Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

- Po pierwsze, czy należy pan do jakiejś oficjalnej grupy ratunkowej zor­ganizowanej przez władze?
- Nie - odparł Kettering. - Jestem pasażerem.
- Rozumiem - powiedział Groz. - Działa więc pan na własną rękę?
- Nie. Są jeszcze inni. Ja mam zająć się terrorystami tutaj, podczas gdy oni wezmą na siebie tych z przodu.
- Ma pan zamiar atakować tych ludzi z jednym pistoletem?
- To wszystko, co mam.
- W takim razie może jesteśmy w stanie pomóc.
Kettering spojrzał na Wandę Margay, a potem z powrotem na Groza.
- Czyżby?
- Jesteśmy tylko dwojgiem starych ludzi, to prawda - powiedział były pilot uśmiechając się. - Mamy jednak pewne środki. - Sięgnął za Ketteringa i chwycił jedną z butelek zapalających. - Udało mi się zrobić trzy takie.
- Koktajle Mołotowa? - spytał z niedowierzaniem Kettering.
- Swego rodzaju. Coś bardziej skutecznego, jak sądzę - odparł Groz. - Bardziej zbliżone do napalmu. Gdybym miał trochę więcej czasu, może byłbym w stanie wyprodukować prawdziwy materiał wybu­chowy, jako że obecna tu Frau Margay dysponuje sporym zapasem tabletek chlorku potasu wśród swoich lekarstw.
- Wielki Boże! - zdumiał się Kettering.
- Proszę wybaczyć - odezwała się ze swego miejsca Wanda. - Nie chcę się wtrącać, ale zastanawiam się, czy pan ma zamiar iść do terrorystów w wagonie panoramicznym?
- Nie - odparł Kettering. - To zbyt niebezpieczne. Mam tylko nie pozwolić im ruszyć się stamtąd.
- Myślę, że to roztropne - powiedziała Wanda trąc czoło. - Według moich obliczeń jest ich tam co najmniej trzech. Układ wagonów też raczej nie pozwala - moim zdaniem - na żadną akcję ofensywną.
- Naprawdę?
- Tak - ciągnęła Wanda. - Czytałam sporo na temat wojen napoleońskich i amerykańskiej wojny domowej i wygląda mi to na jedną z tak zwanych “sytuacji zatkanej butelki”, tak powszechnych w tamtych nieszczęsnych konfliktach.
- O! - Policjant był zaskoczony.
- Tak, tak - kontynuowała Wanda. - W korytarzu wagonu panoramicznego, zaraz przed świetlicą, jest ostry zakręt, który daje bardzo małą możliwość manewru. Z drugiej strony stwarza to ten sam problem nieprzyjacielowi.
- Nieprzyjacielowi... - powtórzył Kettering, oszołomiony staruszką, która przetrząsała właśnie dużą wiekową walizkę leżącą u jej stóp. Wyciągnęła z niej staromodne, bogato zdobione lusterko i wręczyła je Ketteringowi, uśmiechając się triumfalnie.
- To chyba powinno wystarczyć, żeby sprawy przyjęły obrót korzystniejszy dla nas.
- Jak to?
- Przy drzwiach tego wagonu znajduje się skrzynka wyłącznikowa - tłumaczyła Wanda. - Może pan z niej skorzystać i zgasić światło w wagonie. Jeśli ustawi się pan w jednym z przedziałów po drugiej stronie korytarza i umieści to lusterko w drzwiach, skierowane na tył pociągu, zobaczy pan każdego, kto wyjdzie z wagonu panoramicznego, sam będąc niewidocznym. - Spojrzała na Ketteringa i uśmiechnęła się. - Co pan o tym sądzi?
Policjant zastanawiał się przez chwilę i w końcu też się uśmiechnął szeroko.
- Prawdę mówiąc - odezwał się - myślę, że to piekielnie dobry pomysł.
Karabin półautomatyczny Sterling L34A1 z tłumikiem wchodzi w skład wyposażenia Armii Brytyjskiej i Kanadyjskich Sił Zbrojnych od roku tysiąc dziewięćset pięćdziesiątego trzeciego, a tak dobrze został zaprojektowany, że od tamtego czasu prawie go nie unowocześniano. Jak każda broń jednak, naładowana i odbezpieczona, ma on nieszczęśliwą skłonność do strzelania, kiedy upuści się go na ziemię. To właśnie się stało, gdy kapral Dwayne Corrigan z Drugiego Oddziału Powietrzno-Desantowego Kanadyjskich Służb Specjalnych potknął się w ciemno­ściach na capreolskiej stacji o gałąź, w odległości jakichś dwustu jardów od miejsca, w którym Jacques Cyr i Sheila Teng uzupełniali paliwo lokomotywy VIA, wspomagani przez Jake'a Sloane'a i ochraniani przez Dietera Haasa i Annalise Shenker. Corrigan należał do liczącej dwadzieś­cia jeden osób Lotnej Grupy Uderzeniowej przeniesionej drogą powietrzną z Camp Petawawa i zrzuconej w Capreol przed pociągiem. Oddział miał przeprowadzić jedynie rozpoznanie, a żołnierze mieli rozkaz niestrzelania pod żadnym pozorem.

Podstrony