»
«Tak. Diogenes jednak szukaÅ‚ czÅ‚owieka, lecz nie znalazÅ‚ go. Ja, szczęśliwszy od niego, znalazÅ‚em węża tam, gdzie sÄ…dziÅ‚em, że mam małżonkÄ™, i kukuÅ‚kÄ™ w osobie, którÄ… uznawaÅ‚em za przyjaciela. Ale po tylu latach bÅ‚Ä…kania siÄ™ w szaleÅ„stwie, z powodu tego poznania, znalazÅ‚em CzÅ‚owieka – ÅšwiÄ™tego.»
«Ja nie znam innej mądrości niż [mądrość] Izraela.»
«JeÅ›li tak jest, to masz już czym siÄ™ bronić. Teraz jednak masz także wiedzÄ™, a raczej – mÄ…drość Bożą.»
«To to samo.»
«O, nie! To jak dzień zamglony przy dniu słonecznym.»
«Chcesz mi udzielać lekcji? Ale ja jej nie chcÄ™!» [– ucina Judasz.]
«Pozwól mi mówić! Najpierw zwracaÅ‚em siÄ™ do dzieci: byÅ‚y roztargnione; potem – do cieni: przeklinaÅ‚y mnie; potem – do kur: byÅ‚y lepsze od jednych i od drugich, o wiele lepsze. Teraz rozmawiam sam ze sobÄ…, nie mogÄ…c jeszcze rozmawiać z Bogiem. Dlaczego chcesz mi w tym przeszkodzić? WidzÄ™ tylko jednym okiem, kopalnie zrujnowaÅ‚y moje życie, serce mam chore od bardzo wielu lat. Pozwól przynajmniej, by mój umysÅ‚ nie wyjaÅ‚owiÅ‚ siÄ™.»
«Jezus jest Bogiem.»
«Wiem o tym. WierzÄ™ w to. Bardziej niż ty, bo ja powróciÅ‚em do życia dziÄ™ki Niemu, a ty – nie. Chociaż On jest Dobrem, zawsze przecież jest Bogiem. Dlatego biedny nieszczęśnik, jakim jestem, nie oÅ›miela siÄ™ traktować Go tak poufale, jak ty. Dusza moja mówi do Niego... ale wargi nie majÄ… Å›miaÅ‚oÅ›ci. MyÅ›lÄ™, że On sÅ‚yszy duszÄ™, poÅ›ród Å‚ez jej wdziÄ™cznoÅ›ci i miÅ‚oÅ›ci nawróconego.»
«To prawda, Janie. Odczuwam twojÄ… duszę» – mówi Jezus, przyÅ‚Ä…czajÄ…c siÄ™ do rozmowy. Judasz czerwieni siÄ™ ze wstydu, a mąż z Endor – z radoÅ›ci. [Jezus mówi:]
«Słyszę twoją duszę, to prawda. I odczuwam też wysiłek twego ducha. Dobrze powiedziałeś. Kiedy zostaniesz ukształtowany we Mnie, wtedy przyda ci się to, że byłeś nauczycielem i uważnym uczniem. Rozmawiaj, rozmawiaj, nawet sam ze sobą...»
«Pewnego razu, Nauczycielu, nie tak dawno temu, powiedziaÅ‚eÅ› mi, że to źle rozmawiać z wÅ‚asnym ja» – zauważa Judasz niegrzecznie.
«To prawda, powiedziaÅ‚em tak. A to dlatego, że ty źle o kimÅ› mówiÅ‚eÅ› przed twoim wÅ‚asnym ja. Ten czÅ‚owiek nie mówi źle, on medytuje – i to we wspaniaÅ‚ym celu. Nie wyrzÄ…dza zÅ‚a.»
«SÅ‚owem, jestem w bÅ‚Ä™dzie!» – Judasz staje siÄ™ agresywny.
