X


Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.


– Ważna jest po prostu wiedza, co dzieje się z powietrzem i pogodą. – Głos mężczyzny był donośny i władczy. – Już ci to mówiłem. Farmerzy i żeglarze potrzebują tych wiadomości.
– Tak, panie – zgodził się rudowłosy. – Ale ja nie potrafię pomagać roślinom i nie umiem przywołać nawet najlżejszego powiewu.
– Jestem pewien, że to przyjdzie z czasem, Dorrinie. Musisz więcej pracować i poczekać. – Mężczyzna w czerni westchnął cicho, spoglądając ku czarnym kamieniom innego osłoniętego ganku, gdzie czekał ocieniony stół zastawiony dla czworga. – Pomyśl o tym.
– Myślałem o tym, ojcze. Chyba raczej zostanę kowalem albo stolarzem. Oni robią prawdziwe rzeczy. Nawet uzdrawiacz pomaga ludziom. Widzisz, co się dzieje. Nie chcę spędzić życia na obserwowaniu rzeczy. Chcę je robić i tworzyć.
– Czasami obserwowanie rzeczy ratuje wiele istot. Przypomnij sobie ten wielki sztorm zeszłego roku...
– Ojcze...? Legenda mówi, że Creslin potrafił kierować burzami. Dlaczego nie można...
– Rozmawialiśmy już o tym, Dorrinie. Jeśli kierujesz burzami, zmienia się pogoda na całym świecie, a Recluce mogłaby znowu stać się pustynią. Umarłoby jeszcze więcej ludzi. Kiedy założyciele zmienili świat, zginęło tysiące ludzi, a oni też mało nie umarli. Teraz byłoby jeszcze gorzej. O wiele gorzej. Nawet gdyby pojawił się czarny tak potężny jak Creslin, a to mało prawdopodobne. Nie przy równowadze.
– Ale dlaczego?
– Mówiłem ci. Ponieważ jest więcej ludzi. Ponieważ wszystko jest połączone. I ponieważ na świecie jest obecnie więcej ładu.
Dorrin spojrzał na szczerą twarz ojca, zacisnął wargi i zamilkł.
– Pomogę mamie przy kolacji. Wiesz, gdzie jest Kyl?
– Na plaży.
– Mógłbyś go przyprowadzić?
– Tak, panie. – Dorrin skłonił się i wstał. Szedł przez gęsty trawnik równym kamiennym chodnikiem z precyzją, która cechowała jego mowę i ubiór.
Mag spojrzał po raz ostatni na syna, po czym przeszedł przez bibliotekę do kuchni:
III
– Dopóki nie będziesz mógł udowodnić, że jesteś mężczyzną z białym mieczem, nie możesz liczyć na pozycję Wysokiego Maga, Jeslek.
– Przypuszczam, że musiałbym wznieść góry wzdłuż wyżyn Analerii? O tym właśnie mówisz, Sterol?
– Nie zaszkodziłoby – zażartował mężczyzna w bieli z amuletem na szyi.
– Wiesz, że to by się dało zrobić. Zwłaszcza przy tym wzroście ładu stworzonego przez ostatnie pokolenia Recluce. – Słońce w oczach Jesleka zalało komnatę.
– W dniu, w którym tego dokonasz, wręczę ci amulet. – Śmiech Sterola był zimniejszy niż wiatr pędzący przez zimowe niebo nad Fairhaven.
– Trzymam cię za słowo. Wiesz, że to nie kwestia czystej siły. Chodzi o uwolnienie ładu głęboko we wnętrzu ziemi.
– Jest jednak jeden warunek.
– Och?
– Musisz zachować Wielki Trakt i stanąć pośród swoich gór, kiedy je wzniesiesz.
Jeslek zachichotał.
– Widzę, że robisz się coraz bardziej ostrożny.
– Tylko rozważny. Nikt nie pragnie Wysokiego Maga, który nie potrafi kontrolować uwolnionego przez siebie chaosu. Mamy już przykład Jenreda.
– Oszczędź mi tego wykładu.
– Oczywiście. Wy, młodzi, nie potrzebujecie starych bajd i przypowieści, bo one nie stosują się do zmieniającego się świata.
Jeslek skrzywił się, ale skłonił głowę.
– Pozwolisz?
– Oczywiście, drogi Jesleku. Daj mi znać, kiedy planujesz wznieść te góry.
– Naturalnie. Nie chciałbym, abyś coś przegapił.
IV
– Cholera, Dorrin! – Kowal ujął krótki kawałek stali, już czarniawo połyskujący, mimo iż zachował jeszcze jasno brązowy kolor, w szczypce i ustawił go na palenisku z cegieł obok kowadła.
Młodzik zarumienił się; czerwień kuźni dorównywała rumieńcowi zakłopotania pełznącemu mu po szyi ku twarzy.
– Przepraszam, Hegl.

Podstrony