Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.


Widząc jej spojrzenie skierowane w stronę brata, Sebastian poczuł zazdrość. On ledwie znał swoją starszą siostrę i nie rozumiał, dlaczego ci dwoje są sobie tak bliscy.
- Rodzina jest dla nas wszystkim - odezwała się ci­cho jego teściowa. - Teraz jesteś częścią naszej rodzi­ny, mon brave. Nauczysz się kochać tak jak my, na­uczą się tego też twoje dzieci. - Poklepała wielką, męską dłoń. - Mimo że była moim ostatnim dziec­kiem, Sebastianie, i pozostali są od niej znacznie starsi, zawsze tak czy inaczej trzymaliśmy się razem. Autumn była blisko z braćmi i siostrami, ale Charlie był jej ulubieńcem. Jest z rodu Stuartów i odziedzi­czył ich urok osobisty.
Jakby dla udowodnienia tego, co powiedziała, Charlie zawołał dwóch ludzi matki:
- Red Hugh, Fergus! Przynieście kobzy. Na pew­no je ze sobą wzięliście. Cóż to za Szkot bez kobzy?
- dodał w języku kraju swego pochodzenia. Przeprosił wszystkich i zniknął w holu. Wrócił odziany w kilt i niósł dwa miecze. Położył je na podłodze i skinął do Red Hugha i Fergusa. Zaczęli grać, a Charles Fryderyk Stuart rozpoczął taniec. Poruszał się z gra­cją pomiędzy skrzyżowanymi mieczami, czyniąc za­dość tradycji i uszczęśliwiając tym samym siostrę.
Francuzi zebrani przy stołach podziwiali wysokie­go, eleganckiego mężczyznę w czerwonym kilcie, z ciemnymi, kręconymi włosami i piwnymi oczami, tańczącego przed nimi. Nie znali tego tańca, ale ro­zumieli jego żywiołowość. Autumn położyła głowę na ramieniu męża i cicho zaszlochała. To wszystko jest takie piękne, pomyślała. Jak to cudownie, że Charlie jest tu z nami. Szkoda tylko, że nie ma in­nych.
Sebastian ucałował kasztanowe włosy.
- To cudowne - szepnął. - Doskonałe zakończenie naszej uczty weselnej. Niestety, chérie, niedługo bę­dziemy musieli wyjechać do Chermont, żeby być w domu przed zmierzchem. Nie jest łatwo podróżo­wać drogą wzdłuż rzeki, kiedy zaczyna się szarówka.
Przez ostatnie kilka dni rzeczy Autumn były prze­wożone z domu matki do domu męża. Niewielki po­wóz z bagażami zawierającymi resztki jej własności w asyście Lily i młodego służącego Marca miał je­chać za parą młodą. Marc nie miał dołączyć do świ­ty markiza, lecz zostać osobistym lokajem Autumn. Adali uważał, że panienka powinna mieć swojego służącego, który będzie lojalny tylko wobec niej. Wy­jaśnił to dokładnie Marcowi, nim zaproponował mu tę posadę.
- Służ dobrze młodej markizie i pamiętaj, że ona jest dla ciebie najważniejsza. Nigdy nie będziesz ża­łował swojej wobec niej lojalności. Dwie pokojowe księżnej i ja służyliśmy jej od dziecka i nawet wytrzymaliśmy trwającą pół roku podróż do miejsca odda­lonego od naszego kraju, by tylko pozostać przy niej. Red Hugh i Fergus przyjechali z nią ze Szkocji. Ta rodzina bardzo sobie ceni lojalność, Marc. Wszyscy zostaliśmy dobrze wynagrodzeni za wierność. Gdyby, Boże broń, zmarła jutro, niczego nie brakowałoby żadnemu z nas. Zapamiętaj sobie dobrze, że nikt, nawet markiz, nie może cię odwieść od obowiązku służenia twojej pani. Potrafisz być wobec niej tak lo­jalny?
