Nadię budził rytmiczny pisk, który dobywał się z konsoletki na ręku, zjadała szybkie śniadanie, przez małe okienko oglądając wschód słońca. Najpierw świt zabarwiał niebo na kolor soczystych jagód, a potem nagle, poprzedzony gamą różowości wstawał mętny, różowo-pomarańczowy dzień. Dokoła na podłodze spali jej towarzysze na materacach, które na dzień zwijali i układali pod ścianami. Ściany utrzymane były w tonacji beżu, a świt zabarwiał je na pomarańczowo. Kuchnia i salon miały maleńką powierzchnię, a cztery toalety nie były wiele większe od szaf.
Kiedy słońce rozjaśniło pokój, wstała Ann i wyszła do ubikacji. John kręcił się już bezgłośnie po kuchni. Panował tu znacznie większy tłok niż na Aresie i codzienne życie stało się z tego powodu tak bardzo publiczne, że niektórzy mieli kłopoty z przystosowaniem się do tego braku intymności. Maja co noc skarżyła się, że nie może spać wśród tylu osób, zasypiała dopiero nad ranem i teraz drzemała z rozchylonymi jak dziecko ustami. Zwykle wstawała jako ostatnia, przesypiając hałas i odgłosy porannej krzątaniny współmieszkańców.
Słońce podniosło się już nad horyzont. Nadia przygotowała sobie płatki na mleku, mieszając mleko w proszku z wodą zebraną z atmosfery (smakowało prawie normalnie). Nadszedł czas, aby ubrać się w walker i pójść do pracy.
Walkery zostaÅ‚y zaprojektowane specjalnie do przebywania na powierzchni Marsa i różniÅ‚y siÄ™ od zwykÅ‚ych kosmicznych skafandrów tym, że nie byÅ‚y napeÅ‚nione sprężonym powietrzem – wykonano je z elastycznej siatki, która zwiÄ™kszaÅ‚a ciÅ›nienie niemal do takiej wartoÅ›ci, jakÄ… miaÅ‚a atmosfera ziemska. Taka konstrukcja zapobiegaÅ‚a dotkliwym potÅ‚uczeniom, na które byliby narażeni przy czÄ™stych niekontrolowanych zderzeniach w rzadkiej atmosferze Marsa, a jednoczeÅ›nie można siÄ™ byÅ‚o w niej poruszać o wiele swobodniej niż w skafandrze ciÅ›nieniowym. Walkery miaÅ‚y jeszcze jednÄ… bardzo znaczÄ…cÄ… przewagÄ™ nad typowymi skafandrami: tylko ciężki heÅ‚m byÅ‚ hermetycznie zamkniÄ™ty, wiÄ™c rozdarcie na kolanie czy Å‚okciu, chociaż groziÅ‚o poważnym urazem i odmrożeniem, nie pociÄ…gaÅ‚o za sobÄ… natychmiastowej Å›mierci z powodu uduszenia.
Zalety zaletami, ale wbijanie siÄ™ w walker byÅ‚o prawdziwÄ… mÄ™kÄ…. Nadia z trudem naciÄ…gnęła spodnie na dres, wÅ‚ożyÅ‚a kurtkÄ™ i zasunęła zamek w pasie, Å‚Ä…czÄ…c ze sobÄ… dwie części kombinezonu. Potem naÅ‚ożyÅ‚a wielkie ocieplane buty i przymocowaÅ‚a ich górne pierÅ›cienie do pierÅ›cieni spodni na wysokoÅ›ci kostek, wcisnęła rÄ™kawice i przypięła pierÅ›cienie w nadgarstkach, a nastÄ™pnie wÅ‚ożyÅ‚a standardowy ciężki heÅ‚m i zamknęła pierÅ›cieÅ„ na szyi. W koÅ„cu zarzuciÅ‚a na plecy lekkÄ… przenoÅ›nÄ… butlÄ™ i przyÅ‚Ä…czyÅ‚a do heÅ‚mu gumowÄ… rurÄ™ powietrznÄ…. Kilka razy ciężko odetchnęła, wdychajÄ…c zimnÄ… mieszankÄ™ tlenowo-azotowÄ…. Zerknęła na wyÅ›wietlacz na mankiecie walkera – odczyt komputerowy wskazywaÅ‚, że wszystkie Å‚Ä…cza kombinezonu sÄ… hermetyczne, wiÄ™c podążyÅ‚a za Johnem i SamanthÄ… do Å›luzy. ZamknÄ™li za sobÄ… wewnÄ™trzny luk, powietrze zostaÅ‚o wessane do zbiorników i po chwili John otworzyÅ‚ luk zewnÄ™trzny. CaÅ‚a trójka byÅ‚a gotowa do wyjÅ›cia.
Każdego ranka, kiedy wychodzili na tę skalistą równinę, przenikał ich nieokreślony dreszcz: światło wczesnego słońca rzucało długie cienie ku zachodowi, ukazując wyraźnie mnóstwo niewielkich pagórków i małych niecek. Zwykle wiał południowy wiatr i luźny, drobny piasek podnosił się w górę, wirując tuż nad powierzchnią, przez co zdawało się, że skały są w ruchu. Nawet najsilniejsze z tych wiatrów było trudno wyczuć, wyciągając rękę, ale przecież nie doświadczyli jeszcze ani razu jednej ze słynnych marsjańskich burz; huragan pędzący z prędkością pięciuset kilometrów na godzinę na pewno poczują. Dwudziestokilometrowy wiaterek nie robił na nich prawie żadnego wrażenia.
Nadia i Samantha dotarły do jednego z rozpakowanych roverów i wsiadły. Nadia skierowała pojazd przez równinę do ciągnika, który znaleźli poprzedniego dnia jakiś kilometr na zachód od bazy. Poranny chłód przenikał przez jej walker równie swobodnie, jak diament tnący niezbyt twardy materiał. Był to rezultat specjalnego splotu z włókien żarowych w materiale kombinezonu. Dziwne uczucie, ale podczas pobytu na Syberii często było znacznie chłodniej i też nie narzekała.