Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

Usiądź prosto na tronie, tak jakbyś w kręgosłupie miała kawał żelaza i uszczypnij policzki. Jesteś blada jak prześcieradło. — Twarz Merel stężała. — Isleno, posłuchaj mnie — powiedziała. — Jeśli okażesz choćby najmniejszą oznakę słabości, skłonię Torvika, aby właśnie tu — w sali tronowej —
wpakował swoją włócznię w Grodega.
— Nie śmiałabyś! — Islenie zaparło dech. — Nie potrafisz zabić kapłana.
— To człowiek. Dokładnie taki sam, jak inni ludzie — szorstko oświadczyła
Merel. — Jeśli wrazi mu się włócznię w brzuch, umrze.
— Nawet Anheg nie śmiałby tego zrobić.
— Nie jestem Anhegiem.
— Będziesz wyklęta!
— Nie boję się klątw.
Do sali tronowej wszedł Torvik, w potężnej dłoni niedbale trzymał włócznię
na dziki, o szerokim grocie.
— Nadchodzi — oznajmił lakonicznie.
— Och, Boże! — drżącym głosem powiedziała Islena.
— Przestań! — ucięła Merel.
Do sali tronowej wielkimi krokami wszedł siny ze złości Grodeg. Jego biała
szata była zmięta, jak gdyby narzucił ją pośpiesznie, a siwe włosy i broda były zmierzwione.
— Będę rozmawiał z królową bez świadków! — zagrzmiał, gdy szedł po usła-
nej sitowiem podłodze.
— O tym zadecyduje królowa, nie ty, lordzie arcykapłanie — kamiennym gło-
sem powiadomiła go Merel.
139
— Czy żona lorda Trellheimu przemawia w imieniu tronu? — Grodeg zażądał
wyjaśnień od Isleny.
Islena straciła głowę, po czym zobaczyła Torvika stojącego bezpośrednio za
wysokim kapłanem. Już nie ściskał niedbale włóczni na dziki.
— Uspokój się, wielebny Gordegu — powiedziała królowa, dość nagle prze-
konana, że życie rozjuszonego kapłana zależy nie tylko od jej słów, ale nawet od tonu jej głosu. Na widok najmniejszego załamania Merel mogłaby dać znak, a Torvik zatopiłby w plecach Grodega szeroki, ostry grot z niemal taką samą obojętnością, jaką okazałby zabijając muchę.
— Chcę rozmawiać z tobą w cztery oczy — uparcie powtórzył Grodek.
— Nie.
— Nie?! — zawrzeszczał niedowierzająco.
— Grodek, słyszałeś, co powiedziałam — powiedziała. — I przestań krzyczeć
na mnie. Mam całkiem dobry słuch.
Zagapił się na nią, po czym szybko oprzytomniał.
— Dlaczego wszyscy moi przyjaciele zostali aresztowani? — spytał natarczy-
wie.
— Oni nie są aresztowani, lordzie arcykapłanie — odparła królowa. — Wszy-
scy na ochotnika postanowili przyłączyć się do floty mojego męża.
— Śmiechu warte! — parsknął.
— Sądzę, że byłoby lepiej, gdybyś nieco staranniej dobierał słowa, Grode-
gu — powiedziała Merel. — Cierpliwość królowej na twoje impertynencje male-
je.
— Impertynencje?! — wykrzyknął. — Jak śmiesz mówić do mnie w ten spo-
sób? — Wyprostował się i utkwił w królowej srogie spojrzenie. — Nalegam na
prywatną audiencję — powiedział grzmiącym głosem.
Głos, który wcześniej zawsze zastraszał królową, całkiem niespodziewanie
zirytował Islenę. Usiłowała uchronić życie tego idioty, a ten wciąż na nią krzyczał.
— Lordzie Grodeg — powiedziała z niezwykłą u niej nutą stanowczości —
jeśli jeszcze raz wrzaśniesz na mnie, będziesz miał nałożony kaganiec.
Ze zdumienia wytrzeszczył oczy.
— Milordzie, nie mamy o czym dyskutować w cztery oczy — ciągnęła kró-
lowa. — Pozostało ci jedynie odebrać polecenia, które wykonasz co do słowa.
Rozporządzeniem naszym jest, abyś udał się zaraz do portu, gdzie wsiądziesz na statek, który oczekuje, aby przewieźć cię do Algarii. Tam przyłączysz się do wojsk Chereku w kampanii przeciwko Angarakom.
— Odmawiam! — odciął się Grodeg.
— Myśl rozważnie, milordzie — mruknęła Merel. — Królowa dała ci królew-
ski rozkaz. Odmowa mogłaby zostać uznana za zdradę.
140
— Jestem Arcykapłanem Belara — przez zaciśnięte zęby powiedział Grodeg, mając wyraźne kłopoty z modulowaniem głosu. — Nie śmiałabyś odesłać mnie
tak jak poborowego wieśniaka.
— Zastanawiam się, czy Arcykapłan Belara zechciałby założyć się o to —
ze zwodniczą łagodnością powiedział Torvik. Grubszy koniec włóczni wsparł na podłodze, z pochwy przy pasie wyjął osełkę i zaczął ostrzyć i tak już ostry jak brzytwa brzeszczot. Metaliczny dźwięk podziałał wyraźnie oziębiająco na Grodega.
— Grodegu, pójdziesz teraz do portu — rozkazała mu Islena — i wsiądziesz
na statek. Jeśli tego nie zrobisz, wylądujesz w lochu, gdzie do powrotu mojego męża będziesz dotrzymywał towarzystwa szczurom. Masz do wyboru: przyłączyć
się do Anhega albo przyłączyć się do szczurów. Decyduj szybko. Zaczynasz mnie nudzić, a tak całkiem szczerze, niedobrze robi mi się na twój widok.
*
*
*
Porenn, królowa Drasni, przebywała w pokoju dziecinnym, karmiąc swego
malutkiego synka. Przez szacunek do królewskiej osoby, nie była szpiegowana podczas karmienia piersią. Niemniej Porenn nie była sama. Był z nią Javelin, ko-
ścisty szef drasańskiego wywiadu. Javelin dla pozoru ubrany był w suknię i cze-pek niańki, i wyglądał zadziwiająco kobieco w przebraniu, które nosił bez śladu zażenowania.
— Czy w służbie wywiadowczej jest doprawdy tylu członków kultu? — za-
pytała trochę skonsternowana królowa.
Javelin siedział, jak nakazywało dobre wychowanie, odwrócony plecami.