Mieszkanie: przeciętna rodzina amerykańska mieszka w wygodnym mieszkaniu, z centralnym ogrzewaniem, elektrycznością i gazem.
Grzanki, które jada na śniadanie, przygotowywane są w elektrycznym tosterze, kosztującym parę dolarów. Mieszkanie sprząta się odkurzaczem elektrycznym. Przez całą dobę w kuchni i łazience dostępna jest ciepła woda. Żywność przechowuje się w chłodziarce elektrycznej.
Kobieta zakręca włosy, pierze bieliznę i prasuje przy użyciu łatwego w obsłudze sprzętu elektrycznego, który wystarczy podłączyć do kontaktu. Mężczyzna goli się maszynką elektryczną, a oboje przez całą dobę zaopatrywani są w wiadomości i rozrywki z całego świata za pośrednictwem odbiornika radiowego i telewizyjnego.
W mieszkaniu jest wiele innych udogodnień, ale już te wyliczenia dają pewne wyobrażenie o wolnościach, jakimi cieszymy się w Ameryce.
Wymieniłem tu jedynie trzy podstawowe potrzeby życiowe, żywność, ubiór i mieszkanie.
Przeciętny obywatel amerykański korzysta także z innych przywilejów i udogodnień dostępnych za umiarkowany wysiłek, nie przekraczający ośmiu godzin pracy dziennie.
Przeciętny obywatel amerykański ma zapewnioną ochronę prawa własności nie spotykaną w żadnym innym kraju na świecie. Może swe oszczędności umieścić w banku pewien, że rząd mu je zagwarantuje i pośpieszy z pomocą, jeśli bank zbankrutuje. Obywatel amerykański nie potrzebuje paszportu ani żadnego zezwolenia, jeśli zechce się przenieść z jednego stanu do drugiego. Może udać się dokąd zechce i kiedy zechce wrócić. Co więcej, może sobie podróżować pociągiem, autem, autobusem, samolotem lub statkiem, zależnie od możliwości finansowych.
Zaufaj kapitałowi
Słyszymy często polityków, jak rozprawiają o wolności w Ameryce, kiedy zabiegają o głosy wyborców, rzadko jednak zdarza im się poświęcić należytą uwagę analizie źródeł i istoty owej „wolności”. Nie mając nic do stracenia i nie powodowany żadnymi ukrytymi motywami, mogę swobodnie przystąpić do zanalizowania tego tajemniczego, abstrakcyjnego, często mylnie rozumianego „czegoś”, co przynosi każdemu obywatelowi Stanów Zjednoczonych więcej błogosławionych korzyści i możliwości zdobywania pomyślności, przysparzania sobie wolności w każdej dziedzinie życia, niż to jest do pomyślenia w innym kraju.
Czuję się uprawniony do analizowania tego źródła i istoty wolności, ponieważ znam obecnie i znałem w przeszłości, w ciągu ponad półwiecza, wielu spośród ludzi, którzy sprawowali władzę i wielu, którzy dziś ją dzierżą w swych rękach.
Ten tajemniczy dobroczyńca ludzkości ma na imię kapitał!
Na kapitał składają się nie tylko pieniądze, ale przede wszystkim grupy wysoko zorganizowanych, inteligentnych ludzi, które planują sposoby i środki skutecznego 82
wykorzystania pieniędzy dla dobra społecznego i własnej korzyści.
Grupy te składają się z uczonych, wychowawców, chemików, wynalazców, ludzi zajmujących się reklamą, prawników, lekarzy, ekspertów od spraw transportu, analizy biznesu i wielu innych, wysoko wyspecjalizowanych dziedzin wiedzy przydatnej w przemyśle i handlu. Są to pionierzy, poszukiwacze nowych szlaków i nowych obszarów. Wspierają oni uniwersytety, szpitale, szkoły, budują drogi, wydają gazety, opłacają zasadniczą część wydatków rządowych, zajmują się niezliczonymi, a istotnymi, sprawami służącymi rozwojowi ludzkości.
Krótko mówiąc, kapitaliści są mózgiem naszej cywilizacji, ponieważ dostarczają całego tworzywa dla oświaty, nauki i postępu ludzkiego.
Pieniądze nie wsparte myślą są zawsze niebezpieczne. Wykorzystywane w sposób właściwy, stają się sednem cywilizacji.
Pewnego wyobrażenia o potędze zorganizowanego kapitału można nabrać przedstawiając sobie siebie obciążonego brzemieniem odpowiedzialności za przygotowanie rodzinie prostego śniadania, bez posiadania kapitału.
Po herbatę musielibyśmy wybrać się do Chin lub Indii, które leżą dość daleko od Ameryki.
Nawet jeśli jesteś dobrym pływakiem, zmęczyłbyś się taką wyprawą. A stanąłby przed tobą kolejny problem: jakimi pieniędzmi byś się tam posłużył, gdybyś nawet rozporządzał fizyczną możliwością przepłynięcia przez ocean?
Aby zdobyć cukier, musiałbyś znów przepłynąć kawał oceanu na Kubę lub powędrować pieszo do cukrowniczych regionów stanu Utah. Nawet jednak wtedy mógłbyś powrócić bez cukru, ponieważ do jego wyprodukowania potrzebna jest zorganizowana praca i pieniądze, nie mówiąc już o rafineriach, transporcie i dostawach detalicznych umożliwiających ci postawienie na stole pełnej cukiernicy.
Stosunkowo łatwo zdobyłbyś jajka w pobliskiej wsi, ale aby przynieść do domu sok grejpfrutowy musiałbyś się wybrać na Florydę.
Kolejną długą wędrówkę odbyłbyś do Kansas lub jakiegoś innego stanu z „pasa zbożowego”
po mąkę na chleb.
Wyroby mączne musiałbyś skreślić ze swego menu, ponieważ można je zdobyć wyłącznie za sprawą pracy i sprawnej organizacji ludzi dysponujących odpowiednią maszynerią, a to wszystko wymaga kapitału.
Z kolei musiałbyś popłynąć do Ameryki Południowej, gdzie zerwałbyś trochę bananów, w drodze powrotnej zajrzałbyś na którąś z pobliskich farm po mleko, masło i śmietanę. Dopiero teraz twoja rodzina mogłaby zasiąść do śniadania.