«Nie. CieÅ„ okrywa twoje serce. Pogoda jednak nie może być zawsze Å‚adna. Rolnicy pragnÄ… deszczu i jest miÅ‚oÅ›ciÄ… modlić siÄ™ o to, by nadszedÅ‚. Deszcz także jest miÅ‚oÅ›ciÄ…. Spójrz, oto piÄ™kna tÄ™cza, która z Atarot siÄ™ga po Rama. MinÄ™liÅ›my Atarot. Smutna dolina znajduje siÄ™ za nami. Tu wszÄ™dzie sÄ… uprawy i radość z powodu sÅ‚oÅ„ca rozpraszajÄ…cego chmury. Gdy bÄ™dziemy w Rama, do Jerozolimy pozostanie trzydzieÅ›ci sześć stadiów. Ujrzymy jÄ… ponownie za tym wzniesieniem, które przypomina miejsce straszliwej rozpusty, jakiej oddawali siÄ™ mieszkaÅ„cy Gibea. To straszliwa rzecz – kÄ…sanie ciaÅ‚a, Judaszu...»
Judasz nie odpowiada, tylko oddala się, rozgniewany, krocząc po kałużach.
«Cóż mu siÄ™ dziÅ› staÅ‚o?» – pyta BartÅ‚omiej.
«Zamilknij, żeby nie usłyszał cię Szymon, syn Jony. Unikajmy kłótni i... nie zatruwajmy Szymona. Jest tak szczęśliwy ze swoim chłopcem!»
«Dobrze, Nauczycielu. Jednak to źle i powiem mu o tym.»
«On jest młody, Natanaelu. Ty także byłeś młody...»
«Tak... ale... powinien okazywać szacunek!» – [Natanael] mimowolnie podnosi gÅ‚os. Przybiega Piotr:
«Co siÄ™ dzieje? Kto nie okazaÅ‚ szacunku? Nowy uczeÅ„?» – i patrzy na Jana z Endor, który dyskretnie usunÄ…Å‚ siÄ™, kiedy pojÄ…Å‚, że Jezus napomina apostoÅ‚a i wÅ‚aÅ›nie rozmawia z Jakubem Alfeuszowym i Szymonem ZelotÄ….
«Wcale nie. On jest pełen szacunku jak mała dziewczynka.»
«A, to dobrze! W przeciwnym razie... ech, jego jedyne oko byłoby zagrożone. A więc... to... Judasz!...»
«Posłuchaj, Szymonie, czy nie powinieneś zajmować się twoim małym? Zabrałeś Mi go, a teraz mieszasz się do przyjacielskiej rozmowy pomiędzy Natanaelem i Mną. Czy nie wydaje ci się, że chcesz robić zbyt wiele?»
Jezus uśmiecha się tak spokojnie, że Piotr nie wie, co myśleć. Patrzy na Bartłomieja... Ten jednak wzniósł swe orle oczy ku niebu... Podejrzenie Piotra rozprasza się.
Pojawienie siÄ™ Miasta caÅ‚kowicie odwraca jego uwagÄ™. Jest już niedaleko, widoczne w caÅ‚ym swym piÄ™knie pagórków, ogrodów oliwnych, domów, a szczególnie – ÅšwiÄ…tyni. Widok ten zawsze musiaÅ‚ być źródÅ‚em wzruszeÅ„ i dumy dla Izraelitów. Kwietniowe, bardzo ciepÅ‚e w Judei sÅ‚oÅ„ce szybko osuszyÅ‚o kamienie konsularnej drogi. KaÅ‚uż teraz trzeba by naprawdÄ™ szukać. ApostoÅ‚owie doprowadzajÄ… siÄ™ do porzÄ…dku na skraju drogi. OdwijajÄ… szaty, które podnieÅ›li. MyjÄ… zabÅ‚ocone nogi w czystym strumyku, czeszÄ… wÅ‚osy, ubierajÄ… pÅ‚aszcze. To samo czyni Jezus. WidzÄ™, że wszyscy postÄ™pujÄ… tak samo.