Gdyby dysponowała, zniszczyłaby
krążownik liniowy, nim ten rozprawił się z niszczycielem eskorty.
Tak więc sprawcą musiał być frachtowiec, a ten miał napęd i kompensator cywilne-
go typu, inaczej uciekałby po zniszczeniu Kerebina znacznie szybciej. A to oznaczało, że
był znacznie delikatniejszy niż jego okręt. Co się zaś tyczyło uzbrojenia, to Kerebin zo-
stał zniszczony z odległości ośmiuset tysięcy kilometrów, co przekraczało zasięg bro-
ni energetycznej... a więc najprawdopodobniej musiała to być zasługa tych przeklętych
zasobników, choć zagadką pozostawało, w jaki sposób frachtowiec mógł ich tyle holo-
wać. Nawet superdreadnoughty były w stanie ciągnąć ich nie więcej niż tuzin, a tyle sta-
nowczo nie wystarczyłoby do tak błyskawicznego unicestwienia krążownika liniowego.
359
Poza tym frachtowiec nie zwolnił, czyli nie mógł wyładować kolejnej ich partii, zakładając, że w tym kryła się tajemnica, a więc nie mógł ich użyć przeciwko Achmedowi.
Opinię tę podzielał zresztą jego kapitan flagowy Holtz i oficer taktyczny. Mimo to
Jurgens nie zamierzał szarżować, a wręcz przeciwnie — podchodzić wolno i ostrożnie,
będąc przygotowanym na wszystko, i z każdym systemem przeciwrakietowym goto-
wym do użycia. Miał zamiar potraktować przeciwnika z ostrożnością należną pancer-
nikowi, dopóki nie będzie pewien, że tamten nie zdoła skończyć z nim tak jak z Kerebi-
nem. A kiedy uzyska tę pewność...
— Liniowiec nie powinien był zwalniać — powiedział niespodziewanie ludowy ko-
misarz Aston.
Jurgens odwrócił się i z namysłem przyjrzał się grubaskowi w mundurze bez dys-
tynkcji. Nie sprawiał wrażenia osoby kompetentnej, za to zwolennika humanitary-
zmu jak najbardziej. W rzeczywistości Kenneth Aston posiadał obie te cechy, jak więk-
szość komisarzy w Zespole Wydzielonym. Ten zaskakujący stan rzeczy był zasługą Elo-
ise Pritchart, której Komitet ufał na tyle, że pozwolił jej dobrać sobie większość współ-
pracowników. Dlatego narzuconych z góry idiotów w typie towarzysza Franka Reide-
la było ledwie paru. Swoistą ironię losu stanowił fakt, że z całej załogi Kerebina ocala-
ło właśnie to zero...
— Fakt, towarzyszu komisarzu — przyznał. — Q-ship ma kompensator i napęd cy-
wilnego typu, więc wyciągnie niewiele większe przyspieszenie. Prawdopodobnie zresz-
tą ma też generator cząsteczkowego pola siłowego cywilnego typu. Ale, jak widzieliśmy,
liniowiec może osiągnąć znacznie wyższe przyspieszenie i powinien z tego skorzystać.
Jeśli Q-ship zdoła nas spowolnić, a to wysoce prawdopodobne, ucieknie, a jesteśmy je-
dynym okrętem znajdującym się na tyle blisko, by mieć ich w zasięgu sensorów. Gdyby
się rozdzielili, nigdy byśmy go nie złapali.
— Chyba że z jakiegoś powodu nie mogą się rozdzielić — zasugerował cicho Aston.
— Chyba że nie mogą. Kerebin mógł uszkodzić napęd liniowca, ale niegroźnie, bio-
rąc pod uwagę, jakie przyspieszenie rozwijał, zanim dołączył do niego ten krążownik
pomocniczy. Wydaje mi się bardziej prawdopodobne, że sprawę położył dowódca tego
ostatniego. Próbuje utrzymać liniowiec na tyle blisko, by móc go „ochraniać” cały czas.
— Też tak myślę. — Aston potarł podwójny podbródek. — Ale faktem jest także, że
zniszczył okręt towarzyszki kapitan Stellingetti zadziwiająco szybko. Jeśli ma sensory
wojskowego typu, a musi mieć, to wie, że tylko my możemy im zagrozić, bo tylko my
wiemy, gdzie są. Może spodziewa się, że i nas zniszczy równie łatwo?
— Może tak uważać — przyznał Jurgens. — Gdyby mu się to udało, mogliby uciec
oboje, bo w tych śmieciach nigdy byśmy ich nie znaleźli. Teraz nie wiemy nawet, gdzie
jest Durandel, a reszta okrętów, które były wystarczająco blisko, ugania się za frachtow-
cami. Ale jeżeli myśli, że zdoła nas pokonać, nie obrywając przy tym naprawdę poważ-
nie, to czeka go bolesna niespodzianka!
360
* * *
— Udało mu się wycisnąć jeszcze kilka g, skipper — zameldowała niezbyt szczęśli-
wa Jennifer Hughes. — Poprawiony czas wejścia w zasięg rakiet to godzina i siedemna-
ście minut.
Honor skinęła głową. Zrobiła wszystko, co mogła. Tschu i jego ludzie harowali w ru-
fowej ładowni, ale zniszczenia były większe, niż pierwotnie sądził, i czas naprawy się
wydłużał. Zaczęło się zresztą pechowo — stracił sześciu ludzi: dwoje zmiażdżonych
i czterech poranionych przez zasobnik, który zerwał się z toru, nim zdołali go usta-