w ogóle myślę o nich, to z rzadka, przelotnie i ogólnikowo
Alfred Schutz, uczony amerykański niemieckiego pochc nią, który założył w socjologii tak zwaną szkołę fenomenolo, na, zasugerował, że z jednostkowego punktu widzenia, wszys łudzi można rozmieścić wzdłuż wyimaginowanej linii, na h odmierzałoby się społeczny dystans rosnący wraz z tym maleje ilość i intensywność społecznych oddziaływań. Ja wyznaczyłbym punkt wyjścia; najbliżej znaleźliby się znaj( osoby, z którymi utrzymuję naprawdę bezpośrednie kont Znajomi zajmują tylko niewielki fragment odcinka obejmują
46
Socjologia
moich współczesnych, ludzi, którzy żyją równocześnie ze mną i z którymi przynajmniej potencjalnie mógłbym się zetknąć bezpośrednio. Moje relacje z nimi są, oczywiście, ogromnie zróżnicowane: niektórzy są dla mnie konkretnymi osobami (politycy, aktorzy), inni występują tylko jako pewne typy ludzkie (starcy. Murzyni, Żydzi, Latynosi, bogacze, chuligani futbolowi, żołnierze, biurokraci itd,) Im dalszy ode mnie jest punkt na linii, tym bardziej ogólnikowe i schematyczne jest moje myślenie o reprezentowanych przezeń ludziach, tym bardziej też obojętne byłoby moje zachowanie względem nich, gdyby doszło do spotkania. Jednak oprócz współczesnych są także (przynajmniej na linii, która jest graficzną prezentacją ludzkości) moi przodkowie i potomni. Różnią się od współczesnych tym przede wszystkim, iż moje z nimi prozumienie Jest niekompletne, jednostronne i musi takie pozostać - na zawsze lub na razie. Przodkowie mogli pozostawić mi pewne komunikaty (zwane t r a d y-cj ą albo pamięcią historyczną), tyle że nie sposób na nie i m odpowiedzieć. Z potomnymi sprawa ma się odwrotnie;
wraz ze swoimi współczesnymi zostawiam im komunikaty, zawarte w tym, co zbiorowo bądź indywidualnie budujemy czy piszemy, nie oczekuję jednak na nie odpowiedzi. Żadna z tych kategorii nie jest oddzielona od reszty ostrymi, wyrazistymi przedziałami;
granice są tu postrzępione, gdyż ludzie zmieniają swoje umiejscowienie, napływając do centrum i oddalając się od niego, współcześni stają się przodkami, potomni - współczesnymi.
Istnieją dwa typy bliskości: duchowa i fizyczna, wcale jednak nie muszą się ze sobą pokrywać. Na terenach gęsto zaludnionych, Jak na przykład w centrach wielkich miast, w każdej chwili jest w naszym pobliżu wielu ludzi, z którymi niewiele duchowo nas łączy; jak zobaczymy w rozdziale trzecim, fizyczna bliskość może iść w parze ze znacznym duchowym oddaleniem (życie w mieście domaga się wręcz wyszukanej sztuki "neutralizowania" bliskości cielesnej, w przeciwnym bowiem razie ległby na nas zbyt wielki ciężar emocjonalny, a moralne powinności okazałyby się zbyt duże, żeby im podołać; dlatego też ludzie w miastach muszą nauczyć się tej sztuki i z niej korzystać). Bliskość duchowa czy moralna wyraża się w naszej umiejętności (i chęci) doświadczenia
My i oni
wspólnoty uczui, która sprawia, że innych ludzi postrzel jako osoby nam podobne: mające własne cele i prawo da:
do nich, obdarzone podobnymi do naszych emocjami oraz pc na jak u nas podatnością na przyjemność i ból. Wspólnota u zakłada zwykle empatię, zdolność (i chęć) do tego, stawiać się w sytuacji innych, spojrzeć na rzeczy i sprawa oczyma. Zakłada również współodczuwanie, umiejęl cieszenia się cudzymi radościami oraz dzielenia cudzych s ków. Taka wspólnota uczuć jest najpewniejszym znakiei właściwie prawdziwą treścią) bliskości duchowej i moralnej. wzrasta dystans społeczny, także owa wspólnota uczuć wyczei się i zanika.
Żyję pośród rozróżnień i podziałów, które pozwalają m:
dzieć "nieciągłość w ciągłości", spostrzegać granice tam, f skądinąd istnieje wielość płynnie przechodzących w siebie cieni, dzięki czemu mogę dzielić ludzi na kategorie, które di gają się różnych postaw i różnych zachowań. Pomiędzy odróżnieniami jest jedno, które ma największy wpływ na :
relacje z innymi i na którym opierają się wszystkie inne graniczenia ucieleśniające się w moich zachowaniach, a je odróżnienie pomiędzy "nami" i "nimi". W zaimkach "my" i, wyraża się przede wszystkim nie podział wszystkich ludzi na odrębne grupy, lecz różnica dwóch zdecydowanie odmien postaw: uczuciowego związku i antypatii, zaufania i podejrzi sci, pewności siebie i trwogi, gotowości do współpracy i wróg "My" oznacza grupę, do której sam należę. Rozumiem dobrz co dzieje się w jej obrębie, a ponieważ rozumiem, wiem postępować, i dlatego czuję się bezpiecznie, jak u siebie \n mu". Grupa taka jest, by tak rzec, moim naturalnym otoczer sfera, w której chcę być i do której powracam z uczuciem "Oni" stanowią natomiast grupę, do której albo nie mogę, nie chcę należeć. Mój obraz tego, co się w niej dzieje, jest pi rozmyty i fragmentaryczny, to zaś, czego mogę od niej oczeki jest w dużej mierze nieprzewidywalne i dlatego budzące Skłonny jestem podejrzewać, że "oni" za moją rezerwę i si odpłacą tą samą monetą, podejrzliwością i niechęcią, odpo dając na mój stosunek do ich grupy. Spodziewam się przeti
48
Socjologia
"oni" będą działać na przekór moim interesom, spróbują mi zaszkodzić, podstawić mi nogę, radzi z moich niepowodzeń.