Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

Ludziom podobało się to o wiele
mniej, a Androg popatrywał nawet zazdrośnie.
Tekst przedstawiony w Silmarillionie nie informuje, jakim sposobem Beleg
znalazł drogę do Bar-en-Danwedh, po prostu „pewnego zimowego dnia w męt-
nym świetle zjawił się między nimi” (str. 249). Inne szkice wspominają, że za przy-
czyną braku zapobiegliwości zaczęła się zimą kończyć banitom żywność, a Mim
poskąpił im jadalnych korzonków ze swych zapasów, tak i z początkiem roku wy-
prawili się ostatecznie na polowanie. Zbliżając się do Amon Rudh, Beleg trafił na
ich ślad i albo poszedł potem za nimi do obozu, który musieli rozbić, by schronić
się przed nagłą śnieżycą, albo depcząc im po piętach, wemknał się za wracającą
grupą do Bar-en-Danwedh.
W tymże czasie, usiłujący wytropić tajny magazyn Mimowej żywności An-
drog zagubił się w jaskiniach. W końcu trafił na ukryte schody wiodące na pła-
ski wierzchołek Amon Rudh (to tymi schodami niektórzy z banitów zdołali zbiec,
gdy Orkowie zaatakowali Bar-en-Danwedh: Silmarillion, str. 251). Albo przy oka-
zji wspomnianego wcześniej wypadu, albo kiedyś później, Androg znów zaczął,
mimo klątwy Mima, używać łuku i strzał, co skończyło się zranieniem go zatru-
tym grotem. Jedna spośród kilku wzmianek o tym zdarzeniu dopowiada, że była
to strzała Orka.
150
151
Beleg wyleczył Androga, ale nieufność i niechęć tego drugiego do elfów nie zmalała przez to ani o jotę; Mim nienawidził Belega tym bardziej, w tenże bowiem
sposób klątwa została „odczyniona”. Tak i rzekł krasnolud: „Ukąsi cię raz jeszcze”,
ale dotarło do Mima, że lembasy Meliany mogłyby przywrócić mu siłę i młodość.
Nie mogąc ich wykraść, udał chorobę i poprosił przeciwnika o poczęstowanie.
Gdy Beleg odmówił, Mim zamknął się w swej nienawiści wzmaganej jeszcze przez
serdeczne uczucia okazywane elfowi przez Turina.
Ponadto można nadmienić, że gdy Beleg wyciągnął lembasy z torby (Silmaril-
lion, str. 246, 249), Turin nie chciał ich przyjąć.
Srebrzyste liście lśniły czerwienią w blasku ognia. Gdy Turin ujrzał pieczęć,
oczy mu pociemniały.
— Co tu masz? — spytał.
— Największy dar, jakiego nie otrzymałeś dotąd od kogoś, kto cię kocha — od-
parł Beleg. — To lembasy, chleb elfów, którego nie próbował dotąd żaden czło-
wiek.
— Hełm ojca wezmę — powiedział Turin — z wdzięcznością, że go przechowa-
łeś, ale nie przyjmę niczego, co pochodzi z Doriathu.
— Jeśli tak, to oddaj miecz i wszelką broń. Zwróć to, czegoś się nauczył w mło-
dości. Dla zachcianki czystej pozwól, by twoi ludzie pomarli na pustyni. Tak czy
inaczej, ja otrzymałem ten chleb w darze i mogę rozporządzać nim wedle życze-
nia. Nie jedz, skoro ma ci stawać kością w gardle, ale inni mogą być mniej pyszni
i bardziej przy tym głodni.
Wówczas Turin zmieszał się i poskromił dumę na takie dictum.
Istnieją też dalsze wskazówki tyczące Dor-Kuartholu, Kraju Łuku i Hełmu,
gdzie Beleg i Turin przewodzili przez czas jakiś z warowni na Amon Rudh silne-
mu hufcowi działającemu w krainach na południe od Teiglinu (Silmarillion, str.
250).
Turin chętnie przyjmował wszystkich, którzy się doń zgłosili, ale za radą Bele-
ga nie wpuszczał nikogo z nowo przybyłych do swego schroniska na Amon Rudh
(które zwane było teraz Echad i Sedryn, Obozowisko Wiernych). Drogę tutaj znali
tylko członkowie dawnej kompanii. Wokoło założono jednak inne strzeżone obo-
zowiska i umocnienia: w lasach na wschodzie, na płaskowyżu, na południowych
moczarach, od Methed-en-glas („Końca Lasu”) po Barerib kilka staj na południe
od Amon Rudh, a ze wszystkich tych miejsc widać było wierzchołek Amon Rudh,
z którego sygnałami przekazywano wieści i rozkazy.
W ten oto sposób, nim lato minęło, rzesza zwolenników Turina urosła w siłę
i oddziały Angbadu zostały odparte. Wieści o tym dotarły nawet do Nargothron-

Podstrony