— Praca może poczekać.
— Nie ma takiej potrzeby — odparÅ‚em ze Å›miertelnym spokojem. — To byÅ‚o tylko skaleczenie. Fatalne skaleczenie. Ale nic mu nie bÄ™dzie.
— I tak wkrótce wracam do domu. Nie wiem dokÅ‚adnie kiedy, ale...
— Nie zmieniaj swoich planów — powiedziaÅ‚em.
Tylko nas posÅ‚uchajcie — sztywni niczym dwoje ludzi nawiÄ…zujÄ…cych znajomość na nudnym przyjÄ™ciu. KiedyÅ› mogliÅ›my przegadać caÅ‚Ä… noc, mogliÅ›my mówić o wszystkim. A teraz przemawialiÅ›my do siebie jak dwoje nieznajomych, których nigdy sobie porzÄ…dnie nie przedstawiono. Tylko nas posÅ‚uchaj, Gino.
* * *
Cyd stała w progu naszego domu, trzymając pudełko z pizzą.
— Czy to nieodpowiedni moment?
— Nie, skÄ…dże. Wejdź.
Weszła do środka i wręczyła mi pudełko.
— Dla Pata. Spaghetti pesto.
— Zielone spaghetti. Jego ulubione. DziÄ™kujÄ™.
— Trzeba je tylko wsadzić do mikrofalówki. Potrafisz to zrobić?
— Chyba żartujesz? Nawet ja wiem, jak używać mikrofalówki. Jedna czy dwie minuty?
— Wystarczy jedna. Pat nie Å›pi?
— OglÄ…da telewizjÄ™. Dla odmiany.
Ubrany w piżamę z Gwiezdnych wojen i szlafrok z kolekcji M & S Pat rozsiadł się na sofie i oglądał reżyserską wersję Powrotu Jedi. Po jego powrocie ze szpitala cały domowy regulamin wylądował w koszu.
— Cześć, Pat — pozdrowiÅ‚a go Cyd, po czym ukucnęła i pogÅ‚askaÅ‚a go po wÅ‚osach, ostrożnie omijajÄ…c wielki plaster przylepiony z boku czoÅ‚a. — Jak twoja biedna gÅ‚owa?
— Dobrze. TrochÄ™ swÄ™dzÄ… mnie szwy.
— Wcale siÄ™ nie dziwiÄ™.
— Ale wiesz co? Nie trzeba bÄ™dzie ich zdejmować. Moich szwów.
— Nie?
— Nie, po prostu zniknÄ… — oznajmiÅ‚ Pat, spoglÄ…dajÄ…c na mnie w oczekiwaniu potwierdzenia.
— To prawda — powiedziaÅ‚em. — RozpuszczÄ… siÄ™. To nowy rodzaj szwów.
— Nowy rodzaj — przytaknÄ…Å‚ Pat, po czym skupiÅ‚ z powrotem uwagÄ™ na księżniczce Lei ubranej w skÄ…py strój konkubiny na dworze Jabby.
— NiezÅ‚Ä… ma sukienkÄ™ — stwierdziÅ‚a Cyd.
— Tak — zgodziÅ‚ siÄ™ Pat. — Jest niewolnicÄ….
— Mój Boże.
Przez kilka chwil oglądali księżniczkę Leię wijącą się na końcu łańcucha.
— No, zostawiam ciÄ™, żebyÅ› siÄ™ kurowaÅ‚ — mruknęła w koÅ„cu Cyd.
— Dobrze.
— Cyd przyniosÅ‚a ci obiad — poinformowaÅ‚em go. — Zielone spaghetti. Co siÄ™ mówi?
— DziÄ™kujÄ™ — powiedziaÅ‚, posyÅ‚ajÄ…c jej swój najbardziej czarujÄ…cy uÅ›miech w stylu Davida Nivena.
— Nie ma za co — odparÅ‚a.
Odprowadzając ją do drzwi, zdałem sobie sprawę, że coś śpiewa mi w duszy. Nie chciałem, żeby odeszła.
— DziÄ™kujÄ™, że wpadÅ‚aÅ› — powiedziaÅ‚em. — DziÄ™ki tobie mam udany dzieÅ„.
Obróciła się i spojrzała na mnie tymi osadzonymi szeroko oczyma.
— MówiÄ™ serio — dodaÅ‚em. — To najlepsza rzecz, jaka przytrafiÅ‚a mi siÄ™ w ciÄ…gu caÅ‚ego dnia. Zdecydowanie.
— Nie rozumiem — stwierdziÅ‚a.
— Czego nie rozumiesz?
— Dlaczego mnie lubisz? Nawet mnie nie znasz.
— NaprawdÄ™ chcesz to wiedzieć?
— Tak.
Powiedziałem jej więc dlaczego.
— LubiÄ™ ciÄ™, bo jesteÅ› silna, ale nie jesteÅ› twarda. LubiÄ™ ciÄ™, bo nie sÅ‚uchasz bzdur, które gadajÄ… faceci, lecz mimo to wyjechaÅ‚aÅ› ze swojego kraju, bo myÅ›laÅ‚aÅ›, że mężczyzna, dla którego to zrobiÅ‚aÅ›, jest tym jedynym.
— NajwiÄ™ksza pomyÅ‚ka w moim życiu.
— Być może. Ale podoba mi siÄ™, że po tych wszystkich filmach, które oglÄ…daÅ‚aÅ› jako maÅ‚a dziewczynka, staÅ‚aÅ› siÄ™ romantyczkÄ….
Roześmiała się i potrząsnęła głową.
— Potrafisz przejrzeć mężczyzn na wylot, lecz mimo to pragniesz znaleźć faceta, z którym mogÅ‚abyÅ› dzielić życie — dodaÅ‚em.
— Kto to powiedziaÅ‚?