamy jego wskazówki od godziny albo dwóch. Niedawno porwał kogoś. Musiał to zrobić.
– Nie ma informacji, że ktoś zaginął. A nawet jeśli kogoś porwał, to przypuszczalnie przetrzymuje go w swoim mieszkaniu.
– Nie, tam nie.
– Dlaczego?
– Oni sprawdzili dużo śladów – wyjaśniła. – Lincoln Rhyme powiedział, że ma kryjówkę.
– Dobrze, zapytamy go później, gdzie ona się znajduje.
– Musimy być o tym przekonani – dodał inny agent.
– Ruszamy! – zawołał Dellray. – Podziękujmy funkcjonariuszce Sachs. Znalazła odcisk palca.
Zaczerwieniła się. Czuła to, ale nie mogła nic poradzić. Nienawidziła takiej reakcji. Spojrzała w dół, zobaczyła dziwne linie na swoich butach. Zmrużyła oczy. Zauważyła, że buty wciąż ma owinięte gumową taśmą.
Gdy uniosła wzrok, zobaczyła, że ponurzy agenci sprawdzają broń i kierują się do wyjścia. Spoglądali na nią. W ten sam sposób patrzą drwale na zwalone drzewa, pomyślała.
 
 
Rozdział dziewiętnasty
W 911 roku ogromna tragedia wstrząsnęła naszym ukochanym miastem. Dwudziestego piątego marca setki robotnic pracowało ciężko w szwalni, jednej z wielu „fabryk potu”, w Greenwich Village, w południowej części Manhattanu.
Właściciele byli tak żądni zysku, że odmawiali biednym dziewczynom nawet podstawowych udogodnień, którymi cieszyć się mogli niewolnicy. Uznali, że robotnice nie powinny wychodzić na krótkie przerwy, aby odpocząć, i zamykali pomieszczenia, w których pracowały.
 
Kolekcjoner Kości wracał do swojego domu. Przejechał obok pojazdu policyjnego, ale jechał ostrożnie i konstable nawet go nie zauważyli.
 
Tego dnia na siódmym piętrze budynku wybuchł pożar i w ciągu kilku minut rozprzestrzenił się w całej fabryce, z której młode robotnice usiłowały uciec. Nie było to jednak możliwe, ponieważ drzwi pozamykano łańcuchami. Wiele zginęło na miejscu, inne – czasami okropnie poparzone – zabiły się, wyskakując z wysokości kilkudziesięciu metrów na kamienny chodnik.
Doliczono się stu czterdziestu sześciu ofiar śmiertelnych. Policja była jednak zbita z tropu tym, że nie może znaleźć jednej ofiary: młodej kobiety, Esther Weinraub, która – jak widziało kilku świadków – w desperacji wyskoczyła przez okno z siódmego piętra. Żadna z dziewcząt, które skakały z tej wysokości, nie przeżyła upadku. Czy możliwe, że ona cudem ocalała? Gdy ułożono wszystkie ciała na ulicy, aby pogrążone w smutku rodziny mogły je rozpoznać, nie znaleziono nieszczęsnej panny Weinraub.
Zaczęły pojawiać się upiorne informacje, że widziano mężczyznę wywożącego duży pakunek z miejsca tragedii. Policjanci byli tym tak rozzłoszczeni, że ktoś śmiał sprofanować zwłoki młodej, niewinnej kobiety, iż rozpoczęli wyjątkowo skrupulatne poszukiwania mężczyzny.
Po kilku tygodniach ich ogromny wysiłek przyniósł owoce. Dwóch mieszkańców Greenwich Village zeznało, że widziało mężczyznę wynoszącego na ramieniu z pożaru duży pakunek, „jakby dywan”. Policjanci podążyli śladem tych informacji i dotarli do West Side, gdzie przepytali mieszkańców i dowiedzieli się, że opis mężczyzny odpowiada rysopisowi Jamesa Schneidera, który wciąż przebywał na wolności.
Policjanci ograniczyli poszukiwania do walącego się budynku w Hell’s Kitchen, w pobliżu rzeźni na Ulicy Sześćdziesiątej. Gdy weszli w boczną uliczkę, otoczył ich wstrętny odór...
 
Przejeżdżał teraz obok miejsca pożaru. Podświadomie chciał się zatrzymać i pójść tam. Żar Krosna – ironiczna nazwa dla budynku, w którym mieściła się spalona fabryka – został zburzony. Wtedy i teraz... Kolekcjoner Kości nie był zdziwiony, że zobaczył ubrane w białe bluzki młode robotnice, które ciągnąc za sobą ogon ognia i dymu, szukały śmierci i spadały na chodnik jak śnieg.
 
Po wyważeniu drzwi do domu Schneidera policjantom ukazał się widok, który wstrząsnął nawet najbardziej zahartowanymi. Ciało nieszczęsnej Esther Weinraub – albo to, co z niego pozostało – znaleziono w piwnicy. Schneider kończył dzieło tragicznego pożaru i powoli usuwał mięśnie kobiety w sposób, który jest zbyt przerażający, aby tu go opisywać.
Poszukiwania prowadzone w tym okropnym miejscu doprowadziły do odkrycia tajnego pomieszczenia wypełnionego kośćmi pozbawionymi ścięgien i mięśni.
Pod łóżkiem Schneidera jeden z policjantów znalazł pamiętnik, w którym ten obłąkaniec prowadził kronikę zbrodni. „Kości – pisał Schneider – są istotą człowieka. One nie zmieniają się, nie oszukują, nie poddają się. Gdy usuniemy skórę i mięso – nieważne, czy z kogoś pochodzącego z upośledzonej rasy, czy kobiety – pozostają szlachetne kości. Kości nie kłamią. Są nieśmiertelne”.
Koszmarny pamiętnik przedstawiał opis makabrycznych eksperymentów prowadzonych w celu znalezienia najlepszych sposobów oczyszczania kości. Ciała gotował, spalał, moczył w ługu, rzucał na żer zwierzętom, zatapiał.
Jedną metodę uznał za najbardziej skuteczną. „Doszedłem do wniosku – pisał w pamiętniku – że najlepszą metodą jest po prostu zakopanie ciała w żyznej ziemi. Trzeba pozwolić naturze wykonać żmudną pracę. Sposób ten zajmuje najwięcej czasu, ale jest najbezpieczniejszy, ponieważ nie wydzielają się żadne zapachy. Wolę zakopywać żywe ofiary, ale nie jestem pewien, czy to jest lepszy sposób”.
W jego tajnym pomieszczeniu znaleziono zakopane trzy ciała. Wykręcone ręce i wykrzywione twarze stanowiły wymowne świadectwo, że biedne ofiary jeszcze żyły, kiedy Schneider rzucał ostatnią łopatę ziemi na udręczone ciało.
Sposób postępowania przestępcy skłonił dziennikarzy do nadania Schneiderowi przydomku, pod którym będzie znany: Kolekcjoner Kości.
 
Jechał dalej, myślami wracał do kobiety w bagażniku – Esther Weinraub. Do chudego łokcia, obojczyka delikatnego jak skrzydło ptaka. Przyspieszył, nawet zaryzykował, dwukrotnie przejeżdżając skrzyżowanie na czerwonych światłach. Nie mógł się doczekać.
 
– Nie jestem zmęczony – burknął Rhyme.
– Zmęczony czy nie, ale potrzebujesz odpoczynku.
– Nie, potrzebuję kolejnego drinka.