Nom Anor doskonale naśladował subharmoniczne niuanse, cechu-
jące język huttyjski. Mimo to Borga z trudem tylko uznała szczerość
przeprosin. Jej skośne oczy o ciężkich powiekach zamrugały
niepewnie, ale szybko się wyprostowała, zwinęła muskularny ogon
pokryty czerwonymi plamami i gestem nakazała pokojowcom, aby
przynieśli krzesła dla gości.
Komandor i egzekutor usiedli uroczyście, starannie ukrywając za-
dowolenie z tego niewielkiego zwycięstwa; tylko na twarzy Malika Car-
ra zagościł przelotny uśmiech.
- Yuzzhanie przywieźli tu więcej swoich cudów - powiedział w koń-
cu Nom Anor.
Na jego sygnał dwie adiutantki umieściły w zasięgu krótkich
rączek Borgi akwarium, w którego mętnych wodach pławiły się różne
formy życia, nie większe od pięści, ale o kształtach, jakich nigdy nie
widział żaden Hutt. Borga szepnęła coś do Leenika, a majordomus
wyciągnął ze zbiornika jedno ze stworzeń, obwąchał i ostrożnie
nadgryzł.
Kiedy entuzjastycznie skinął głową, Borga wyrwała przysmak z
długich palców Leenika i połknęła w całości, po czym beknęła z
zadowoleniem.
- Jeszcze - zażądała.
Tym razem Borga otwarła szczęki tak szeroko, że Nom Anor
prawie usłyszał plaśnięcie, z jakim żywe stworzenie wylądowało w
czeluści jej przepastnego żołądka. Beknęła jeszcze raz i przejechała
potężnym jęzorem po wargach i nozdrzach.
- Trochę przypomina młodego carnoviańskiego węgorza, ale z
odrobiną oporu, jakiego można by się spodziewać tylko od
najdelikatniejszych żab z drzewa nala, dostarczanych przez Phnarka i
Spółkę - oznajmiła ze znawstwem prawdziwego smakosza. - W
każdym razie nie ustępuje niektórym klasycznym przekąskom z
drochów, przygotowywanych przez Zu-bindi Ebsuka. - Zwróciła
spojrzenie na Noma Anora. - Jak ci się udało je zdobyć, Pedriku
Cufie? Na jakim świecie można je znaleźć?
- Nie w tej galaktyce - uśmiechnął się uprzejmie Nom Anor. - To
efekt inżynierii genetycznej.
Huttyjka spojrzała na Malika Carra.
- To on je wykonał?
- Nie osobiście. Zrobił to yuzzhański formownik.
- I ten... ten formownik może to powtórzyć?
- Jestem pewien, że będzie mógł. - Nom Anor wstał i pełnym sza-
cunku gestem wskazał Malika Carra. - Borgo, pozwól sobie przedsta-
wić komandora Malika Carra, który będzie nadzorował ten sektor
przestrzeni.
Huttyjka zamrugała:
- Nadzorował?
Malik Carr przyglądał się jej z przekrzywioną głową przez chwilę,
która wydawała się wiecznością.
- Czy możesz mówić w imieniu całej swojej rasy? - zapytał w cał-
kiem przyzwoitym huttyjskim.
Borga dumnie wyprostowała gumiaste ciało.
- Tak. Mam upoważnienie, żeby prowadzić negocjacje z waszym
gatunkiem.
- Od kogo je dostałaś?
- Od liderów głosujących kadjiców oraz od Wielkiej Rady.
- Kadjiców? - Malik Carr zwrócił się do Noma Anora.
- Syndykaty zbrodni - wyjaśnił Nom Anor w ich własnym języku.
Malik Carr nie przestawał uważnie obserwować Borgi.
- Czy twój kadjic jest teraz przy władzy?
- Jestem Borga Besadii Diori, kuzynka Durgi Besadii Tai, syna Aru-
ka Wielkiego, brata Zawala. Jako władczyni najbogatszego i najpotęż-
niejszego z kadjiców Besadii, rządzę Desilijicami, Trinivii, Rameshami,
Shellami oraz wszystkimi innymi klanami. Każdy z trzech bilionów
mieszkańców tego świata płaci mi...
- Jesteś samcem czy samicą? - wpadł jej w słowo Malik Carr.
Borga zamrugała.
- W tej chwili noszę w sobie potomka - wskazała na wypukłość,
widoczną w dolnej części jej potężnego brzucha.
- Rodzicie żywe potomstwo? - zapytał Malik Carr z wyraźnym zdu-
mieniem i szczęka opadła mu lekko, gdy Borga skinęła głową.
- Jak kobiety z naszych najniższych kast - szepnął do Noma
Anora.
Szerokie czoło Borgi zmarszczyło się niepewnie.
- Przejdźmy do interesów - rzekł nagle Malik Carr. - Jak zapewne
wyjaśnił ci... Pedric Cuf, Yuzzhanie potrzebują niektórych waszych
światów... w celu zbierania zasobów. Aby to osiągnąć, możemy stanąć