Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.


- Widziałaś, że zajrzałem w gazecie do działu sportowego, żeby obstawić konie na jutro.
- Nic nie widziałam, ja wiem.
Ciekawe, czy miałam rację. Prezydent dogadał się z szefem opozycji i wybuchł skandal. Przewidziałam to tydzień temu.
Do domu wracałam autobusem. Ludzie przyglądali mi się: z ciekawością? Podziwem? Jestem dobrze ubrana, w drogie, markowe ciuchy. Twarz zadbana, delikatna, czysta cera bez wyprysków. Dbam o linię. Na pewno nie wyglądam na przeciętną dziewczynę. Starszy pan ustąpił mi miejsca, dżentelmen.
*
Od środka wbił się we mnie sztylet. Rozdzierał wnętrzności. Połknęłam ze dwa laxigeny i dopiero wtedy puściło. Soja wcale nie jest lekkostrawna. Jadłam ją tylko dla białka. Po tych kurczach przechodzi już ochota na jedzenie. W pierwsze dni głodówek trochę mną telepie i jestem osłabiona. Trzeciego, czwartego dnia przyjemna swoboda. Prędkość myślenia, lekkość ruchów. Czy mógłby mnie zabić zatwardzony stolec? Rozszarpać jelita i dostać się do otrzewnej? Niekiedy czuję, że miesza się z krwią. Z czerwonej staje się fusowata i śmierdzi ode mnie. Przywidzenia, oczywiście.
*
Cały dzień oblegali mnie w pracy. „Skąd wiedziałaś, że wygra? Masz wtyki na Slużewcu? Powiedz, na co postawić!" Tłok koło stolika, że oddychać nie miałam czym. Wyszliśmy z Miszką na korytarz.
- Po starej znajomości: powiedz, co jest grane? - przytulił mnie.
- Przychodzi na mnie czasem taka pewność - powiedziałam szczerze (no, bo jak inaczej to opisać). - Wiem wtedy rzeczy, o których nie mam pojęcia.
- Jesteś medium? Zapisałaś się do sekty i cię głodzą, żebyś miała lepsze wyniki?
- Nie jestem zagłodzona. Dbam o dietę. To ty należysz do sekty: reklamowców - wyrwałam mu się i wróciłam na recepcję. Wieczorem, wychodząc z roboty, zaszłam do jego pokoju. Siedział nad projektem oferty dla klienta.
- Miszką, zgaś światło i wracaj do domu. Wyśpij się. Z twojej pracy nic nie będzie. Facet splajtuje - mówiłam prawdę. Przynajmniej tak mi się wydawało. Mówienie prawdy daje spokojną pewność. Jest obowiązkiem uczciwych ludzi.
- Mhm - Miszką nie wierzył.
*
Szefowa wróciła z urlopu. Byłam pierwszą osobą, na którą trafiła. Otworzyły się drzwi windy i wyszła pachnąca, obrzmiała. Cofnęło ją na mój widok. Zmieniłam się przez ten miesiąc. Nie tak bardzo, jak chciałam, ale bliżej ideału.
Zostałam do niej wezwana po południu. W pokoju siedział już Miszka. Szefowa zaproponowała, żebym przeszła od jutra na recepcję wewnętrzną, do pokoju na zapleczu. Będę przyjmować wyjątkowo ważnych gości. Innymi słowy - awans. Zgodziłam się. Zamówiłam taksówkę do domu. Ludzie w autobusach gapią się na mnie. Wieczorem dzwonił Miszka. Pytał, czy dobrze się czuję. Ciekawiły go moje przeczucia co do jego akcji na giełdzie: sprzedać? Dokupić? Nie miałam żadnych przeczuć. Złościł się, że nie chcę mu pomóc. - Dzięki moim prośbom nie wyleciałaś z pracy - przechwalał się. Mówił, że szefowa chciała mnie natychmiast zwolnić. Recepcja jest wizytówką firmy. Podobno mój wygląd odstrasza klientów.
Za chuda? Patrzę w lustro i widzę dwie pyzy zamiast wystających kości policzkowych. Zazdrosna baba. Nic dziwnego, przy mojej figurze przypomina fokę. Zrobiło mi się niedobrze. Nie biorę już żadnych leków, witamin, świństw. Przeszłam na terapię naturalną. Poprawiam sobie humor, łykając własne hormony. Kiedy jest
mi bardzo wesoło, pluję do buteleczki. Przechowuję ją w zamrażalniku. Zdepresjonowana, rozcieńczam to wodą i łykam. Pomaga od razu. W ślinie jest serotonina - naturalny środek euforyzujący. Ślina jest sycąca. Łyżeczka z cukrem starcza na cały dzień. Ważę 40 kilogramów. Im jestem szczuplejsza, tym lepiej się czuję. Oblewa mnie fala szczęścia. W głowie rozbłyskuje światło, widzę kolorowe, trójwymiarowe obrazy. Świat znika.
*
W pracy mam własny pokój. Na końcu korytarza, cichy, przytulny. Przylega do niego toaleta tylko na mój użytek. Litry francuskiej wody mineralnej w codziennie zmienianym pojemniku. Szefowa przychodzi przed południem. Gawędzimy, podsuwa gazetę i prosi o moją opinię. Rysuję strzałki w górę albo w dół przy notowaniach giełdowych. To takie proste. Do wyboru trzy możliwości: hossa, bessa, marazm. Niekiedy gazetowe zdjęcia się ruszają i widzę, co będzie dalej. General, ściskając dłoń prezydenta, szykuje na niego zamach. Uśmiechnięty minister skoczy z okna. Jeśli nic nie przychodzi mi do głowy, wsłuchuję się w słowa. Robotnicy kuli ścianę w biurze obok. Sypał się tynk. To słowo brzmi właśnie tak, jakby miało zaraz odpaść. Tynk, tynk.
*
Lubię siedzieć w toalecie i sikać. Wsłuchiwać się w strumień, wysokość dźwięku. Zestrajać go z odgłosami gazów. Symfonia ciała. Wymyśliłam intymną kolekcję. Sikam do foremek na lód. Wkładam tam piórko, słomkę, patyczek, muchę. Zamrażam i mam bursztyny z zatopionymi śladami życia, okruchami przeszłości.
*
Zostałam do prawie czwartej nad ranem w biurze. Copywriterzy prosili o pomoc. Jutro oddają projekty. Miszka zaproponował mi zostawanie na noc w gabinecie. Sprowadzą łóżko, szafy. Lustro ma być na całą ścianę. W pokoju obok skończono remont, zainstalowano wannę i małe jacuzzi. Nie będę płaciła czynszu. Zaoszczędzę 300 dolarów miesięcznie. Kupię większy telewizor i kosmetyki nowej generacji z szyszynki płodu owcy. Zgodziłam się od razu.
*
Zadzwoniła Ela. Prosiła o radę, czy brać kredyt na samochód i urządzenie mieszkania. Czy jej mąż dostanie pracę w tej wielkiej produkcji amerykańsko-polskiej o życiu Pułaskiego? - Tak, tak, wiem. Kupiliście dom. On zniszczy wszystko dla jednego mebla. Jak to jakiego? Dla łóżka - nie mogłam jej oszukiwać. Mężuś znalazł sobie aktoreczkę. - Będziesz

Podstrony