Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

prywatne, pełne jest tysiąca aktualności i nie można wie-
dzieć, czy która z nich nie zaważy niebawem więcej na szali niż polityka w dotychczaso-
wym znaczeniu. Gdyby np. za 150 lat miał nastąpić koniec świata, może bzik polityczny
ustąpiłby nagle, jak ręką odjął. Można też imaginować sobie np. taką przyszłość, że zwy-
kłą politykę pozostawi inteligentna ludzkość do załatwiania jakimś funkcjonariuszom w
rodzaju monterów lub kominiarzy, a za politykę wielką i ważną będzie się uważało np.
sprawy teatralne.
Człowiek współczesny zatracił ideał „kalokagathia”, dlatego bagatelizuje sobie życie
codzienne, lekceważy samego siebie. Niby żyje tą dzisiejszością „z dnia na dzień”, jak mu
zarzucają, a jednak wciąż ją tylko marnuje. Jego życie „prywatne” nie jest nic warte i to
się właśnie pokazuje w poezji. Obecny gwałtowny nawrót ku liryce jest instynktownym
zdrowym odruchem - podnosi w cenie „drobiazgi” życia, wierzy raczej jego falistej po-
wierzchni niż fałszywej głębi. Przyczyną upadku szacunku dla życia jest nieszczęsna idea
ofiary, poświęcanie się za społeczeństwo, za naród - który na całym świecie zwyrodniał w
wojnę. Człowiek-jednostka chowa się w społeczeństwo ze swoim brudem, jemu samemu
wolno być niczym, bo on jest tylko nawozem dla przyszłości. Ten futuryzm etyczny, ten
ascetyzm lenistwa, który doszczętnie skompromitował tendencję w poezji, zbrzydziw-
szy ją potajemnie wszystkim, nazwałem raz „filozofią koralową”.
Powinien nastąpić przełom w pojmowaniu tendencji. U nas znano tylko jedną lub
dwie tendencje, a tendencyj może być milion. Dobre i złe, jawne i zamaskowane, proste i
pochodne, zawarowane (tj. niejako na cudzy rachunek). Przede wszystkim muszą być no-
we. Tendencje stare mają to do siebie, że zasychają w jednej szczupłej formule, dadzą się
wypowiedzieć abstrakcyjnie; tendencje nowe są wizją dramatyczną, która usiłuje kry-
stalizować się we wszelkich formach, więc także i abstrakcyjnej - i w różnych rozgałęzie-
niach.
(Rok 1931). Artykuł mój w „Nowej Reformie”, podany powyżej, zawierał in nuce po-
gląd rozwinięty w Walce o treść w rozdziale Hierarchia i aktualność - i jeszcze dotych-
100
czas w Polsce zupełnie świeży (sic!). Gdy bowiem - zwłaszcza pod wpływem komuni-
stycznej ideologii literackiej - dziś dla nikogo z młodych literatów nie ulega wątpliwości,
że treść jest w poezji rzeczą najważniejszą, tak jak kilka lat temu uważali ją za współ-
czynnik obojętny; gdy więc na pozór pod tym względem owa książka przychodziła niby
na gotowe, bez opóźnienia, lecz nie wyprzedzając - zawartość pojęcia treści, kwestia hie-
rarchii, cały otwierający się tutaj świat możliwości pozostał dla nich terra incognita. Za-
miast wzbić się do jakiejś syntezy, cofnęli się do tezy: treść jako ciasna tendencja. Została
się więc z mojej książki pewna reszta, jeszcze nie skonsumowana - i może nadal zostanie.
Dopiero gdy z zagranicy przyjdzie myśl podobna lub ta sama, wtedy ich oświeci.
(Rok 1933). Cała powyższa rozprawa z r. 1916 jest zarazem pierwszym obszerniejszym
sformułowaniem mojego „klerkizmu”.

1 P.p. Do tej definicji wracam i szerzej ją rozwijam w Walce o treść, s. 122 i poprzed-
nie. - Dla uzupełnienia przeglądu definicyj, podanych w tej książce, przytaczam jeszcze
piękną i głęboką definicję Brzozowskiego, zawartą w jego Pamiętniku (s. 10/11). Powiada
on najprzód, że „trzeba w poezji widzieć istotnie poiesis, tworzenie życia, nowych faktów
duszy ludzkiej, jej nowych organów, nowych bytów duchowych. Poezja powstaje tam,
gdzie syntetyczny obraz świata, zespół myśli, słowem pewien byt duchowy, pewna forma
idealna człowieczeństwa jest odczuta jako radość... zostaje stworzona, wydobyta z same-
go wnętrza życia... Poetycko treść jest formą; by być poezją, treść musi się stać radosnym
faktem życia... Poezja musi być pojmowana jako twórcza autodefinicja człowieka”.
2 P.p. Patrz rozprawę o T. Peiperze.
„WALKA O TREŚĆ”

Książka ta jest teoretyczną likwidacją najnowszej, chociaż dziś już do przeszłości