W większości stanów publikowano szczegółowe plany finansowe kampanii, w niektórych przypadkach po raz pierwszy. Sporo uwagi ściągały nie całkiem jawne działania Pentagonu i jego tajny budżet. I tak dalej.
Heather odpowiadała idea zatroskanych obywateli, uzbrojonych w WormCamy i własną podejrzliwość, tłoczących się wokół ludzi skorumpowanych i przestępców niczym białe ciałka wokół rany. Jej zdaniem istniał prosty łańcuch przyczynowo-skutkowy, motywujący podstawowe swobody obywatelskie: z jawności wynikała odpowiedzialność, a z niej z kolei wolność. Techniczny cud - albo przypadek - oddał w ręce osób prywatnych najpotężniejsze narzędzie śledcze.
Jefferson i Franklin byliby pewnie zachwyceni, choćby nawet oznaczało to rezygnację z własnej prywatności...
Z pracowni doszedł jakiś dźwięk. Stłumiony chichot.
Heather boso podkradła się do uchylonych drzwi. Mary z przyjaciółką siedziały przy jej biurku.
- Patrz na tę ofermę - mówiła Mary. - Ręka mu się ześlizguje z czubka.
Heather poznała koleżankę. Sasha, o jedną klasę wyżej od Mary, znana była w miejscowej mafii rodzicielskiej jako Zły Wpływ. Powietrze było aż gęste od dymu ze skręta - prawdopodobnie z zapasów Heather.
Obraz z WormCamu ukazywał nastoletniego chłopca. Heather poznała go także, chodził do tej samej szkoły - Jack? Jacques? Był w sypialni, spodnie miał opuszczone do kostek, siedział przed ekranem i masturbował się, przejawiając przy tym więcej entuzjazmu niż kompetencji.
- Gratulacje - powiedziała cicho Heather. - Widzę, że jednak przebiłaś się przez nianię.
Mary i Sasha aż podskoczyły. Sasha machnęła ręką, bezskutecznie próbując rozwiać obłok dymu marihuany. Mary odwróciła się do ekranu.
- Dlaczego nie? Ty się przebiłaś.
- Z ważnego powodu.
- Czyli tobie wolno, a mnie nie. Jesteś hipokrytką, mamo. Sasha wstała.
- Ja wychodzę.
Tak, wychodzisz - rzuciła Heather w stronę jej pleców. - Mary, nie sądziłam, że zrobisz coś takiego. Szpiegujesz sąsiadów jak jakiś obleśny podglądacz.
- A co jeszcze można robić? Przyznaj, mamo, że sama robisz się trochę wilgotna.
- Wynoś się stąd.
Śmiech Mary zmienił się w demonstracyjne parsknięcie. Wyszła z pokoju.
Wstrząśnięta Heather usiadła przed ekranem i spojrzała na chłopca. Jego ekran także pokazywał widok z WormCamu - nagą dziewczynę, która też się masturbowała, lecz uśmiechała się przy tym i mówiła coś do chłopca.
Heather zastanawiała się, ilu jeszcze widzów ma ta para. Może o tym nie pomyśleli. Nie można założyć podsłuchu na WormCam, ale trudno też wciąż pamiętać, że oznacza on powszechny dostęp dla każdego. Absolutnie wszyscy mogli oglądać zabawę tych dzieciaków.
Była skłonna się założyć, że przez pierwsze miesiące dziewięćdziesiąt dziewięć procent wykorzystania WormCamu będzie tego typu prymitywnym podglądactwem. W ten sam sposób Internet udostępnił kiedyś pornografię w domu i nikt już nie musiał zaglądać do podejrzanych sklepików. I tak każdy zawsze chciał być podglądaczem, argumentowano, więc teraz możemy to robić bez ryzyka, że nas przyłapią.
Przynajmniej tak się wydawało, podczas gdy w rzeczywistości każdy mógł podglądać tych, co podglądają. Tak samo jak każdy mógł podglądać Mary i Sashę, dwie miłe nastoletnie dziewczyny, które ogarnia przyjemne podniecenie. Może jest nawet jakaś grupa, która osiąga przyjemność z oglądania właśnie jej, Heather, suchej jak kij kobiety w średnim wieku, przyglądającej się analitycznie tej głupiej rozrywce.
A może, jak sugerowali niektórzy komentatorzy, to właśnie możliwość podglądania bliźnich podbijała zainteresowanie domowym dostępem do WormCamu, a nawet przyspieszała jego techniczny rozwój. Tak jak dostawcy pornografii doprowadzili do rozwoju wczesnego Internetu. Heather chciałaby wierzyć, że jej współobywatele są rozsądniejsi, ale może po raz kolejny była idealistką.
W końcu nie zawsze podglądanie służy podnieceniu. Codziennie w wiadomościach mówili o ludziach, którzy z tego czy innego powodu szpiegowali bliskich, odkrywali tajemnice, zdrady, spiski, a to prowadziło do fali rozwodów, przemocy domowej, samobójstw i wielkich wojen między przyjaciółmi, partnerami, krewnymi, dziećmi i rodzicami. Wiele brudu trzeba będzie usunąć z dawnych związków, zanim wszyscy dojrzeją i przyzwyczają się do jawności życia w szklanych ścianach.