Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

- Co zyska?
- Chyba wiem... - Rhonin podszedł do krawędzi i spojrzał w dół. Zaparł się nogami, żeby wiatr nie zrzucił go z urwiska. Nie widział nic, ale wyobrażał sobie, że słyszy jakiś hałas... może odgłos maszerującej kolumny wojska? - Myślę, że miast uratować czerwoną królową smoków, jak próbował mnie prze­konać, chce ją zabić! Było to zbyt ryzykowne, kiedy znajdo­wała się w środku, ale na otwartej przestrzeni może spaść z nie­ba i pozbawić ją życia jednym ciosem!
- Jesteś pewien? - spytała się go elfka, podchodząc do niego.
- Tak musi być. - Spojrzał w górę. Nawet gruba pokrywa chmur nie mogła ukryć tego, że nadchodził poranek. - Ne­kros chce wyruszyć o świcie...
- Głupi jest? - wymruczał Falstad. - Miałoby więcej sensu, gdyby ten przeklęty ork chciał uciec pod osłoną nocy!
Rhonin potrząsnął głową.
- Skrzydła Śmierci widzi dobrze w ciemności, może na­wet lepiej niż każde z nas. W trakcie przesłuchania Nekros wspomniał, że jest przygotowany na wszystko, nawet na Skrzydła Śmierci. Właściwie wydawał się oczekiwać poja­wienia czarnego.
- Ale to już zupełnie nie ma sensu! - odrzekła łowczyni. - Jak pojedynczy ork mógłby go pokonać?
- A jak mógł kontrolować królową smoków i jak przywo­łał taką istotę jak golem? - Te pytania martwiły go bardziej, niż chciał się przyznać. Najwyraźniej posiadany przez orka przedmiot miał dużą moc, ale czy aż tak wielką?
Falstad nagle kazał im się uciszyć, po czym wskazał na północny zachód, daleko od góry. Potężny, ciemny kształt przebił na chwilę wysokie chmury, po czym zniknął ponow­nie, coraz bardziej opadając.
- To Skrzydła Śmierci - wyszeptał jeździec gryfów. Rhonin pokiwał głową. Skończył się czas rozważań. Jeśli przybył Skrzydła Śmierci, mogło to znaczyć tylko jedno.
- Cokolwiek ma się stać, już się zaczęło.
 
* * *
Długa karawana orków wyruszyła, gdy pierwszy blask świtu dotknął Grim Batol. Przed i za wozami szli orczy wo­jownicy ze świeżo naostrzonymi toporami, mieczami lub pikami. Eskorta jechała również na wozach kierowanych przez peonów, szczególnie na tych, na których znajdowały się smocze jaja. Każdy ork był gotowy na spotkanie wroga, choćby i za chwilę, gdyż wieści o rzekomej inwazji dotarły nawet do najniższych z niskich.
Nekros Miażdżący Czaszki, usadowiony na jednym z nie­wielu koni odpowiadających orkom, z niecierpliwością ob­serwował odjazd. Jeźdźców smoków razem z wierzchowca­mi już posłał do Dun Algaz, aby zapewnić Hordzie choć kil­ka smoków, na wypadek gdyby jego zamierzenia się nie po­wiodły. Szkoda, że nie odważył się użyć ich do transportu jaj, lecz jedna z poprzednich prób pokazała mu, jakim to było szaleństwem.
Wybudowanie wozu, na którym można by przewieźć smo­ka, było niemożliwe, więc to Nekros musiał kontrolować dwie starsze bestie. Alexstrasza i, co dziwne, Tyran wędrowali na końcu kolumny, świadomi władzy, jaką miała nad nimi Du­sza Demona. Dla chorego małżonka musiała być to trudna sytuacja. Nekros wątpił, czy samiec przeżyje tę wędrówkę, jednak ork wiedział, że nie ma innego wyboru.
Dwa wielkie lewiatany wciąż wywoływały ogromne wra­żenie. Samica większe niż samiec, gdyż była zdrowsza. Ne­kros raz przechwycił jej pełne nienawiści spojrzenie. Orka nie obchodziło to zupełnie. Wysłucha go we wszystkim tak długo, jak długo będzie miał w ręku jedyny artefakt dający władzę nad każdym smokiem.
Myśląc o smokach, spojrzał w niebo. Chmury dawały każ­demu behemotowi wiele miejsca na ukrycie się, ale w końcu coś musiało się wydarzyć. Nawet jeśli siły Sojuszu były zbyt daleko, Skrzydła Śmierci z pewnością przybędzie. Nekros li­czył na to. Ludzie nauczą się, jakim szaleństwem było złożenie zwy­cięstwa w ręce mrocznego. Co dawało władzę nad jednym smokiem, z pewnością dawało władzę i nad innym. Mając Duszę Demona, orczy dowódca przejmie kontrolę nad naj­dzikszą z bestii. On, Nekros, będzie panem Skrzydeł Śmier­ci, jeśli tylko przeklęty gad w końcu się pojawi.
- Gdzie jesteś, przeklęty stworze? - szepnął. - Gdzie?
Ostatni rząd wojowników opuścił otwór jaskini. Nekros patrzył, jak maszerują. Dzicy, dumni, przypominali dni, kie­dy Horda nie znała porażki ani wroga, którego nie mogła za­bić. Mając władzę nad Skrzydłami Śmierci, przywróci chwa­łę swojemu ludowi. Horda znów powstanie, nawet ci, którzy już się poddali. Orki przejdą przez kraje Sojuszu, zabijając ludzi i ich sprzymierzeńców.
A może Horda będzie miała innego wodza? Po raz pierw­szy Nekros odważył się wyobrazić sobie siebie w tej roli oraz Zuluheda kłaniającego się przed nim. Tak, ten, który przynie­sie swojemu ludowi takie zwycięstwo, na pewno zostanie władcą.
Wódz Nekros Miażdżący Czaszki...

Podstrony