Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

Zro­bimy tak, jak zechcesz — odpowiedziały dziewczynki.
Poszli więc dalej razem — każda z sióstr po jed­nej stronie Lwa. Jakże jednak wolno szedł! A jego wielka, królewska głowa zwieszała się tak nisko, że nos prawie dotykał trawy. Po chwili wzdrygnął się i wydał z siebie głuchy jęk.
— Aslanie! Kochany Aslanie! — zawołała Łu­cja. — Czy stało się coś złego? Czy nie możesz nam powiedzieć?
— Może jesteś chory, Aslanie? — zapytała Zu­zanna.
— Nie — odpowiedział Aslan. — Czuję się smut­ny i osamotniony. Połóżcie ręce na mojej grzywie, że­bym czuł, że tu jesteście, i idźmy tak dalej.
I dziewczynki zrobiły to, czego nigdy nie śmiałyby zrobić bez jego zachęty, a o czym marzyły od pierwszej chwili, gdy go spotkały: zanurzyły swoje zimne rączki we wspaniałej gęstwinie jego grzywy i trzymając się jej, szły dalej blisko niego. Wkrótce stwierdziły, że idą pod górę, po zboczu wzgórza, na którym stał Kamien­ny Stół. Kiedy doszli do ostatniego drzewa (pod którym rosły jakieś krzaki), Aslan zatrzymał się i powiedział:
— Och, dzieci, dzieci... Tutaj musicie pozostać. A cokolwiek się wydarzy, nie pozwólcie, aby was za­uważono. Zegnajcie.
I obie dziewczynki zapłakały gorzko (chociaż właściwie nie wiedziały dlaczego) i przytuliły się do Lwa, i ucałowały jego grzywę, jego nos, jego łapy i jego wielkie, smutne oczy. Potem odwrócił się od nich i wszedł samotnie na szczyt wzgórza. A Łucja i Zu­zanna, przycupnąwszy w krzakach, patrzyły za mm — i oto, co zobaczyły.
Naokoło Kamiennego Stołu zebrał się wielki tłum, a chociaż księżyc świecił jasno, wielu trzymało po­chodnie, których złowrogie, czerwone płomienie ota­czały kłęby czarnego dymu. Ach, cóż to była za zgraja! Ogry z wielkimi zębami, wilki i wilkołaki, duchy złych drzew i trujących roślin i wiele innych potwo­rów, których nie będę opisywał, bo gdybym to zrobił, dorośli nie pozwoliliby wam czytać tej książki — srożyce, wiedźmy i zmory, widma, strachy, ifryty, karły, orki, wampiry i harpie. Zebrali się tu rzeczywiście wszyscy, którzy stali po stronie Czarownicy i których wilk zwołał na jej rozkaz. A pośrodku, przy Kamien­nym Stole, stała sama Czarownica.
Szwargot i skowyt przerażenia rozległy się na wzgó­rzu, gdy zgraja potworów zobaczyła wielkiego Lwa kro­czącego w ich kierunku, i przez moment wydawało się, że nawet Czarownica uległa fali strachu. Szybko jednak opanowała się i wybuchnęła dzikim śmiechem.
— Głupiec! — wykrzyknęła. — Przyszedł głu­piec. Zwiążcie go mocno!
Łucja i Zuzanna wstrzymały oddech w oczekiwa­niu na ryk Aslana i jego skok na wrogów. Ale nic takiego się nie zdarzyło. Cztery wiedźmy, szczerząc zęby i łypiąc złośliwie oczami, zaczęły się zbliżać do niego, ociągając się trochę ze strachu.
— Powiedziałam, związać go! — powtórzyła Bia­ła Czarownica.
