Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

- Ten samochód jest z Łomianek.
- Skąd wiesz? - zainteresowała się natychmiast Janeczka, bez pud­ła zgadując, o jaki samochód chodzi.
Pawełek zrelacjonował jej z najdrobniejszymi szczegółami wszy­stkie kolejne fazy znajomości z sierżantem z radiowozu.
- On jest z naszej dzielnicy - zakończył. - Dowieźli mnie do domu tym radiowozem. Ten sierżant to całkiem równy facet.
Janeczka pozazdrościła bratu.
- Ja też się chcę przejechać radiowozem!
- Załatwiłem to - rzekł dumnie Pawełek. - Obiecał, że też cię przewiezie, bo mu mówiłem, że mam siostrę, którą brzuch boli.
- Głupi jesteś, wcale mnie nie boli. Ale chyba nie powiedziałeś mu nic więcej?
- No pewnie, że nie. Pytał mnie, po co nam te numery samochodowe, ale powiedziałem, że to tylko tak sobie, że chcemy się dokształcić. Co tu było?
Teraz na Janeczkę przyszła kolej pochwalić się osiągnięciami.
- Chaber już się połapał, o co chodzi, jeszcze tylko nie wie, że ma lecieć do babci. Do mnie już przyleciał. Nie wiem, jak jest lepiej, czy czatować przy furtce razem z nim i potem lecieć do babci, czy lecieć do babci jak on przyleci. Jak myślisz?
Pawełek zastanowił się bardzo głęboko.
- Mnie się wydaje, że lepiej czatować i lecieć. I po drodze tłuma­czyć mu, że się leci do babci.
- No dobrze, ale do tej babci trzeba dolecieć. I powiedzieć jej o li­stonoszu. Słowo „listonosz” on już rozumie.
- No to się powie, co nam szkodzi? Babcia zawsze coś tam odpo­wie i on już będzie wiedział, że to się z nią sprawę załatwia. I on się do­myśli, że jak nas nie ma, to ma lecieć do babci.
Po krótkim namyśle Janeczka przyznała bratu słuszność.
- W nocy nam wyszło bardzo dobrze - relacjonowała dalej. - Zmora się wystraszyła. Polazła na strych i oglądała ściany pod sufitem. Ona też myśli, że się wali.
- W dechę! - ucieszył się Pawełek. - Ryczymy dzisiaj?
- Dzisiaj nie. Mogą przyjść w nocy, oglądać mnie, czy nie umar­łam. Jutro też lepiej nie, bo będą oglądać ciebie. Musisz zacząć być chory od jutra wieczorem. Ryczeć możemy dopiero, jak nam przej­dzie.
- Nie za długie te przerwy?
- Nie, to nawet dobrze trochę przeczekać. Niech się babcia uspo­koi, bo będzie trudno wytresować ją na listonosza.
- No dobra, może i masz rację...
- To jeszcze nie wszystko - ciągnęła Janeczka. - Cały dzień się mę­czyłam z tym szyfrem na kartce. Narobiłam się do nieprzytomności. Potworna robota!
- I co? - zaciekawił się Pawełek.
- I nic - odparła Janeczka ponuro i pośpiesznie się poprawiła. - To znaczy, bardzo dużo. To jest szyfr książkowy.
- Znaczy, że co? - spytał Pawełek nieufnie.
- Trzeba znaleźć odpowiednią książkę i sprawdzić, jakie litery są gdzieś tam. Te liczby oznaczają litery w książce.
- W jakiej książce?
- Nie wiem.
Pawełek spojrzał na nią z niesmakiem.
- A skąd w ogóle wiesz, że to w książce?
- Znalazłam parę szpiegowskich kryminałów i tam była mowa o szyfrach - wyznała Janeczka tajemniczo. - Takie książkowe są najtrudniejsze, bo nigdy nie wiadomo, jaka to książka. Spróbowałam napisać list do ciebie szyfrem z tego. Wyszła mi połowa. Masz. Więcej nie zdążyłam.
Pawełek podejrzliwie obejrzał wręczone mu dzieło i odczytał tytuł.
- Literatura polska dla drugiej klasy liceum ogólnokształcącego... To Rafała, nie? Już nie miałaś z czego pisać, tylko z dzieła naukowego?!
- Nie zwróciłam uwagi. Bardzo dobre, ma dużo liter na pierwszej stronie. Właściwie wszystkie.
Pawełek oglądał podręcznik z rozmaitych stron.
- I co mam z tym teraz zrobić?
- Musisz policzyć litery i znaleźć odpowiednie - wyjaśniła Janecz­ka. - Tu jest mój list.
Pawełek spojrzał na kartkę, przypatrywał się jej przez chwilę, a potem przeniósł wzrok na siostrę.
- Zwariowałaś, czy co? - spytał ze śmiertelną zgrozą. - Mam liczyć te litery do trzystu siedmiu...? Gorzej, do trzystu trzydziestu ośmiu?!!!
Janeczka była kamiennie spokojna.
- Nic ci nie poradzę, że dopiero tam były te potrzebne. Ja liczy­łam.
- O rany boskie! - jęknął Pawełek bezradnie. Przysunął sobie krzesło, usiadł i przystąpił do katorżniczej pracy.
- Zapisuj to sobie, bo nie zapamiętasz - poradziła mu Janeczka. Po paru minutach mamrotania pod nosem Pawełek odczytał pierw­sze słowo. Było dość dziwne. Przyjrzał mu się z powątpiewaniem.
- Wyszło mi idn - oznajmił. - Co to jest idn?
- Pomyliłeś się - zawyrokowała Janeczka i zajrzała mu przez ra­mię. - Pokaż. No pewnie, że się pomyliłeś o jedną literę! Ma być idź!
- No nie, to jest zupełnie niemożliwe! Nie będę liczył drugi raz do trzystu siedmiu! Wykluczone!
- Musisz, jeżeli chcesz to odczytać!
- Wcale nie chcę - zaprotestował Pawełek stanowczo. - Możesz mi sama powiedzieć, co napisałaś. Okropna robota!
- Pewnie, że okropna - przyznała Janeczka z westchnieniem. - A pisanie jeszcze gorsze. Można od tego zwariować.
Pawełek gwałtownie odsunął naukowe dzieło od siebie, a krzesło od stołu. Zdenerwował się i ze zdenerwowania doznał przypływu by­strości umysłu.
- No więc ja nie wierzę, żeby on siedział na tym strychu całe godzi­ny i liczył do Bóg wie ilu! - oświadczył kategorycznie. - Poza tym na tej jego kartce wcale nie ma żadnych trzystu. Są same małe liczby.
- U mnie też są małe liczby - zauważyła Janeczka. - Może miał inną książkę? Taką, która wszystkie litery ma na samym początku?

Podstrony