Jak zwykle. Alberico został serdecznie zaproszony do powrotu do domu, gdzie spotkałoby go wiele zaszczytów, i do pozostawienia męczących problemów tego zamorskiego kraju kolonialnemu specjaliście, mianowanemu przez Imperatora.
To też nie było zaskoczeniem. Przekaż swoje nowe terytorium Imperium. Poddaj mu swoją armię. Wróć do domu na kilka parad, a potem przeznacz resztę swoich dni na polowania, a pieniądze na łapówki i sprzęt myśliwski. Zaczekaj, aż Imperator umrze, nie wyznaczywszy następcy. A potem zasztyletuj lub zostań zasztyletowany w awanturze o sukcesję.
Alberico wysłał w odpowiedzi najszczersze podziękowania, wyrazy głębokiego żalu i kolejną skrzynkę wina.
Wkrótce potem, pod koniec jesieni, kilkunastu najemników wystąpiło ze służby w Trzeciej Drużynie, która była niezadowolona i wypadła z łask. Wszyscy oni wsiedli na jeden z ostatnich w tym sezonie statków płynących do domu. W tym samym tygodniu - był to oczywiście czysty przypadek - dowódcy Pierwszej i Drugiej Drużyny oficjalnie przedstawili Alberico nowe żądania płacowe i mimochodem przypomnieli mu o zaległych obietnicach ziemi dla najemników, delikatnie sugerując, by jej nadawanie zaczęto od dowódców.
Zapragnął wydać rozkaz uduszenia ich obu. Chciał porazić ich zachłanne, nasiąknięte winem mózgi mocą własnej magii. Nie mógł jednak sobie na to pozwolić, a poza tym posługiwanie się własną potęgą tak szybko po spotkaniu w lesie, w którym omal nie stracił życia, wciąż jeszcze bardzo go osłabiało.
Po spotkaniu, w które nikt na półwyspie nawet nie wierzył.
Uśmiechnął się zatem do obu dowódców i wyznał, że już przeznaczył dla jednego z nich spory kawałek świeżo zagarniętych ziem Nievolenich. Siferval, powiedział bardziej ze smutkiem niż z gniewem, został wykluczony ze współzawodnictwa przez zachowanie własnych ludzi, ale oni dwaj... no cóż, trudny to będzie wybór. Przez pewien czas będzie ich bacznie obserwował i w odpowiednim czasie oznajmi swą decyzję.
Karalius z Pierwszej usiłował dociec, przez jaki dokładnie czas.
Doprawdy mógłby go zabić na miejscu, kiedy tak stał z hełmem pod pachą i oczyma spuszczonymi w pełnej hipokryzji postawie szacunku.
- Och, może na wiosnę - odparł niedbale, jakby takie sprawy dla ludzi dobrej woli nie powinny mieć wielkiego znaczenia.
- Lepiej byłoby wcześniej - powiedział cicho Grancial z Drugiej Drużyny.
Alberico uznał za stosowne wyrazić spojrzeniem odrobinę tego, co czuł. Są pewne granice.
- Wcześniejszy termin pozwoliłby wybranemu odpowiednio zadbać o ziemię przed wiosennymi siewami - pośpiesznie wyjaśnił Grancial. Był nieco zaniepokojony, i słusznie.
- Być może - powiedział nieobowiązująco Alberico. - Zastanowię się nad tym.
- Ach, jeszcze jedno - rzekł, kiedy dotarli do drzwi. - Karaliusie, byłbyś uprzejmy przysłać mi tego swojego niezwykle kompetentnego kapitana? Tego młodego, z rozwidloną czarną brodą. Mam specjalne, poufne zadanie do wykonania i potrzebuję człowieka o jego zaletach.
Karalius zamrugał oczyma i skinął głową.
Kiedy wyszli i Alberico zdołał się uspokoić, pomyślał, że ważną, bardzo ważną sprawą jest nie dopuścić, by stali się zbyt pewni siebie. Co prawda tylko prawdziwy głupiec zraża do siebie swoje wojsko. Tym bardziej jeżeli chce je w końcu poprowadzić do domu. Lepiej na zaproszenie Imperatora, ale niekoniecznie. Nie, z całą pewnością niekoniecznie na jego zaproszenie.
Po dalszym zastanowieniu wywołanym tymi rozmyślaniami Alberico podniósł podatki w Tregei, Certando i Ferraut do poziomu nowych opłat w Astibarze. Wysłał także kuriera do stacjonującego na wyżynie Certando Sifervala z Trzeciej, chwaląc jego ostatnie zasługi w utrzymywaniu spokoju na podległym mu terenie.
Najpierw trzeba ich wychłostać, a potem czymś znęcić. Muszą się bać i wiedzieć, że jeśli się spodobają, to mogą liczyć na fortunę. Wszystko jest kwestią równowagi.
Niestety, w miarę jak jesień przechodziła w niezwykle chłodną zimę, przeróżne drobne sprawy nadal zakłócały równowagę we Wschodniej Dłoni.
Jakiś przeklęty poeta w Astibarze wybrał tę wilgotną i deszczową porę roku na rozwieszanie cyklu elegii na cześć zmarłego diuka Astibaru. Diuk zmarł na wygnaniu, był głową spiskującej rodziny, której członkowie zostali już w większości straceni. Wychwalające go wiersze jawnie pachniały zdradą.
Sprawa nie była łatwa. Wszyscy pisarze schwytani w pierwszej obławie na khaveny wypierali się autorstwa, a potem - mając wystarczająco dużo czasu na przygotowania - wszyscy schwytani w drugiej obławie autorstwo to sobie przypisywali.