— Czy, jako robotyk, byÅ‚by pan gotów oÅ›wiadczyć, że uważa paniÄ… Delmarre za zdolnÄ… do wmanewrowania robotów w morderstwo?
— Jak mam na to odpowiedzieć?
— Podejdźmy do tego inaczej. Ktokolwiek próbowaÅ‚ zabić mnie w żłobku, musiaÅ‚ mnie przedtem odszukać, posÅ‚ugujÄ…c siÄ™ systemem Å‚Ä…cznoÅ›ci miÄ™dzy robotami. Nie mówiÅ‚em nikomu, dokÄ…d siÄ™ udajÄ™ i tylko eskortujÄ…ce mnie roboty znaÅ‚y moje miejsce pobytu. Mój partner Daniel Olivaw, usiÅ‚owaÅ‚ mnie później odnaleźć i miaÅ‚ z tym sporo trudnoÅ›ci. Morderca musiaÅ‚ jednak Å‚atwo do tego dojść jeÅ›li zdoÅ‚aÅ‚ przygotować zatrucie i wystrzelenie strzaÅ‚y zanim opuÅ›ciÅ‚em zakÅ‚ad. Czy pani Delmarre zdoÅ‚aÅ‚aby to zrobić?
Corwin Attlebish pochyliÅ‚ siÄ™ w fotelu — Kto, zdaniem pana, Ziemianinie, miaÅ‚by dość wiedzy na to?
— Doktor Jothan Leebig sam przyznaje, że jest na tej planecie najlepszym specem od robotów.
— Czy to oskarżenie? — krzyknÄ…Å‚ Leebig.
— Tak! — zawoÅ‚aÅ‚ Baley.
Furia w oczach Leebiga przygasÅ‚a. ZastÄ…piÅ‚o jÄ… powstrzymywane napiÄ™cie. PowiedziaÅ‚ — OglÄ…daÅ‚em po morderstwie tego robota Delmarre’a. Nie miaÅ‚ żadnych wymiennych koÅ„czyn. Jego koÅ„czyny mogÅ‚y być odÅ‚Ä…czone tylko przy użyciu specjalnych narzÄ™dzi i pod nadzorem Delmarre’a.
— Kto może potwierdzić prawdziwość tego oÅ›wiadczenia?
— Moich słów siÄ™ nie kwestionuje.
— WÅ‚aÅ›nie ma to miejsce. Oskarżam pana, wiÄ™c to co pan mówi, jest bez wartoÅ›ci. Co innego, gdyby ktoÅ› potwierdziÅ‚ paÅ„skie sÅ‚owa.
Nawiasem mówiąc, szybko pozbył się pan tego robota. Dlaczego?
— Nie byÅ‚o go po co trzymać. ByÅ‚ caÅ‚kiem rozstrojony. ByÅ‚ do niczego.
— Dlaczego?
Leebig pogroziÅ‚ palcem Baleyowi — Już mnie pan o to pytaÅ‚, Ziemianinie i powiedziaÅ‚em panu, dlaczego. Robot byÅ‚ Å›wiadkiem morderstwa, któremu nie mógÅ‚ zapobiec.
— PowiedziaÅ‚ mi pan też, że zawsze powoduje to caÅ‚kowitÄ… zapaść i że to zasada. A jednak kiedy Gruer zostaÅ‚ otruty, robot który podaÅ‚ mu truciznÄ™ trochÄ™ siÄ™ tylko potem jÄ…kaÅ‚ i powłóczyÅ‚ nogÄ….
Był on w istocie sprawcą, a nie tylko świadkiem morderstwa, a jednak pozostał dość sprawny, by można go było przesłuchać.
— Ten robot, robot ze sprawy Delmarre’a, musiaÅ‚ być bardziej zaangażowany w morderstwo, niż robot Gruera. Jego ramiÄ™ musiaÅ‚o być narzÄ™dziem zbrodni.
— Same nonsensy — Leebig Å‚apaÅ‚ oddech. — Pan nie ma pojÄ™cia o robotach.
— Być może. RadzÄ™ jednak, by dyrektor SÅ‚użby BezpieczeÅ„stwa Attlebish zajÄ…Å‚ rejestry paÅ„skiej wytwórni robotów. Da siÄ™ zapewne sprawdzić, czy budowaÅ‚ pan roboty z wymiennymi koÅ„czynami a jeÅ›li tak, czy posÅ‚aÅ‚ pan któregoÅ› z nich do Delmarre’a i kiedy to byÅ‚o.
— Nikt mi nie bÄ™dzie grzebaÅ‚ w rejestrach — krzyknÄ…Å‚ Leebig.
— Dlaczego, jeÅ›li nie ma pan nic do ukrycia?
— Dlaczego, na SolariÄ™, miaÅ‚bym zabijać Delmarre’a? ProszÄ™ mi powiedzieć. Jaki miaÅ‚bym powód?
— PrzychodzÄ… mi na myÅ›l dwa powody — powiedziaÅ‚ Baley. ByÅ‚ pan z paniÄ… Delmarre zaprzyjaźniony, zbyt zaprzyjaźniony. Solarianie także sÄ… ludźmi. Pan nigdy nie zadawaÅ‚ siÄ™ z kobietami ale nie uczyniÅ‚o to pana odpornym na, powiedzmy, zwierzÄ™ce bodźce.
WidywaÅ‚ pan paniÄ… Delmarre, — to jest, przepraszam, oglÄ…daÅ‚ jÄ… Pan — ubranÄ… raczej nieformalnie i…
— Nie! krzyknÄ…Å‚ rozdzierajÄ…co Leebig.
Gladia także szepnęła z naciskiem — Nie!
— Może nie rozpoznaÅ‚ pan natury paÅ„skich uczuć, albo jeÅ›li mgliÅ›cie zdawaÅ‚ pan sobie z nich sprawÄ™ gardziÅ‚ pan WÅ‚asnÄ… sÅ‚aboÅ›ciÄ… i nienawidziÅ‚ pani Delmarre. MógÅ‚ pan też znienawidzić Delmarre’a. ProsiÅ‚ pan paniÄ… Delmarre, by zostaÅ‚a paÅ„skÄ… asystentkÄ…. OdmówiÅ‚a, co zwiÄ™kszyÅ‚o paÅ„skÄ… nienawiść. ZabijajÄ…c doktora Delmarre’a tak by rzucić podejrzenie na jego żonÄ™, mógÅ‚ pan zemÅ›cić siÄ™ naraz na obojgu.