Zebrani notable śmiali się jednak i gawędzili między sobą, jakby nie działo się nic szczególnego. Garion z goryczą pomyślał o ich braku serca w obliczu tego, co miało nastąpić.
Po lewej stronie tronu stała ciocia Pol odziana w nową srebrną suknię, ze srebrnym diademem we włosach. Po prawej przechadzał się leniwie Belgarath. Na tę okoliczność wystroił się w nową zieloną tunikę, którą już zdążył porządnie wygnieść.
— Nie kręć się, kochanie — upomniała Gariona ciocia Pol.
— Łatwo ci mówić — odpalił Garion oskarżycielskim tonem.
— Postaraj się o tym nie myśleć — poradził Belgarath. — Niedługo będziesz to już miał za sobą.
W tym momencie bocznymi drzwiami wkroczył do sali Brand, z twarzą jeszcze bardziej ponurą niż zazwyczaj.
— U bram Cytadeli czeka Nyissanin, wasza wysokość — powiedział cicho. — Twierdzi, że jest emisariuszem królowej Salmissry i przybył, aby być świadkiem ceremonii.
— Czy to możliwe? — spytał Garion ciocię Pol, zdumiony nieoczekiwaną wiadomością.
— Owszem — odparła. — Najprawdopodobniej jednak to jedynie dyplomatyczna fikcja. Wyobrażam sobie, że Nyissanie woleliby utrzymać w sekrecie to, co spotkało Salmissrę.
— Co mam zrobić? — spytał Garion.
Belgarath wzruszył ramionami.
— Wpuść go.
— Tutaj?
Brand sprawiał wrażenie wstrząśniętego.
— Nyissanin w sali tronowej? Belgaracie, nie mówisz poważnie.
— Garion jest Władcą Zachodu, Brandzie — odparł stary czarodziej. — A to obejmuje również Nyissę. Nie sądzę, aby wężowy lud mógł się nam kiedykolwiek przydać, ale zachowajmy przynajmniej pozory grzeczności.
Oblicze Branda zesztywniało z dezaprobaty.
— Jaka jest decyzja waszej wysokości? — spytał, zwracając się wprost do Gariona.
— No cóż... — Garion zawahał się. — Myślę, że pozwolimy mu wejść.
— Więcej stanowczości, Garionie — upomniała ciocia Pol.
— Przepraszam — powiedział szybko Garion.
— I nie przepraszaj — dodała. — Królowie nie przepraszają.
Spojrzał na nią bezradnie, po czym odwrócił się do Branda.
— Powiedz wysłannikowi Nyissy, aby do nas dołączył — oznajmił, choć w jego głosie zabrzmiała ugodowa nuta.
— A przy okazji, Brandzie — wtrącił Belgarath — lepiej, żeby nikt nie ekscytował się tym zanadto. Nyissanin ma status ambasadora i gdyby tu zginał, stanowiłoby to poważne naruszenie protokołu.
Brand skłonił się sztywno, odwrócił i wyszedł z sali.
— Czy to było naprawdę konieczne, ojcze? — spytała ciocia Pol.
— Stare urazy miewają długie życie, Pol — odparł Belgarath. — Czasami najlepiej jest wywalić wszystko prosto z mostu, aby na przyszłość uniknąć nieporozumień.
Na widok wkraczającego do Dworu emisariusza Wężowej Królowej Garion zdumiał się niepomiernie. Był to Sadi, naczelny eunuch w pałacu Salmissry. Szczupły mężczyzna o martwych oczach i łysej, ogolonej głowie, miał na sobie charakterystyczną, połyskliwą niebieskozieloną nyissańską szatę. Zbliżywszy się do tronu, złożył płynny ukłon.
— Pozdrowienia dla jego wysokości Belgariona z Rivy od Wiecznej Salmissry, Królowej Wężowego Ludu — zaintonował swym niesamowitym kontraltem.
— Witaj, Sadi — odparł oficjalnym tonem Garion.
— Moja królowa przesyła najlepsze życzenia w tym radosnym dniu — ciągnął Sadi.
— Tak naprawdę chyba tego nie powiedziała? — spytał znacząco Garion.
— Niedokładnie, wasza wysokość — przyznał Sadi bez najmniejszej oznaki zakłopotania. — Jestem jednak pewien, że uczyniłaby to, gdybyśmy zdołali wyjaśnić jej, co się dzieje.
— Jak ona się czuje? — Garion przypomniał sobie straszliwą przemianę, jaką przeszła Salmissra.
— Jest bardzo trudna we współżyciu — odparł Sadi z lekką ironią. — Oczywiście, to nic nowego. Na szczęście po każdym karmieniu przesypia tydzień lub dwa. W zeszłym miesiącu zmieniała skórę. Nie wpłynęło to najlepiej na jej usposobienie. — Wywrócił oczami. — To było straszne — mruknął. — Zanim cały proces dobiegł końca, zdążyła ugryźć trzech służących. Oczywiście natychmiast umarli.
— Jest jadowita? — Gariona zaskoczyła ta informacja.
— Zawsze była jadowita, wasza wysokość.
— Nie o to mi chodziło.
— Proszę mi wybaczyć ten drobny żart — usprawiedliwił się Sadi. — Sadząc po reakcji ugryzionych przez nią ludzi, powiedziałbym, że jej jad jest co najmniej dziesięć razy mocniejszy niż u zwykłej kobry.
— Czy bardzo cierpi? — Garion poczuł dziwne współczucie dla potwornie odmienionej królowej.
— Naprawdę trudno powiedzieć, wasza wysokość — odparł obojętnie Sadi. — Niełatwo stwierdzić, co czuje wąż — rozumie wasza wysokość. Zanim nauczyła się przekazywać nam swe życzenia, najwyraźniej zdążyła pogodzić się ze swą nową postacią. Karmimy ją i utrzymujemy w czystości. Dopóki ma swoje lustro i kogoś, kogo mogłaby ugryźć, gdy czuje się nie w sosie, sprawia wrażenie całkiem zadowolonej.
— Wciąż jeszcze przegląda się w lustrze? Sądziłem, że po tym, co się stało, zaniecha tego zwyczaju.