- Potrafię, monsieur - odparł młody człowiek. - Ta praca jest dla mnie prawdziwym błogosławieństwem, bo na pewno pan wie, że darzę uczuciem Lily. Mam nadzieję pewnego dnia ją poślubić, jeśli pani marki­za udzieli nam błogosławieństwa.
- Lojalność zasługuje na nagrodę - odparł znaczą­co Adali. - Jestem pewien, że kiedy się tam zadomo­wicie i udowodnisz swoje oddanie markizie, z rado­ścią się zgodzi. Ta zgoda będzie ci potrzebna, bo bez niej Lily za ciebie nie wyjdzie. Jest daleką kuzynką waszej pani ze strony swoich wujów, Szkotów służą­cych mojej pani. Wychowali ją Fergus i jego żona Toramalli.
- Nigdy nie zdradzę mojej pani, skoro już poprzy­siągłem sobie, że będę jej wierny - odparł szczerze Marc.
- Więc zgoda - rzekł Adali, usatysfakcjonowany odpowiedzią. Potem wziął na rozmowę Lily i ku wielkiej radości dziewczyny, wyjaśnił jej wszystko. Doradził jej zadbać o to, by żadna inna panna nie wpadła w oko Marcowi.
- Jestem pewien, moje dziecko, że będziesz wie­działa, jak go przy sobie zatrzymać - rzekł. - Pamię­taj, że pojawi się tam jeszcze jedna pokojowa, która będzie służyć twojej pani w Chermont. Ma na imię Orange, jest młoda, ładna i zuchwała. Nie wiem jeszcze czy jest ambitna, ale ostrzegam cię, że jeśli jest, będzie chciała wszystkiego, co należy teraz do ciebie, łącznie z twoim chłopcem. Jej ciotka jest gospodynią.
- Umiem bronić siebie i tego, co moje - odparła stanowczo Lily. - Jestem dla nich obca, więc będą mnie obserwowali i szukali we mnie wad. Jednak ja postaram się być miła i o wszystko będę pytać. Oka­żę wszystkim szacunek, ale nie dam się zastraszyć. Polubią mnie, ale wkrótce zrozumieją, że nie uda im się mnie zastąpić. Marc jest dobrym człowiekiem, nie muszę się o niego martwić, bo naprawdę mnie kocha.
Teraz starszy pan patrzył, jak Autumn przygoto­wuje się do opuszczenia domu matki. Modlił się w myślach, by jego osąd okazał się właściwy i żeby Lily i Marc wiernie służyli swojej pani. Przyniósł błę­kitną pelerynę z aksamitu na podbiciu z gronostajów i narzucił na ramiona Autumn. Stał przed nią i ostrożnie zapinał srebrne haftki, a potem nałożył kaptur na jej głowę. Żadne z nich nie musiało nic mówić. Autumn uścisnęła go w milczeniu, a on od­powiedział uśmiechem i skinieniem głowy.
- Przyjedźcie nas odwiedzić - powiedział markiz do nowych członków rodziny.
Autumn uścisnęła matkę i brata. Potem mąż po­mógł jej wsiąść do powozu.
- Wolałabym jechać konno - mruknęła, rozsiada­jąc się wygodnie. - Nie lubię powozów, są jak klatki.
Usiadł obok niej i zamknął drzwi, a powóz ruszył. Gdy zaczęli podskakiwać na wybojach, mężczyzna odezwał się:
- Gdybyśmy jechali konno, chérie, nie bylibyśmy teraz sami i nie mógłbym się z tobą kochać.
- Chcesz się kochać w powozie? - odpowiedziała z wyraźnym zaskoczeniem. - Nie można się kochać w powozie!
- Jeśli można to robić leżąc przed kominkiem, to dlaczego nie w powozie? - rzekł i wsunął dłoń pod pelerynę, by dotknąć jej piersi. - Później, kiedy będziesz bardziej doświadczona, ma petite, udowod­nię ci, że kobieta i mężczyzna mogą to robić właści­wie wszędzie. Teraz jednak poprzestaniemy na poca­łunkach i przytulaniu.