Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.


ZamknÄ…Å‚ oczy i sÅ‚uchaÅ‚ chwilÄ™, jak graÅ‚a, po czym przerwaÅ‚ jej i poprosiÅ‚, by powtórzyÅ‚a raz po raz takty 169 do 174, wymagajÄ…ce szczególnie subtelnej pedaliza-cji. Chopin zaczynaÅ‚ każdy z poczÄ…tkowych trzech ta­któw lekkim naciÅ›niÄ™ciem pedaÅ‚u, po którym nastÄ™po­waÅ‚y nie wzmocnione pedaÅ‚em szybkie pochody dźwiÄ™ków w lewej rÄ™ce, a w prawej seria dźwiÄ™ków le­gato. Domostroy powiedziaÅ‚ Donnie, by nie używaÅ‚a pedaÅ‚u przy Å‚agodnych tonach prawej rÄ™ki, a kiedy przy­znaÅ‚a, że zawsze czuje siÄ™ niepewnie, próbujÄ…c grać je legato bez pedaÅ‚u, wyjaÅ›niÅ‚, że źródÅ‚em jej trudnoÅ›ci jest niedostateczne opanowanie zasad palcowania. Za­miast rozmyć to przejÅ›cie, zasugerowaÅ‚, powinna puÅ›cić pedaÅ‚, jak zaznaczono w takcie 169, a nastÄ™pnie przy trzeciej grupie szesnastek nacisnąć go nieznacznie na uÅ‚amek synkopowanej sekundy. DziÄ™ki temu zagra gÅ‚ad­ko melodiÄ™ prawej rÄ™ki, zachowujÄ…c jednoczeÅ›nie caÅ‚o­Å›ciowy efekt suchego brzmienia.
NastÄ™pnie poleciÅ‚ jej zagrać seriÄ™ wybranych utwo­rów: poczÄ…tek Nokturnu F-dur, żeby sprawdzić, czy spo­sób, w jaki używa pedaÅ‚u, tÅ‚umi melodiÄ™ prawej rÄ™ki; Nokturn E-dur, który demonstrowaÅ‚ unikatowy Chopi­nowski kontrast miÄ™dzy dźwiÄ™kiem zagranym z użyciem i bez użycia pedaÅ‚u; Preludium a-moll, które z wyjÄ…t­kiem jednego krótkiego ustÄ™pu pod sam koniec utworu caÅ‚e byÅ‚o bez pedaÅ‚u; oraz Preludium b-moll, w którym Chopin pierwotnie zaznaczyÅ‚ pedaÅ‚ w każdej drugiej grupie metrycznej taktów 2 i 3 - granych lewÄ… rÄ™kÄ… - po czym go wykreÅ›liÅ‚, pozostawiajÄ…c wszystkie trzy otwierajÄ…ce takty w swojej autoryzowanej edycji pod jednym szokujÄ…co dÅ‚ugim pedaÅ‚em.
SkoÅ„czyÅ‚a i siedziaÅ‚a, patrzÄ…c na niego niczym stu­dentka oczekujÄ…ca nerwowo na werdykt swojego na­uczyciela.
