Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

Odwróciła się i popatrzyła na nich wzrokiem, który mógłby konkurować z najmniej przyjemnymi spojrzeniami Elayne, uniosła głowę, a na jej twarzy zastygł lodowato wy­niosły grymas.
- Dosyć już go zmęczyliście. Jest ranny. Idźcie sobie, dajcie mu spokój.
O dziwo, skłonili się niezgrabnie, Dav nawet dziwacznie ugiął nogę, przez co wyglądał jak kompletny głupiec, i mam­rocząc słowa przeprosin - do niej, nie do niego! - odwró­cili się, by odejść. W drzwiach zderzyli się z Loialem, który przeciskał się przez wejście z nisko pochyloną głową. Zagapili się na niego, jakby go widzieli po raz pierwszy w życiu, potem zerknęli jeszcze raz na Faile i uciekli. To jej zimne, arystokra­tyczne spojrzenie najwyraźniej okazywało się skuteczne.
Kiedy Loial wyprostował się, jego kudłata głowa sięgała niemalże do powały. W pojemnych kieszeniach kaftana jak zwykle odznaczały się prostokątne kształty książek, ale w dłoni trzymał potężny topór. Jego drzewce wysokie było jak on sam, natomiast ostrze, choć ukształtowane na podobieństwo ostrza siekiery, było równie wielkie jak ostrze perrinowego topora bojowego.
- Jesteś ranny - zahuczał Loial, gdy jego spojrzenie spo­częło na Perrinie. - Powiedzieli mi, że wróciłeś, ale nie wspo­mnieli, że jesteś ranny, bo wtedy przyszedłbym szybciej.
Na widok topora Perrin wzdrygnął się. Powiedzenie ogi­rów: "używać topora z długim trzonem" oznaczało raptow­ność lub gniew - z jakiegoś powodu ogirowie nie odróżniali do końca tych dwóch emocji. Loial rzeczywiście wyglądał na rozzłoszczonego, zakończone pędzelkami uszy przylegały mu do czaszki, marszczył czoło w taki sposób, że krzaczaste dłu­gie brwi spadały mu aż na szerokie policzki. Bez wątpienia powodem była wycinka drzew. Perrin miał ochotę porozma­wiać z nim w cztery oczy i dowiedzieć się, czy odkrył coś dotyczącego Alarmy. Albo Verin. Przesunął dłonią po czole i zdziwił się, że zostały sucha, miał wrażenie, jakby cały spły­wał potem.
- Jest taki uparty - powiedziała Faile, spoglądając na niego tym samym rozkazującym spojrzeniem, jakim przedtem zmierzyła Dava, Elama i Ewina. - Powinieneś położyć się do łóżka. Gdzie jest Alanna, Verin? Ma go przecież uzdrowić, więc gdzie jest?
- Zjawi się. - Aes Sedai nawet nie uniosła wzroku znad swych notatek. Marszcząc brwi z namysłem, nadal pisała coś w swej książeczce.
- Powinien iść do łóżka!
- Na to zawsze będzie dość czasu - twardo odparował Perrin. Uśmiechnął się do niej, aby złagodzić wymowę swych słów, ale udało mu się osiągnąć tyle tylko, że wyglądała na jeszcze bardziej zmartwioną i nie przestawała mruczeć pod nosem: "uparciuch". W obecności Verin nie mógł zapytać Lo­iala o Aes Sedai, ale były inne jeszcze rzeczy, nie mniej istotne. - Loial, Brama jest otwarta ponownie, a trolloki dalej przez nią przechodzą. Jak to się mogło stać?
Koniuszki brwi ogira opadły jeszcze bardziej, zastrzygł ner­wowo uszami.
- Mój błąd, Perrin - zagrzmiał z żalem. - Zostawi­łem na zewnątrz oba liście Avendesory. Sprawiłem, że Bramy nie da się otworzyć od wewnątrz, jednak od zewnątrz każdy to może zrobić. Cień skrywa Drogi już od pokoleń, lecz to my, ogirowie, je wyhodowaliśmy. Nie potrafiłem zmusić się, by zniszczyć Bramę. Przykro mi, Perrin. Mój błąd.
- Nie wierzę, by można było to zrobić - zauważyła Faile.
- Nie miałem na myśli zniszczenia w dosłownym sensie. - Loial wsparł się na drzewcu swego topora. - Wedle Da­melle, córy Ali, córy Soffery, Brama została już raz zniszczona, pięćset lat po Pęknięciu, ponieważ znajdowała się w pobliżu stedding, które pochłonął Ugór. Oprócz niej w Ugorze unice­stwione zostały ponadto dwie lubi trzy Bramy. Napisała jednak, że było to niezwykle trudne zadanie, wymagające obecności trzynastu Aes Sedai pracujących z ter'angrealami. Kolejna pró­ba, o której donosiła, zdarzyła się podczas Wojen z Trollokami, wówczas dziewięć Aes Sedai zniszczyło Bramę, jednakże z ta­kim skutkiem, że same zostały wessane do środka...
Przerwał, uszy obwisły mu z zakłopotania, potarł kciukiem swój szeroki nos. Wszyscy patrzyli na niego, nawet Verin i Aielowie.
- Czasami pozwalam sobie na nadmierne odbieganie od tematu. Brama. Tak. Nie potrafię jej zniszczyć, ale jeżeli usunę całkiem oba liście Avendesory, wówczas one obumrą. - Skrzy­wił się do swych myśli. - Jedynym sposobem otworzenia na powrót Bramy będzie wtedy wezwanie Starszych z Talizma­nem Wzrostu. Chociaż przypuszczam, że Aes Sedai byłyby zdolne wyciąć w takiej nieczynnej Bramie otwór prowadzący do Dróg.
Tym razem aż cały zadrżał. Dla niego zniszczenie Bramy musiało być czymś w rodzaju podarcia książki na strzępy. Chwilę później jednak uśmiechnął się ponownie.
- Zaraz ruszam.
- Nie! - zaprotestował ostro Perrin. Grot strzały zda­wał się przesuwać w jego wnętrznościach, ale nie bolało już. Zbyt dużo mówił, gardło miał wyschnięte na pieprz. - Tam są trolloki, Loial. Ogir może trafić do ich kotła równie łatwo jak człowiek.
- Ależ, Perrin, ja...
- Nie, Loial. Jak masz zamiar skończyć swoją książkę, jeśli teraz pójdziesz i dasz się zabić?
Loial zastrzygł uszami.
- To jest mój obowiązek, Perrin.

Podstrony