X


Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.


Uczony najstarszy, Afinor, zbadał sumiennie zamknięcie owych drzwi; okazało się, iż aby puścił zamek, należało wzruszyć go wypowiedzianym słowem. Nie znali go i nie mogli znać.
Próbowali długo różnych słów, jak to „Kosmos", „Gwiazdy", „Lot Wiekuisty", ale drzwi nie drgnęły.
— Nie wiem, czy dobrze czynimy, starając się otworzyć statek bez wiedzy króla Metameryka — rzekł wreszcie Afinor. —
Dzieckiem będąc słyszałem legendę o białych istotach, które 19
Stanisław Lem - Bajki Robotów
ścigają w całym Kosmosie wszelkie życie, w metalu zrodzone, i tępią je dla zemsty, albowiem...
Tu urwał i wraz z innymi z największym przerażeniem wpatrywał się w wielką jak ściana burtę statku, albowiem przy jego ostatnich słowach drzwi, dotąd martwe, naraz drgnęły i rozsunęły się na oścież. Słowem, które otwarło je, była
„Zemsta".
Skrzyknęli uczeni na pomoc zbrojnych i mając ich u swego boku, kiedy iskromioty nakierowano, wstąpili w duszną i nieruchomą ciemność statku, oświetlając ją błękitnymi i białymi kryształami.
Maszyneria była w znacznej mierze pogruchotana, długo też błądzili wśród jej ruin, szukając załogi, ale nie znaleźli ani jej, ani też żadnych jej śladów. Rozważali, czy statek nie był sam istotą rozumną, bo wszak bywają wielkie bardzo: król ich tysiące razy rozmiarami przekraczał nieznany statek, a był
jednością. Ale węzły elektrycznego myślenia, jakie odkryli, były jeno drobne i porozrzucane; obcy statek nie mógł być przeto niczym innym, jak tylko machiną latającą i bez załogi martwy był jak kamień.
W jednym z zakątków pokładu, u samej ściany pancernej, natknęli się badacze na rozbryźniętą kałużę, z farby jakoby czerwonej, która splamiła ich srebrne palce, gdy się tam zbliżyli; z kałuży tej wydobyto strzępy nieznanego odzienia, mokre i czerwone, a także nieco drzazg niezbyt twardych, wapiennych. Nie wiedzieli czemu, ale lęk ich zdjął wszystkich, kiedy stali tam w mroku, kryształów światłem ponakłuwanym. A już król dowiedział się o przygodzie; zaraz przybyli jego posłańcy, na j surowic j nakazując zniszczenie obcego statku ze wszystkich, co na nim jest, a zwłaszcza rozkazał król obcych żeglarzy ogniowi atomowemu oddać.
Odrzekli badacze, że tam nikogo nie było, jeno ciemność a szczątki rozbite, wnętrzności metalowe i proch, odrobiną farby czerwonej poplamiony. Zadrżał posłaniec królewski i natychmiast stosy atomowe kazał rozpalać.

20
Stanisław Lem - Bajki Robotów
— W imieniu króla! — rzekł. — Czerwień, którąście znaleźli, zwiastunem jest zagłady! Biała śmierć nią żyje, która niczego nie zna, prócz zemsty dokonywanej na bezwinnych za jedno ich istnienie...
— Jeśli to biała śmierć była, niegroźna już nam, albowiem statek martwy jest i ktokolwiek na nim żeglował, w pierścieniu raf obronnych poległ — odparli.
— Nieskończona jest moc owych bladych istot, gdyż jeśli giną, wielokroć razy odradzają się na nowo, z dala od mocnych słońc!
Czyńcie waszą powimiość, o, atomiści!
Lęk poraził mędrców i badaczy, kiedy usłyszeli te słowa. Nie uwierzyli jednak proroctwu zagłady, nazbyt bowiem wydawała im się nieprawdopodobna wszelka jej możliwość. Przeto wyjęli cały statek z jego leży, strzaskali go na kowadłach platynowych, a gdy się rozpadł, zanurzyli go w twardym promieniowaniu, że obrócił się w miriady lotnych atomów,
'które wiekuiście milczą, bo nie mają atomy historii żadnej, wszystkie są sobie równe, czy z gwiazd pochodzą
najsilniejszych, czy z martwych planet, czy istot rozumnych, dobrych albo złych, albowiem materia jest jednaka w całym Kosmosie i nie jej należy się lękać.
A jednak ujęli owe atomy nawet, zmrozili je w jedną bryłę, wystrzelili ją ku gwiazdom i wtedy dopiero rzekli sobie z ulgą:
— Jesteśmy wybawieni. Nic nie może z tego być.
Lecz kiedy młoty platynowe biły w statek, a ten się rozpadał, ze strzępka odzieży, krwią powalanego, z rozprutego szwu zarodnik wypadł niewidzialny, tak mały, że i sto takich jedno ziarno piasku przykryje. A z tego zarodnika wykluł się nocą, w kurzu i prochu, między głazami jaskiń, biały kiełek; z niego drugi, trzeci, setny — i tchem poszło od nich kwasorodu i wilgoci, od której rdza rzucała się na tafle miast zwierciadlanych, i splatały się nici niedostrzegalne, zaległe w zimnych wnętrznościach Enterytów, tak że kiedy wstali, nosili już w sobie zgon. I nie minął rok, a legli pokotem. Stanęły w pieczarach machiny, zgasły ognie kryształowe, brunatny trąd stoczył lustrzane kopuły, a kiedy ulotniło się ostatnie ciepło atomowe, zapadła ciemność, w której rozrastała się, 21

Podstrony