Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

W trakcie studiów sam eksperymentowałem z meskaliną, ale nie znalazłem w tym nic interesującego. Wakacje z meskaliną są czymś bardzo przyjemnym, ale wszystko zależy od tego, czy lubi się wakacje. Ja, osobiście, nie lubię; praca wydaje mi się bardziej interesująca.
Jednak uzyskane wyniki spowodowały, że postanowiłem spróbować ponownie. Zażyłem pół grama. Doświadczenie, jakiego wówczas doznałem, było tak przerażające, że nawet dziś - kiedy o tym pomyślę - oblewa mnie zimny pot.
Początkowo miałem, jak zwykle, przyjemne wrażenia - przestrzenie delikatnie wibrującego i falującego światła. Później miało miejsce intensywne odczucie spokoju i ukojenia, na podobieństwo buddyjskiej nirwany; piękna i łagodna kontemplacja wszechświata, który zarazem był czymś odrębnym, jak i tkwiącym we mnie. Po godzinie tych przeżyć, świadomie oderwałem się od nich; nie prowadziły mnie do rozwiązania zagadki samobójstw. Spróbowałem skierować swą uwagę ku własnemu WNĘTRZU, by zaobserwować faktyczny stan moich spostrzeżeń i emocji. Rezultat był nieoczekiwany. Tak, jak gdybym próbował patrzeć przez teleskop, a ktoś umyślnie zasłonił dłonią drugi jego koniec. Podejmowane przeze mnie próby samoobserwacji spełzły na niczym. Nagle, dzięki czemuś w rodzaju gwałtownego wysiłku, udało mi się przebić przez ścianą ciemności. Miałem niejasne uczucie, ŻE COŚ OBCEGO I ŻYWEGO UMYKA przed moim wzrokiem. Nie mam, oczywiście, na myśli wzroku w sensie dosłownym. Było to tylko uczucie czyjejś obecności. Jednak okazało się to tak realnym doświadczeniem, że przez chwilą byłem przerażony - prawie bliski szaleństwa. Można uciec przed konkretnym, fizycznym zagrożeniem; ale przed tym, czego doświadczyłem, nie było ucieczki. To tkwiło we mnie.
Skrajne przerażenie nie opuszczało mnie przez niemal cały następny tydzień. Byłem bliższy szaleństwa, niż kiedykolwiek przedtem. Mimo że powróciłem do codziennego świata, to jednak nie odzyskałem dawnego poczucia bezpieczeństwa. Czułem, że funkcjonowanie umysłu na poziomie codziennej świadomości jest tylko chowaniem głowy w piasek. Oznaczało jedynie, że nie byłem świadom zagrożenia.
Na szczęście nie pracowałem w tym czasie; podjęcie przeze mnie wówczas jakiejkolwiek pracy nie było możliwe. Po tygodniu pomyślałem sobie: No dobrze, ale czego się boisz? Nic ci się przecież nie stało... Natychmiast po tych słowach poczułem się lepiej. Kilka dni później “Standard Motors and Engineering" zaoferowało mi stanowisko zwierzchnika służby medycznej. Ofertą przyjąłem i zanurzyłem się, aż po czubek głowy, w pracę przeogromnej i skomplikowanej organizacji. Przez długi okres nie pozostawiła mi ona czasu na obmyślanie czy projektowanie eksperymentów z meskaliną; coś mnie od nich tak silnie odpychało, że zawsze znajdowałem sobie wymówkę, by odłożyć to na bok. Ostatecznie sześć miesięcy temu wróciłem do tego problemu, tym razem patrząc nań pod nieco innym kątem. Mój przyjaciel, Rupert Haddon z Princeton University, opowiedział mi o swoich niezwykle efektownych próbach leczenia przestępców seksualnych za pomocą LSD. Wyjaśniając swą teorię, odwoływał się w znacznej mierze do koncepcji Husserla. Natychmiast zdałem sobie sprawę, że fenomenologia jest tylko inną nazwą dla samoobserwacji, jakiej usiłowałem dokonywać pod wpływem meskaliny - i że gdy Husserl mówi o “odsłanianiu struktury świadomości", ma na myśli po prostu zanurzanie się w świat nawyków, o których uprzednio mówiłem. Husserl zdał sobie sprawę z tego, że posiadając wojskowe mapy przedstawiające każdą piędź naszej planety, pozbawieni jesteśmy analogicznej - opisującej świat umysłu.
Lektura Husserla dodała mi odwagi. Jednak sama myśl o zażyciu meskaliny przeraziła mnie; na szczęście fenomenologia zaczyna się od analizy świadomości potocznej. Tak więc zacząłem robić notatki, dotyczące ludzkiego świata wewnętrznego i tworzyć geometrię świadomości.
Prawie natychmiast uświadomiłem sobie, że JAKIEŚ WEWNĘTRZNE SIŁY przeciwstawiają się mym poszukiwaniom. Kiedy tylko skoncentrowałem się na tych problemach, natychmiast zaczynałem odczuwać bóle głowy i mdłości. Każdego ranka budziłem się z uczuciem silnej, głębokiej depresji. Zawsze interesowałem się amatorsko matematyką i byłem niezłym szachistą; wkrótce zdałem sobie sprawę, że zaczynam czuć się lepiej w momencie, kiedy przesuwam swą uwagę na matematykę i szachy. Kiedy zaczynałem myśleć o umyśle, powracała ta sama depresja.
Ta właśnie słabość zaczęła doprowadzać mnie do pasji. Postanowiłem przezwyciężyć ją za wszelką cenę. Wyprosiłem u swych przełożonych dwa miesiące urlopu. Ostrzegłem żonę, że będę bardzo chory. Następnie rozmyślnie skierowałem swoją uwagę na fenomenologię. Skutki tego były dokładnie takie, jak sądziłem. Przez kilka dni czułem zmęczenie i przygnębienie. Następnie pojawiły się silne bóle głowy i nerwobóle. Jeszcze później zacząłem wymiotować wszystko, co zjadłem. Położyłem się do łóżka i próbowałem skoncentrować się na analizie własnej choroby za pomocą metody proponowanej przez Husserla. Żona nie miała pojada, co się ze mną dzieje; jej obawy o mnie tylko pogarszały sytuacją. Dobrze, że nie mamy dzieci; w przeciwnym wypadku byłbym z pewnością zmuszony przerwać eksperyment.