Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.


4
 
Teague mówił do słuchawki, precyzyjnie dobierając słowa; jego głos ciął powietrze niczym świst bicza.
— Od samego początku był pana człowiekiem. Od dnia, w którym umieściliśmy go w Loch Torridon. Te jego nie kończące się przesłuchania, ten bezlik pytań, nazwisko Luboka w naszych aktach, pułapki. Donoszono panu o każdym najmniejszym ruchu Fontine'a.
— Nie będę się tłumaczył — odparł Anthony Brevourt na drugim końcu linii. — Z powodów, które doskonale pan zna. “Saloniki" miały i nadal mają najwyższy priorytet Foreign Office.
— Ja żądam wyjaśnienia tego nakazu egzekucji! Nigdy nie przeszedł przez nas, nigdy nie został nam zgłoszony...
— I nie miał nigdy zostać — przerwał mu Brevourt. — Ten nakaz był tylko naszym zabezpieczeniem. Pan może sobie wierzyć we własną nieśmiertelność, ale my nie musimy. Nie chodzi nawet o śmierć podczas bombardowania, jest pan głównym strategiem tajnych operacji, potencjalnym celem dla niejednego zabójcy. Gdyby pan zginął, ten nakaz dawał Stone'owi natychmiastowy dostęp do informacji o miejscu pobytu Fontini-Cristiego.
— To Stone pana do tego namówił?
W słuchawce zapadła krótk cisza, po czym ambasador odparł: — Tak, kilka lat temu.
— Czy Stone powiedział panu także, że nienawidzi Fontiniego?
— Nie przepadał za nim; nie on jeden.
— Powiadam “nienawidził"! Niemal patologicznie.
— Skoro pan o tym wiedział, to dlaczego nie zastąpił go pan kimś innym?
— Bo skurwysyn panował nad sobą! Dopóki miał do tego powody. Teraz już nie musi tego robić.
— Nie rozumiem...
— Jest pan skończonym głupcem, Brevourt! Stone zostawił nam fotostat, oryginał zatrzymał sobie. Jesteście zupełnie bezradni i on chce, żebyście o tym wiedzieli.
— O czym pan mówi?!
— O tym, że Stone zniknął bez wieści z oficjalnym dokumentem, który nakazuje mu zabić Fontine'a. Unieważnienie go teraz nie ma najmniejszego sensu. Nie miałoby sensu już dwa lata temu! On ma ten dokument i jest zawodowcem. Wykona to zlecenie i umieści nakaz w takim miejscu, skąd nikt nie będzie w stanie go wydostać. Czy rząd brytyjski — czy pan albo mnister spraw zagranicznych, czy sam Churchill będzie w stanie usprawiedliwić tę egzekucję? Czy którykolwiek z was odważy się wspomnieć o niej choćby słowem?
— To było zabezpieczenie na wszelki wypadek — odparł szybko z naciskiem Brevourt. — Tylko i wyłącznie.
— Najlepsze z możliwych — przyznał szorstko Teague. — Uzasadnione dość wstrząsająco, żeby ominąć całą biurokrację. Wystarczająco dramatyczne, by zburzyć biurokratyczne mury. Jakbym słyszał Stone'a przeprowadzającego swą argumentację.
— Stone'a trzeba odnaleźć. Trzeba go powstrzymać. — W słuchawce słychać było ciężki oddech Brevourta.
— A więc na tej płaszczyźnie doszliśmy do porozumienia — odparł ze znużeniem brygadier.
— Co ma pan zamiar zrobić?
— Na początek powiadomić o wszystkim Fontine'a.
— Czy to rozsądne?
— Przede wszystkim uczciwe.
— Oczekujemy informowania nas o wszystkim na bieżąco. Jeśli zajdzie potrzeba, co godzinę.
Teague spojrzał mimowolnie na zegar na przeciwległej ścianie gabinetu. Była dziewiąta czterdzieści pięć; przez okna, z których usunięto zaciemniające story, wpadało światło księżyca.
— Obawiam się, że to niemożliwe.
— Co?!
— Panu chodzi wyłącznie o urnę wywiezioną z Grecji pięć lat temu. Mnie o życie Victora Fontine'a i jego rodziny.
— Czy nie przyszło panu do głowy — powiedział Brevourt, przeciągając poszczególne słowa — że jedno nierozerwalnie łączy się z drugim?
— Pańskie domniemanie zostało przyjęte do wiadomości — odparł Teague i odłożył słuchawkę. Odchylił się na oparcie fotela. Teraz czekał go telefon do Fontine'a z ostrzeżeniem.
Rozległo się pukanie do drzwi.
— Wejść.
W progu stanął Harold Latham, a z nim jeden z najlepszych oficerów śledczych MI-6, były ekspert dochodzeniowy Scotland Yardu. Mężczyzna był w średnim wieku i trzymał w ręku szarą kopertę.
Kilka tygodni temu Gruszka nie wszedłby do gabinetu Teague'a z papierosem w zębach. Teraz to zrobił i znaczyło to dla niego wiele. “A jednak — pomyślał Teague — wrogość Lathama jakby osłabła". Gruszka był przede wszystkim zawodowcem. Przejście do cywila nie mogło tego zmienić.
— Znaleźliście coś? — spytał Teague.
— Bazgroły — odparł Latham. — Mogą coś znaczyć, mogą nie mieć najmniejszego sensu. Ten pana człowiek to niezwykły bystrzak, potrafi wytrzasnąć coś z niczego.
— Wiedział, gdzie mnie skierować — powiedział ekspert. — Znał dobrze nawyki interesującej na osoby.
— Co znaleźliśmy?
— Tu na miejscu nic —jego gabinet jest czysty. Nic poza aktami spraw, teczkami przeznaczonymi do pieca, wszystko zgodnie z przepisami. A jego mieszkanie to coś wręcz niesamowitego. Facet nie pominął najdrobniejszego szczegółu. Ale ułożenie wieszaków w szafie, ubrań w komodzie, przyborów toaletowych — wszystko wskazywało na to, że przygotowywał się do wyjazdu już od jakiegoś czasu.
— Rozumiem. A te bazgroły?