Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

Sysara zakrył twarz i zapłakał.
— Uciekłem z bitwy - wyjąkał z trudem. - Zgubiłem miecz. Stało się najgorsze, co mogło się stać. Wódz armii ocalał sam jeden w starciu. Skoro wrogom nie udało się pozbawić mnie życia, muszę to sam uczy­nić. Moja hańba jest nieodwracalna.
Jael nie powiedziała nic, uśmiechnęła się znowu, wzięła Sysarę za rękę i wprowadziła do swojego namiotu. Tam wspięła się na palce, zarzuciła mu ręce na szyję i pocałowała w usta.
— Kochany — powiedziała ledwo dosłyszalnie — zostaniesz u mnie. Sysara stał zmieszany, a przygaszony wzrok zabłysnął na chwilę świa­tełkiem nadziei.
— Jak to — spytał niepewnie — więc nie wyrzekłaś się mnie, okrytego hańbą tchórzostwa?
Jael kazała mu usiąść i długimi palcami gładziła go po głowie.
— Sysaro — mówiła łagodnie — kocham cię nie wbrew twojej ucieczce, ale dlatego, że się na nią zdobyłeś. Od lat żyję w tłumie nieustraszo­nych. Uczucie lęku jest u nas rzadkością. To, co rzadkie, ceni się bar­dziej; skoro tyle jest dookoła odwagi, zdolność do lęku i ucieczki zasłu­guje na wyróżnienie. Jesteś po prostu czymś niezwykłym i wyjątkowym i również dlatego godnym miłości.
Sysara podniósł na nią oczy zdziwione i niepewne.
— Jak to? Więc sama rzadkość może być źródłem miłości? Pokocha­łabyś garbusa tylko za to, że nosi garb między prostymi?
— Oczywiście, nie tylko chodzi o rzadkość, Sysaro. Również o treść tego, co rzadkie. Okazałeś się słaby, bo nie wytrzymałeś na polu aż do śmierci. Dlaczego właściwie miałabym sobie cenić siłę, która polega na gotowości umierania? Wielu widziałam głupców i nędzników, którzy na­rażali się na śmierć, ale nikt mnie nie olśnił takim bohaterstwem. Ro­zumną ucieczkę cenię sobie bardziej niż bezrozumne nadstawianie gło­wy.
— Nie uciekłem rozumnie, Jael - szepnął Sysara zawstydzony. -Uciekłem ze strachu, a nie z wyrachowania.
— Zdobyłeś się więc na to, by ulec raczej obawie śmierci niż obawie hańby. Czy i ty wierzysz w ów głupi slogan: raczej śmierć niż hańba! Sysaro, zastanów się, mój miły. Ucieczka przed jednym i przed drugim jest tak samo powodowana namiętnością - pierwsza pragnieniem życia, druga próżnością. Cóż to jest bowiem hańba? Pewna opinia, jaką inni mają o tobie. Przekładając śmierć nad hańbę ulegasz bezwolnie głosowi cudzej opinii, bo przecież człowiek zupełnie samotny nie może się zhań­bić niczym, ale człowiek zupełnie samotny może bać się śmierci. Śmierć może nas dotknąć na pustyni, ale hańba tylko wśród ludzi. Broniąc się śmiercią przed hańbą nie jesteś sobą, tracisz własną osobowość na rzecz lęku przed własnym odzwierciedleniem w cudzych oczach. Broniąc się przed śmiercią jesteś sobą, autentycznym i prawdziwym - to znaczy sła­bym, skoro słabość jest twoją naturą. Ale miłość wymaga od drugiego człowieka, żeby pozostał takim, jakim jest naprawdę - nic nie ma takie­go, co by bardziej było zrośnięte z miłością i lepiej ją wyrażało. Nie ko­cha się naprawdę człowieka przez jakieś jego własności lub przymioty określone, ale przeciwnie - przez niego kocha się jego własności i przy­mioty. Naprawdę przecież kocham ciebie, Sysaro, a nie twoją siłę lub słabość. Gdybyś był silny, kochałabym twoją silę, skoro jesteś słaby - twoją słabość. Kocham ciebie, a więc kocham to, co do ciebie należy, jakiekolwiek jest, a chcę tylko, żebyś był sobą. Ale ludzie wykazujący odwagę śmierci rzadko bywają sobą, albowiem odwaga śmierci rzadko jest dziełem natury, a najczęściej rodzi się wbrew niej. Stchórzywszy przed śmiercią byłeś sobą naprawdę, tym bardziej więc mogę cię kochać.
— Dziwne jest to, co mówisz, Jael. Ale słucham cię. bo dajesz mi na­dzieję, którą straciłem już, zdawało się, bezpowrotnie. Wiem i o tym, że chętnie przyznam ci słuszność, skoro podajesz racje na rzecz czegoś, co już uczyniłem, a więc — co jest we mnie nieodwracalne. Moja ucieczka jest przeszłością, a przeszłość szuka swoich racji moralnych i czepia się każdej, jaką znajdzie. Dlatego przyjmuję to, co mówisz, Jael. Jakże je­steś inna niż Debora, która zachęcała mężów swojego narodu do wysta­wienia się na śmierć w imię zrzucenia hańby.
Jael uśmiechnęła się znowu tkliwie i smutno.
— Debora - powiedziała - czyniła to wtedy, kiedy naród mógł mieć nadzieję zwycięstwa. A ty już nie możesz jej mieć. Tobie potrzebna jest tylko obrona przed rozpaczą.
— Jak to, Jael? Więc ty sama nie wierzysz we własną filozofię, którą mi wyłożyłaś?
— Dlaczego sądzisz, że w nią nie wierzę?
— Mówisz przecież, że jest potrzebna po to, aby bronić się przed roz­paczą, a filozofia Debory - żeby podsycać nadzieję. Więc obie filozofie są prawdziwe? To niemożliwe. Chcę wiedzieć, jak jest naprawdę.
— Dla chwili, w której oto żyjesz, Sysaro, naprawdę jest tak, jak po­wiedziałam.
— Ale poza tą chwilą? Ogólnie, zawsze i wszędzie, co jest prawdą?
— Zaśnij, Sysaro, jesteś zmęczony - powiedziała Jael cicho. - Nie czas teraz na rozmowy.
— Ale powiedz mi tylko, czy naprawdę uważasz, że nie muszę odbie­rać sobie życia.
— Nigdy nie zrobisz tego, Sysaro, i nie ma najmniejszej potrzeby. Śpij teraz.
Sysara zasnął kamiennym snem.
Jael cicho podeszła w kąt namiotu, wyjęła długi i mocny gwóźdź. Przyłożyła gwóźdź do skroni śpiącego i z rozmachem uderzyła weń cięż­kim miotem. Sysara skonał spokojnie nie wydając nawet westchnienia.
Wtedy Jael usłyszała czyjeś glosy za płótnem namiotu. Wyszła i zoba­czyła, że zbliża się ku niej Barak, dowódca zwycięskiej armii Judejczy­ków. Jael powitała go z uśmiechem i zachęcającym gestem uchyliła za­słonę namiotu.
Motywy Jael są nieznane i historycy gubią się w domysłach. Istnieją cztery wersje tej historii, z których żadna nie jest zadowalająca: wersja barokowa, wersja romantyczna, wersja naturalistyczna i wersja zdrowego rozsądku.