Iakoż y prawda, na cóż by posłużyło wielgiemu hetmanowi, iżby uczynił piękną a wyborną
sprawę woyenną y gdyby była przemilczana y nikt by o niey nie wiedział? Mnimam, iżby to
była dlań żałość śmiertelna. Tak samo musi być y z miłośnikami, które miłuią w znamienitem
miescu, powiedaią niektórzy. Tego mnimania był wielgi hetman pan Nemurski, zwierzciadło
wszelakiego rycerstwa: bowiem ieśli kiedy iaki xiążę, pan, abo szlachcic szczęśliwy był w
amorach, to, wierę, on. Nie szukał w tym rozkoszy, aby ie ukrywać swoim naypoufalszym
przyiaciołom; iak bądź przed wieloma trzymał ie tak taiemnie, iż barzo niełacno można było
co odgadnąć.
Wierę, dla pań mężatych odkrycie takie iest barzo nieprzezpieczne; wszelako co do panien
y wdów, mogących się wydać, mnieysza: bowiem pozór a osłona przyszłego małżenstwa
kryią wszytko.
Znałem na dworze barzo godnego szlachcica, który obsługiwał iedną barzo znamienitą pa-
nią; owo gdy raz pomiedzy iego kompanionami była rozmowa o ich lubkach y wszytcy się
sprzysięgli, aby sobie odsłonić ich fawory, ów szlachcic nizacz nie chciał wyiawić swoiey,
ieno wynalazł sobie iną skądinąd y tak ich wywiódł w pole, mimo iż było w drużynie iedno
znaczne xiążę, które zaklinało go o to y podeźrzewało co nieco z onych taiemnych miłości;
wszelako tamten w sercu sto razy przeklinał los, który go zmuszał nie wyiawić, iako ini czy-
nili, swoiey dobrey fortuny, o którey milsza iest rozpowiedać iako o złey.
192
Inego takoż znałem, barzo dwornego kawalera, który na skutek pysznienia się zbyt swo-
bodnego, z iakiem, tak przez oznaki, iako też słowa y uczynki, wyiawił swoią panią, o którey
radniey mu było zmilczyć, o włos nie był ubity w zasadzce, którey wszelako uszedł; wey nie
uszedł iney, dla inego przedmiotu, z którey wynikła dla niego śmierzć.
Byłem na dworze za czasu króla Franciszka Drugiego, gdy grof Sentaniański zaślubił we
Fontenełbie młodą Bordeżankę. Nazaiutrz, gdy nowożeniec poiawił się na kownatach króla,
każdy z nim zaczął swoie zaczypki, iako iest obyczay; miedzy którymi był ieden wielgi pan,
barzo dzielny, który go zapytał, ile poczt uiechał. Nowożeniec odparł: „Pięć.” Trefunkiem był
tam obecny ieden godny szlachcic, sekretarz, będący barzo w łasce u iedney barzo wielgiey
xiężniczki, którey nie nazwę, który rzekł, iż to nie było nic na tak piękną drogę, iaką iachał, y
na tak piękną pogodę, bowiem było to w lecie. Ów wielgi pan mu rzekł: „Ha! przez Boga!
wam, wierę, trza by snadź kuropatwów.” − „Czemu nie? − odparł sekretarz. − Dalibóg,
ustrzeliłem ich dwanaście w iedney dobie, w naypięknieyszey bruzdce, iaka tu iest w okolicy,
ba, możebna, we Francyey.” Któż owo był zdumiony? Wierę, ów pan, bowiem przez to do-
wiedział się tego, co podeźrzewał od długszego czasu; za czym, że to był sielnie rozmiłowany
w tey xiężniczce, barzo mocno się stropił, iż tak długo polował w tym miescu, a nigdy nic nie
ubił, zasię drugi był tak szczęśliwy w tym spotkaniu a obławie. Ów pan skrył to zrazu w so-
bie, wszelako z czasem, hoduiąc swoią mękę, nadziewał się mu ią odpłacić ciepło a kryiomie,
gdyby nie iedno rozważenie, którego nie powiem; ba zawżdy chował k’niemu iakowąś głuchą
nieprzyiaźń. Y gdyby ów sekretarz był dobrze na to wspomniał, nie byłby się tak chłubił