Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

Na jakiej podstawie? Moich
przeczuć? Milicja kicha na moje przeczucia, a poza tym wszystko, co wiem, wiem niele-
galnie. Skutek będzie taki, że mnie przymkną za współpracę z wrogami ojczyzny.
— To co teraz zrobisz?
— A bo ja wiem? Na razie czekam na natchnienie.
— No to czekaj. Jak coś będzie, to zadzwoń.
Istotnie czekałam, lecz nie biernie, a aktywnie. Strzelałam na oślep w różne stro-
ny, wywołując tą kanonadą najrozmaitsze efekty. Znajomy człowiek z telefonów miej-
skich, zapytany o ów zastrzeżony numer, wpadł w paniczne przerażenie i odmówił ja-
kichkolwiek wyjaśnień. Dział techniczny Polskiego Radia, maglowany o skompliko-
wane szczegóły swojej działalności, zapłonął do mnie żywą niechęcią. Pożyczyłam sa-
mochód z Motozbytu i udałam się do odkrytego rejonu sto trzy, obejrzałam sobie orne
pole, świeżą ruń i młody zagajnik, ugrzęzłam w błocie, co mnie zmusiło po kwadran-
118
119
sie buksowania do galerniczych wysiłków, polegających na wpychaniu pod koła roz-
maitych patyków, ubłociłam siebie i samochód od góry do dołu i wróciłam taka sama
mądra jak przedtem.
Wiedziałam mnóstwo, ale nie na ten temat, który mnie najbardziej obchodził.
W nosie miałam wynalazki, usprawnienia, programowanie wszystkich maszyn świata
i działalność szpiegowską, nic mnie to nie obchodziło. Obchodził mnie tylko jeden
człowiek, a o tym człowieku właśnie nadal nie wiedziałam nic.
I wreszcie nie wytrzymałam. Doprowadzona do ostatecznej rozpaczy, wystrzeliłam
ostatni, monumentalny nabój. Doprawdy nie przewidziałam, że wywołam tym takie za-
mieszanie, ale gdybym wiedziała, niewątpliwie też bym go wystrzeliła bo traciłam już
resztki rozumu.
Trzeciego dnia wieczorem słuchawka przyczepiła mi się do ucha zupełnie bez mo-
jego udziału, a tarcza nadprzyrodzonym sposobem sama wykręciła numer. Numer, któ-
rego nie kręciłam już od wielu lat i który powinnam była już dawno zapomnieć...
— Słucham — powiedział człowiek, od którego nie miałam szans niczego się dowie-
dzieć. Ale jeżeli czegokolwiek na tym świecie byłam pewna, to tego, że żaden wynala-
zek i żadne usprawnienie w interesującej mnie dziedzinie nie mogły się odbyć bez jego
udziału. Jedyny człowiek w Polsce, który się wyspecjalizował w niektórych drobiazgach
i któremu ustępowali najlepsi fachowcy z zagranicy. A równocześnie z całą pewnością
ostatni, który zgodziłby się zajmować jakąkolwiek nielegalną akcją...
— Dobry wieczór, to ja — powiedziałam zimno i natychmiast ciągnęłam dalej: — Nie
wiem, czy zdajesz sobie sprawę z tego, komu służy twoja genialna myśl techniczna?
— O co ci chodzi? Bądź uprzejma wypowiadać się jaśniej bo ja nie mam czasu na te
artystyczne przenośnie.
— Chodzi mi o próby, zmierzające do zdalnego kierowania czynnościami różnych
aparatów. Głosem. O ile wiem, wybacz że będę używała ludzkiego języka a nie właści-
wych, technicznych wyrażeń, tor elektroakustyczny X służy do działania włączającego
i wyłączającego różne rzeczy nieruchome, natomiast tor B do nadawania kierunku rze-
czom ruchomym, tor A...
— O czym ty mówisz?! Skąd to wiesz?
— Impulsy zależą jakoś tam od wypowiadania słów z odpowiednimi samogłoskami;
nieprawdaż? Inaczej działało w olaboga, a inaczej w łubudu... oczekiwałam jeszcze „fi-
kimiki” z uwagi na dużą ilość „i”, ale rozczarowaliście mnie...
— Przestań! — krzyknął ostro człowiek po drugiej stronie przewodu telefonicznego.