Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

Niech sobie znajdzie sekretarkę,
pomyślała ze złością, skoro sam nie daje rady. Nie zamierzała mu więcej
pomagać, nawet gdyby ją o to poprosił.
– Wyczuwam w powietrzu zimną wojnę– rzuciła Lillian.
– To on ją zaczął! – piekliła się Marianne. – A wiesz, jak załatwia
interesy? – dodała rozeźlona.
– Coś tam obiło mi się o uszy... Czasami rzeczywiście trudno zrozumieć
Warda – powiedziała Lillian łagodnie – nie masz jednak pojęcia, co go
spotkało w życiu. Ludzie nie są zimni bez powodu, choć to tylko maska.
– Nie byłabym taka pewna, ale nawet jeśli tak jest, to świetnie się za nią
ukrywa!
– Ty robisz podobnie...
– Niezupełnie, ciociu.
– Proszę, nie skreślaj go jeszcze. Kto wie, może cię jeszcze zaskoczy.
TL R
– To ma na to bardzo mało czasu – rzuciła drwiąco. – Za dwa dni
wyjeżdżam.
– Tak, wiem. – Lillian nie kryła smutku. – Myślałam, że może
zostaniesz trochę dłużej...
– On tego nie chce, więc i tak bym nie została, nawet gdyby mnie o to
poprosił, bo praca, bo nie ma Davida... – Bo znów by poczuł nagły przypływ
pożądania, pomyślała z goryczą. – Cieszę się tylko, że już się lepiej czujesz.
Lillian widziała, jak bardzo smutna i rozżalona jest jej bratanica. Oczy
jej niebezpiecznie lśniły...
– Posłuchaj, kochanie...

72
– Zajrzę do koni. – Marianne zerwała się z krzesła i wyszła, jakby ją
ktoś gonił.
Szła wzdłuż płotu w kierunku zabudowań gospodarskich, próbując się
nie rozpłakać, i nagle zobaczyła Warda. Siedział na potężnym koniu i przy-
glądał się jej. Musiał ją zauważyć znacznie wcześniej. Zbliżył się do niej
kłusem i swoim zwyczajem zsunął do tyłu kapelusz.
– Czy my jeszcze z sobą rozmawiamy? – zapytał jakby nigdy nic.
Zignorowała jego pytanie, natomiast zadała swoje:
– Czy ktoś może mnie jutro podrzucić na przystanek autobusowy?
Przez chwilę patrzył na nią z niedowierzaniem, wreszcie powiedział:
– A jak zamierzasz wytłumaczyć swoją decyzję ciotce? Przecież wciąż
jesteś przekonana, że moje dni są policzone... No i miałaś spisywać moje
wspomnienia, zapomniałaś?
– Obawiam się, że mój żołądek tego nie wytrzyma – odparła ostro, w
oczach zaiskrzył gniew.
– Daj spokój, staram się z tobą zaprzyjaźnić...
– Aha, zaprzyjaźnić... Kiedyś chciałam się zaprzyjaźnić z
TL R
myszoskoczkiem i włożyłam rękę do klatki, żeby go pogłaskać, a on omal mi
nie odgryzł palca.
– Wszystko utrudniasz. – Ściągnął kapelusz na czoło.
– Sam wszystko bez sensu komplikujesz, chcę cię po prostu uwolnić od
mojej pazernej i głoszącej nudne kazania osoby.
– Nie będę się przed nikim usprawiedliwiał.
– Nikt ci nie każe.
– Nie chcę, żebyś wyjeżdżała, Marianne – powiedział po dłuższej chwili
milczenia.
Serce podjechało jej do gardła, ale rzuciła chłodno:

73
– A to niby czemu?
– Może się do ciebie przyzwyczaiłem? – Spojrzał na nią. – Poza tym
twoja ciotka będzie niepocieszona, bo zrujnujesz jej genialny plan.
– Jeśli o mnie chodzi, to i tak już jest nieaktualny. – Zacisnęła w pięści
dłonie ukryte w kieszeniach. – Wracam do domu.
– Nie masz pracy...
– Oczywiście, że mam.
– Już nie, zadzwoniłem do twojego szefa i powiedziałem, że zostajesz tu
na dłużej, żeby zająć się chorą ciocią i jej umierającym przełożonym.
– Chyba sobie żartujesz?! – wybuchła Marianne.
– Wtedy wydawało mi się to słuszne. Nawet było im przykro, ale akurat
jakaś dziewczyna pytała o pracę, więc na pewno już ją zatrudnili.
Była taka wściekła, że aż trudno jej było oddychać.
– Ty... ty... – Zabrakło jej słów, aż wreszcie przypomniała sobie te
wszystkie cudowne kompozycje bluzgów, których się nauczyła, gdy pracowa-
ła w warsztacie w Georgii. No i sypnęła nimi jak z rękawa.
– Że też ci nie wstyd... – Błyskawicznie wciągnął ją na siodło. – Siedź
TL R

Podstrony