StarajÄ…c siÄ™ jej nie urazić, powiedziaÅ‚, że wyczuwa w jej grze dwie przeciwstawne siÅ‚y: chęć uwolnienia siÄ™ od nut i dynamiki Chopina, tak by móc improwizować - impuls, który prawdopodobnie odziedziczyÅ‚a po ojcu jazzmanie - oraz potrzebÄ™ trzymania siÄ™ wiernie i sztywno każdego znaku w gÄ™stym zapisie nutowym Chopina, która z pewnoÅ›ciÄ… bierze siÄ™ z klasycznego wyksztaÅ‚cenia, jakie otrzymaÅ‚a w Juilliard. Przy wystar­czajÄ…cej liczbie ćwiczeÅ„ oraz jej oczywistym talencie, ciÄ…gnÄ…Å‚ Domostroy, nie ma powodu, dla którego nie mogÅ‚aby siÄ™ nauczyć poÅ‚Ä…czyć te ciÄ…goty i zagrać naj­trudniejsze fragmenty Chopina nie tylko z precyzjÄ…, ale z caÅ‚Ä… pomysÅ‚owoÅ›ciÄ… i energiÄ… urodzonej jazzmanki. Ażeby to osiÄ…gnąć, czuÅ‚, że powinna skoncentrować siÄ™ na rozwiniÄ™ciu wiÄ™kszej giÄ™tkoÅ›ci i siÅ‚y w plecach, ra­mionach, rÄ™kach, a także nadgarstkach i palcach. Za­ofiarowaÅ‚ siÄ™ również, że pokaże jej specjalne ćwiczenia na poprawienie ruchliwoÅ›ci stawów, i powiedziaÅ‚ jej szczerze, że musi wiÄ™cej pracować, nie tylko próbujÄ…c i szlifujÄ…c Chopina, ale grajÄ…c wiÄ™cej ćwiczeÅ„ i gam, żeby udoskonalić swojÄ… technikÄ™. PoleciÅ‚ jej pewne ćwiczenia Cramera i Clementiego, dwóch ludzi, którzy wywarli wpÅ‚yw na technikÄ™ Chopina oraz na jego rozu­mienie fortepianu, jak również prace Czernego i Hum-mla oraz wersje Chopinowskich Etiud Leopolda Go-dowskiego, szczególnie jego dwadzieÅ›cia cztery studia na lewÄ… rÄ™kÄ™, które zawierajÄ… wersjÄ™ cis-moll tak zwa­nej Etiudy Rewolucyjnej.
Donna sÅ‚uchaÅ‚a go uważnie, i jeÅ›li byÅ‚a zdziwiona lub dotkniÄ™ta którÄ…Å› z krytycznych uwag zawartych w jego poradach, udaÅ‚o siÄ™ jej tego nie okazać. SpytaÅ‚a go natomiast, co sÄ…dzi o jej szansach na wygranie Konkursu Chopinowskiego w Warszawie. OdpowiedziaÅ‚ z rów­nÄ… bezpoÅ›rednioÅ›ciÄ…, że jeÅ›li nie poprawi swojej techni­ki i nie zwiÄ™kszy siÅ‚y uderzenia, jej szansÄ™ w jego opinii sÄ… nikÅ‚e, ale, dodaÅ‚, czuje, że może osiÄ…gnąć wiele w kil­ka tygodni, o ile naprawdÄ™ bÄ™dzie nad tym pracować.
Donna wstaÅ‚a i wyszli razem na zewnÄ…trz. ByÅ‚o ciepÅ‚o i sÅ‚onecznie. Obeszli powoli Old Glory, przeszli przez parking i szli spacerowym krokiem, aż dotarli do wyso­kiej siatki ogrodzenia. Za niÄ…, jak okiem siÄ™gnąć, ciÄ…gnÄ™­Å‚o siÄ™ martwe getto wypalonych czynszowych kamienic, czarne ruiny znaczone bliznami wyÅ‚amanych okien i za­bitych deskami drzwi, rozpadajÄ…ce siÄ™ stare werandy i podwórka zawalone wysokimi stertami kamieni i zwÄ™­glonych Å›mieci. Szli Å›cieżkÄ… przecinajÄ…cÄ… ogrodzenie, ich kroki wystraszyÅ‚y szczura, który wyskoczyÅ‚ z wyso­kiej trawy i popÄ™dziÅ‚ w kierunku ruin.
Domostroy od czasu do czasu spoglÄ…daÅ‚ na DonnÄ™. Do tej pory zawsze widziaÅ‚ jÄ… w sztucznym Å›wietle, ale tutaj, w jasnych promieniach sÅ‚oÅ„ca, jej skóra lÅ›niÅ‚a. Pod de­likatnÄ… liniÄ… brwi dÅ‚ugie owalne Å‚uki powiek bÅ‚yszczaÅ‚y jakby oÅ›wietlone od Å›rodka, a ocienione gÄ™stymi rzÄ™sami oczy byÅ‚y zielone jak liÅ›cie. PatrzyÅ‚ na jej doskonale wyrzeźbione policzki oraz delikatnÄ… grÄ™ Å›wiatÅ‚a na war­gach, tak peÅ‚nych i gÅ‚adkich, że wydawaÅ‚o siÄ™, iż pÄ™knÄ…. Jej piÄ™kno przytÅ‚aczaÅ‚o go, prawie dusiÅ‚o; byÅ‚o królew­skie, a jednoczeÅ›nie naturalne, tak czyste jak jej dusza.

Podstrony