W głowie chłopca
zrodziło się pewne pytanie. Kiedy ojciec wrócił parę minut później, Vestary z nim nie było.
- Tato?
- Tak?
- Myślisz, że Gavar Khai zabiłby własną córkę, gdyby go zawiodła?
Luke się zamyślił.
- Myślę, że bardzo mu na niej zależy, ale... jest niezwykle wymagający. Tak, sądzę, że
gdyby go zawiodła, a on by się o tym dowiedział, toby ją zabił.
Ben otrzymał odpowiedź na swoje pytanie. A nie było to pytanie, które zadał przed chwilą ojcu.
Miło być Sithem, dowodzić własnym okrętem i mieć do wykonania tak przyjemne zadanie,
rozmyślała Leeha Faal. Rozsiadła się wygodnie w fotelu dowódcy, delektując się tym uczuciem. Jej fotel, jej statek. Mądrze postąpiła, opowiadając się parę lat temu po stronie Sarasu Taalona.
Obserwowała, jak jego gwiazda wschodzi pośród Kręgu, i postarała się, żeby dostać przydział na
„Czarną Falę”. „Postarała się” znaczyło oczywiście, że zaaranżowała zabójstwo swojego
bezpośredniego konkurenta i dwóch potencjalnych. Ich ciał nigdy nie odnaleziono. Najwyraźniej ogromne, agresywne rukaro, mimo iż zostały przegnane z głównych miast Kesh, wciąż wytrwale szukały żeru, walcząc o zachowanie gatunku.
Jej przeczucia okazały się trafne. I oto teraz znajdowała się na orbicie tej zapyziałej planety, wyznaczona do wykonania zadania, które powinno szczególnie zadowolić dowodzącego tą całą ekspedycją. A gdy to już będzie załatwione, dołączy do floty i weźmie udział w ostatecznym triumfie Sithów. Przy sile, jaką dysponował Taalon, i po wyeliminowaniu Skywalkerów kto wie, jak daleko mogła...
- Wiadomość, pani kapitan - poinformował Syndor. Uśmiechnęła się do niego czarująco.
Przed nią to on był kapitanem tego statku i zaskakująco dobrze znosił degradację do roli zastępcy.
Co oczywiście oznaczało, że cichcem knuje jakąś intrygę. Musiała zachować czujność, ale w końcu była Sithem. Krążył wśród nich żart, że Sithowie rodzą się zawsze twarzą do góry, żeby nikt ich nie zaatakował od tyłu. - Od Arcylorda Sarasu Taalona.
Chodziło jedynie o głos dowódcy, ale to wystarczyło.
- Flotylla jest gotowa do wylotu w kierunku Otchłani - oznajmił melodyjny głos Taalona. -
Dołączcie do nas, kiedy będziecie mogli.
- Oczywiście - odparła Leeha. - Mam nadzieję, że nastąpi to wkrótce.
- Jak my wszyscy - powiedział Taalon. - Nie chciałbym, żebyście przegapili całą zabawę.
Pamiętaj o swoich obowiązkach.
- Zawsze pamiętam - zapewniła Leeha.
Sarasu Taalon powiedział Luke’owi, że zostawił dwa statki, żeby zaczekały na „Łowcę
Asteroid”. Nie była to cała prawda, chociaż nie można też powiedzieć, żeby było to wierutne kłamstwo. Statki miały być już w Otchłani, kiedy Lando wyruszy ze swoim holownikiem asteroid, jednak Lando powinien szybko je dogonić.
Sithowie uznali po prostu, że lepiej, żeby ich tu nie było, kiedy nadleci „Łowca Asteroid”. A więc następnego dnia, kiedy Leeha Faal otrzymała wiadomość, że „Łowca” dotrze na miejsce w ciągu dwunastu godzin, wysłała uprzejmą i niejasną odpowiedź, a następnie przekazała rozkazy kapitanowi drugiego okrętu, „Gwiezdnego Grabieżcy”.
Kapitan Vyn Holpur skwapliwie skorzystał z okazji. Ten starszy mężczyzna o
bladozielonych oczach i czarnych, elegancko siwiejących włosach był Mieczem, a w swoim czasie był na dobrej drodze do zostania Lordem. Nikt nie wiedział dokładnie, co się stało, ale wydarzył się jakiś skandal, po którym nie było już mowy o awansie. Mimo wszystko Taalon cenił Vyna na tyle wysoko, że zabrał go ze sobą. Wykonanie tego zadania mogło bardzo pomóc Holpurowi w
odbudowaniu swojej pozycji.
Taalon przekazał rozkaz Faal, ona Vynowi, a on posłuchał.
Lekki frachtowiec „Gwiezdny Grabieżca”, pilotowany przez samego Holpura, unosił się nad piaskiem, mknąc prosto do celu, na zachód od Treemy. W oddali widać było przedmiot ich