Wiedźmy rzuciły się na Lwa i zawyły z triumfu, gdy stwierdziły, że nie stawia żadnego oporu. Potem inni — karły i małpoludy — ruszyli, aby im pomóc. Wkrótce przewrócili potężnego Lwa na grzbiet i zwią­zali mu mocno wszystkie cztery łapy razem, wrzeszcząc i pokrzykując, jakby dokonali nie lada wyczynu, cho­ciaż — gdyby tylko zechciał — wystarczyłaby jed­na z tych potężnych łap, aby ich wszystkich uśmiercić. Ale Lew był nadal spokojny, nawet wówczas, gdy jego wrogowie, miotając się i szarpiąc sznurami, zaciągnęli węzły tak mocno, że wpiły się w żywe ciało. Potem zaczęli go wlec w stronę Kamiennego Stołu.
— Zatrzymajcie się! — rozkazała Czarownica. — Trzeba go najpierw ogolić.
I znowu ryk szyderczego śmiechu zagrzmiał nad tłumem jej poddanych, gdy jeden z ogrów wysunął się do przodu z nożycami do strzyżenia owiec w ręku i nachylił się nad głową Aslana. Rozległ się szybki zgrzyt nożyc i masy wijącego się złota zaczęły spadać na ziemię. Wreszcie ogr podniósł się, a dziewczynki, obserwujące to wszystko z ukrycia, zobaczyły głowę Aslana — małą i zmienioną nie do poznania bez grzy­wy. Wrogowie również zauważyli tę różnicę. Ktoś wy­krzyknął:
— Patrzcie, przecież to jest tylko wielki kot!
— Czy to jest TO, czego się tak baliśmy? — odezwał się drugi głos.
I wszyscy otoczyli go ciasnym kołem, szydząc z nie­go i nawołując: „Kici, kici, kici, biedna kicia" i „Ile myszek dzisiaj złapałeś, kotku?", i „Chciałbyś dostać spodeczek mleka, kocurku?"
— Och, jak oni MOGĄ? — wykrztusiła Łucja, a łzy spływały jej po policzkach. — Wstrętne bestie! Bestie! — Teraz, kiedy minął już pierwszy szok, nagi łeb Aslana wydawał się jeszcze bardziej mężny, bar­dziej piękny i bardziej spokojny niż kiedykolwiek.
— Nałóżcie mu kaganiec! — rozkazała Czarownica. I nawet teraz, gdy nakładano mu kaganiec, tylko jedno kłapnięcie jego paszczy kosztowałoby utratę rąk dwu lub trzech wrogów. Ale się nie poruszył, co zda­wało się jeszcze bardziej rozwścieczać tę hałastrę. Te­raz otoczyli go wszyscy. Ci, którzy uprzednio bali się do niego zbliżyć nawet wówczas, gdy już był zwią­zany, teraz nabrali odwagi. Przez kilka minut dziew­czynki przestały go widzieć — tak gęsto był otoczony tłumem potworów, które go kopały, biły, opluwały i wydrwiwały.
W końcu mieli już dosyć. Teraz zaczęli go ciągnąć do Kamiennego Stołu. Jedni popychali go, inni ciąg­nęli; wreszcie z najwyższym trudem udało im się umie­ścić olbrzymie cielsko na kamiennej płycie. Jeszcze raz zaciśnięto stare więzy i dodano nowe.
— Tchórze! Podłe tchórze! — łkała Zuzanna. — Czyżby WCIĄŻ się go bali, nawet teraz?
Kiedy już Aslan leżał na płaskiej powierzchni ka­miennej płyty (związany tak, że ledwo go było widać spod plątaniny sznurów), tłum uciszył się. Cztery wiedźmy stanęły przy czterech rogach Stołu z płoną­cymi pochodniami w rękach. Czarownica zrzuciła płaszcz, obnażając ramiona, jak to uczyniła wówczas, gdy ofiarą miał być Edmund. Potem zaczęła ostrzyć nóż. Blask pochodni padł na klingę i dziewczynkom wydało się, że nie jest to nóż ze stali, lecz z krzemienia; miał dziwny i złowrogi kształt.