A gdyby twój
„superczłowiek” był taki nadzwyczajny, kto mógłby zmusić go do tracenia ener-
gii na wycieranie sześćdziesięciu miliardów nosów i sprzątanie bałaganu, który narobiło sześćdziesiąt miliardów nieznośnych brzdąców? Z pewnością superczłowiek potrafiłby znaleźć bardziej satysfakcjonujący użytek dla swoich wielkich
talentów?
— Tak, tak — powiedział Sayona. — Ale oczywiście nie miałem na myśli ni-
czego tak daleko idącego. — Spojrzał na Donala z lekką irytacją. — Wiemy obec-
nie wystarczająco dużo o genetyce, by zdawać sobie sprawę, że nie moglibyśmy
nagle otrzymać zupełnie nowej wersji istoty ludzkiej. Każda zmiana musiałaby
mieć postać jednego nowego talentu.
— A co, gdyby istniał jakiś talent nie do odkrycia?
— Nie do odkrycia?
— Przypuśćmy — wyjaśnił Donal — że mam zdolność widzenia nowego,
dziwnego koloru. Jak opisałbym go tobie, który nie możesz go zobaczyć?
— Zlokalizowalibyśmy go dokładnie — odparł Sayona — Wypróbowaliby-
śmy wszystkie możliwe formy radiacji, aż znaleźlibyśmy taką, którą mógłbyś zi-
dentyfikować jako odpowiadającą twojemu kolorowi.
— Ale nadal nie moglibyście go sami zobaczyć.
— No, nie — zgodził się Sayona. — Ale to nie byłoby ważne, gdybyśmy
wiedzieli, jaki jest.
*
*
*
— Jesteś pewien? — upierał się Donal nie odwróciwszy się. — Przypuśćmy,
że jest ktoś, kto myśli w zupełnie nowy sposób, ktoś, kto w dzieciństwie zmu-
szał się do myślenia logicznego, ponieważ tylko w ten sposób myśleli wszyscy
wokół niego. Stopniowo jednak, w miarę jak dorasta, odkrywa, że widzi związki
niedostrzegalne dla innych umysłów. Wie na przykład, że gdybym ściął to drzewo rosnące w moim ogrodzie, gdzieś o kilka lat świetlnych stąd zmieniłoby się życie jakiegoś innego człowieka. Ale nie potrafi wyjaśnić swojej wiedzy w kategoriach logiki. Co więc przyszłoby ci z tego, że wiedziałbyś, co to za talent?
— Oczywiście, nic — powiedział Sayona dobrodusznie — ale z drugiej strony
jemu również nic by z tego nie przyszło, ponieważ żyje w społeczności kierującej 165
się logiką. W rzeczywistości tak niewiele by mu z tego przyszło, że bez wątpienia nigdy nie odkryłby w sobie tego talentu. I mutacja ta jako błąd natury zginęłaby bezpłodnie.
— Nie zgadzam się z tobą — powiedział Donal. — Ponieważ ja jestem super-
człowiekiem intuicji. Używani jej świadomie, jak ty używasz logiki, by dojść do jakiegoś wniosku. Mogę sprawdzać krzyżowo swoje przeczucia, by dowiedzieć
się, które jest prawdziwe. I mogę z intuicyjnych wniosków wznieść intuicyjną budowlę. Jest to tylko jeden talent. . . ale zwielokrotnia znaczenie i moc pozostałych, nadając im nową jakość.
Sayona wybuchnął śmiechem.
— I dlatego, zgodnie z moim stwierdzeniem, że ta zdolność przyniosłaby nie-
wiele pożytku i nawet nie byłbyś w stanie jej odkryć, nie mógłbyś twierdząco
odpowiedzieć na moje pytanie, czy jesteś superczłowiekiem! Bardzo dobrze, Do-
nalu. Już od tak dawna nie stosowano sokratejskiej metody w dyskusji ze mną, że nawet jej początkowo nie rozpoznałem.
— A może instynktownie wolałbyś nie dostrzec mojego talentu — powiedział
Donal.
— Nie, nie. Wystarczy — powiedział Sayona, ciągle się śmiejąc. — Wygrałeś,
Donalu. Tak czy inaczej, dziękuję, żeś mnie uspokoił. Gdybyśmy przeoczyli re-
alną możliwość, uważałbym się za osobiście odpowiedzialnego. Uwierzyliby mi
na słowo. . . a ja okazałbym się niedbały. — Uśmiechnął się. — Czy powiesz mi, jaki był prawdziwy sekret twojego sukcesu, jeśli nie talent?
— Intuicja — odpowiedział Donal.
— To prawda — stwierdził Sayona. — Naprawdę masz intuicję. Ale żeby