Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.


Drgnęły ręce Ravisa.
– Sam się w tym gubię. Przecież tak niewiele rozmawiałem z Violante na temat Malraya. Myślałem... – potrząsnął głową – .. .myślałem, że jasno dałem jej do zrozumienia, co czuję.
– Być może. – Spojrzała mu w oczy. Po chwili odwrócił wzrok. – Czy Violante jest tu z Malrayem?
– Nie, jest w Rhiga. Malray mówi, że wpadła w oko synowi seniora i pochłaniają ją jego zaloty.
Starała się ukryć wyraz ulgi. Na samo wspomnienie Violante z Arazzo poczuła się nieokrzesana i zaniedbana. Nieświadomie wygładziła sukienkę.
– Chcesz się z nim zobaczyć?
– Tak, i to szybko. – Popatrzył na mroczniejące niebo. – Dziś wieczór.
– Skąd możesz mieć pewność, że nie grozi ci jakieś niebezpieczeństwo? Może to pułapka?
Pochylił się do przodu.
– On zamierza tu przyjść. Sam i bez broni. Pamiętasz, co powiedziałaś na pokładzie “Cypla”? Jak to Deveric wtrącał się do naszego życia przez dwadzieścia jeden lat? No cóż, teraz przestał się mieszać. To dla nas wszystkich początek nowej drogi: dla Camrona, dla ciebie... dla mnie. – Oczy błyszczały mu dziwnym blaskiem. Tessa pocałowała go w policzek. Szorstka szrama otarła się o jej wargi.
– Ciągle domagasz się kawałka ziemi Burano?
Potrząsnął głową.
– Nie, nigdy nie chodziło mi o posiadłości ziemskie. Walczyłbym o cokolwiek, żeby być u boku Malraya. – Wskazał na las. – Nawet o jesienne liście.
Silny podmuch zaszeleścił liśćmi pod schodami. Tessa wstała i pociągnęła Ravisa.
– Chodźmy do środka. Robi się ciemno.
Trzymając się za ręce, weszli do domu. Świece paliły się jasno, a blask ognia płonącego na palenisku rozjaśnił im policzki. Emith wyskoczył im na powitanie, trzymając w dłoni woskową tabliczkę.
– Chyba coś znalazłem, panienko – przysunął tabliczkę do światła. – Ten wzór z dwoma ornamentalnymi pasami plecionek przypomina tamten, nad którym pracowałaś w jaskini tuż przed rozerwaniem pierwszego wiązania.
Skinęła głową.
– Skąd go skopiowałeś?
– Z ostatniej iluminacji mistrza Deverica, panienko. Z tej, która doprowadziła cię do pierścienia. Ten wzór powtarza się kilka razy: na bordiurze i wokół centralnego medalionu. – Mówiąc to, pomógł jej zdjąć płaszcz. – Może to ten?
Wzięła od niego tabliczkę i przyjrzała się jej uważniej. W czarno-zielonym wosku wyryto ciąg splotów w kształcie litery S. Zmarszczyła czoło i starła z powierzchni nadmiar wosku. Przez ostatnie tygodnie pracowała wraz z Emithem nad wzorem, który by umożliwił jej kontakt z rodziną. Nie zamierzała wracać, ale chciała dać znać rodzicom, że jest cała i zdrowa. Poza tym pragnęła się z nimi pożegnać.
– Wykonałem obrysy, panienko. Tobie pozostało tylko wypełnić je farbą.
Uśmiechnęła się. Czasami miała wrażenie, którego nie potrafiła tak naprawdę uzasadnić, że uśmiercenie stwora na zamku Bess odmieniło Emitha. Bywało, iż przesiadywał u siebie kilka godzin, mieszając pigmenty i wyposażając pędzle w świńskie włosie. Niekiedy jednak stawał się nie do poznania. W zeszłym tygodniu przykazał Paxowi, by nie wracał z miasta na spienionym i przemęczonym koniu. Wspomnienie to budziło w niej wesołość. Pax nie wiedział, co powiedzieć, ale od tamtej pory łagodniej obchodził się ze swym koniem.
– Jesteście już spakowani? – Ravis podkładał pod ogień. – Pax będzie chciał ruszyć wcześnie rano.
Skinęła głową. Wracała wraz z Emithem do Bay’Zell. Postanowiła poczekać tam na powrót Ravisa z Garizonu, natomiast Emith planował zaadaptować część domu na szkołę i uczyć miejscowe dzieci czytania i pisania. Nie powiedział tego wprost, ale podejrzewała, że miał nadzieję pewnego dnia spotkać dziecko na tyle utalentowane, żeby mogło wyuczyć się na wielkiego skrybę. Emith mógłby przekazać mu całą wiedzę, jaką zgromadził u boku Avaccusa i Deverica. Żywiła wielką nadzieję, że kiedyś pojawi się takie dziecko. Emith miałby mu wiele do przekazania.
– Posprawdzam jeszcze niektóre rzeczy – rzekł, otrzepując jej płaszcz i wieszając go na krześle blisko kominka. – Panna Gerta obiecała pomóc mi spakować prowiant na podróż. Twierdzi, że chleb należy owijać woskowanym płótnem, aby nie czerstwiał.