Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

- Sądząc po głosie Randa, wyjaśniał to wszystko już nie raz. - Powiedziałem lady Nisurze, że chcę się zobaczyć z Egwene, a ona odparła, że Egwene jest zajęta i że będę musiał zaczekać. Ja tylko zawołałem ją od drzwi. Wcale nie chciałem wchodzić. One tak się na mnie rzuciły, że mógłbyś pomyśleć, że wzywałem Czarnego.
- Kobiety mają swoje zwyczaje - stwierdził Kajin. Był wysoki jak na Shienaranina, nieomal dorównywał wzro­stem Randowi, szczupły i niezdrowy z wyglądu. Kępka wło­sów na czubku jego głowy była czarna jak smoła. - Same wyznaczyły zasady obowiązujące w ich komnatach i my ich przestrzegamy, nawet jeśli są głupie. - Na te słowa sporo kobiet uniosło brwi, więc pośpiesznie chrząknął. - Nale­ży przesyłać wiadomość, jeśli się chce rozmawiać z jakąś kobietą, ale zostanie ona dostarczona dopiero wtedy, gdy zechcą, a do tego czasu musisz czekać. Taki jest tutejszy obyczaj.
- Ja muszę się z nią zobaczyć - upierał się Rand. - Niebawem wyjeżdżamy. Dla mnie jest to wręcz za póź­no, ale i tak muszę się zobaczyć z Egwene. Odzyskamy Róg Valere, sztylet i na tym koniec. Koniec z tym. Ale chcę ją zobaczyć, zanim odjadę.
Egwene skrzywiła się, mówił dziwnym tonem.
- Nie trzeba się tak zaperzać - uspokajał go Kajin. - Razem z Ingtarem znajdziecie Róg albo nie. Jak nie, to odzyska go ktoś inny. Koło obraca się, jak chce, a my je­steśmy tylko nitkami we Wzorze.
- Nie pozwól, by ten Róg cię opętał - powiedział Agelmar. - On potrafi przejąć władzę nad człowiekiem, już ja wiem, jak bardzo, a nie o to chodzi. Człowiek winien szukać obowiązku, nie sławy. Stanie się to, co ma się stać. Jeśli Róg powstał, by głosić chwałę Światłości, to na pewno będzie ją głosił.
- A oto i twoja Egwene - oznajmił Kajin, zauważy­wszy ją.
Agelmar obejrzał się i skinął głową, zauważając ją obok Nisury.
- Zostawiam cię w jej rękach, Randzie al'Thor. Pamię­taj, tutaj jej słowa są prawem, nie twoje. Lady Nisuro, nie bądź dla niego zbyt surowa. On tylko pragnął ujrzeć tę mło­dą kobietę i nie zna naszych obyczajów.
Egwene ruszyła w ślad za Nisurą, która torowała jej drogę przez tłum przypatrujących się im kobiet. Nisura skło­niła lekko głowę przed Agelmarem i Kajinem, ostentacyjnie nie zrobiła tego przed Randem. Mówiła napiętym głosem.
- Lordzie Agelmarze. Lordzie Kajinie. On już powi­nien był poznać nasze obyczaje, miał dość czasu, ale jest zbyt wielki, by dostać za to klapsa, więc pozwalam, by Egwene się z nim rozprawiła.
Agelmar poklepał Randa po ramieniu ojcowskim gestem.
- Widzisz. Porozmawiasz z nią, nawet jeśli nie w taki sposób, jak chciałeś. Chodź, Kajin. Musimy jeszcze wiele rzeczy sprawdzić. Amyrlin wciąż obstaje przy...
Jego głos umilkł w oddali, gdy oddalił się razem z dru­gim mężczyzną. Rand nie ruszył się z miejsca i wpatrywał się w Egwene.
Egwene zauważyła, że kobiety nadal patrzyły. Przypatry­wały się również jej, nie tylko Randowi. Czekały, co ona zrobi.
"Więc oczekuje się ode mnie, że się z nim rozprawię, tak?"
Czuła jednak, jak jej serce wyrywa się ku niemu. Jego włosy bardzo potrzebowały grzebienia. Twarz wyrażała gniew, upór i zmęczenie.
- Chodź ze mną - powiedziała.
Za nimi rozległ się głuchy pomruk, gdy ruszył obok niej w głąb korytarza, daleko od kobiecych komnat. Rand wy­dawał się zmagać z samym sobą, szukać słów, które mógłby powiedzieć.
- Słyszałam o twoich... wyczynach - powiedziała w końcu. - O tym, jak biegałeś wczoraj po komnatach kobiet z mieczem. Jak przyszedłeś z mieczem na audiencję u Zasiadającej na Tronie Amyrlin.
Nadal nic nie mówił, tylko szedł za nią, ze wzrokiem wbitym w podłogę.
- Ona cię... nie skrzywdziła, prawda?
Nie potrafiła się zmusić, by go zapytać, czy został po­skromiony, bynajmniej nie wyglądał łagodnie, a ona nie miała pojęcia, jak wygląda ktoś, kto to przeszedł.
Wzdrygnął się.
- Nie. Ona nie... Egwene, Amyrlin... - Potrząsnął głową. - Nie zrobiła mi nic złego.
Miała uczucie, że chciał powiedzieć coś zupełnie innego. Zazwyczaj potrafiła z niego wyciągnąć to, co przed nią ukry­wał, ale kiedy naprawdę postanowił, że będzie uparty, by­łoby jej łatwiej wydłubać cegłę z muru paznokciami. Sądząc po układzie jego szczęki, w tym momencie był bardziej uparty niż zwykle.
- Czego ona od ciebie chciała, Rand?
- Nic ważnego. Ta'veren. Chciała zobaczyć ta'veren. - Twarz mu zmiękła, gdy spojrzał na nią. - A co z tobą, Egwene? Wydobrzałaś już? Moiraine obiecała, że wydo­brzejesz, ale ty byłaś taka zesztywniała. Z początku myśla­łem, żeś umarła.
- No cóż, żyję.
Roześmiała się. Nie potrafiła sobie przypomnieć nic z te­go, co się stało po tym, jak poprosiła Mata, by razem z nią poszedł do lochów, aż do chwili, gdy przebudziła się we własnym łóżku. Z tego, co słyszała o wydarzeniach ubiegłej nocy, nieomal się cieszyła, że nic nie pamięta.
- Moiraine powiedziała, że zostawiłaby mi ból głowy jako karę za głupotę, gdyby umiała dokonać Uzdrowienia całej reszty prócz niego.