Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

Potem Jahmose położył dłoń na ramieniu Renisenb.
— Nie zÅ‚ość jej. Zbyt wyraźnie pokazujesz swoje uczucia, Renisenb. SÅ‚yszaÅ‚aÅ›, co po-
wiedział ojciec? Jeśli zrobi się to, co każe Henet, nie będzie więcej śmierci...
II
Henet przycupnęła na piętach w jednym ze składów i przeliczała stosy prześciera-
deł. Były stare, musiała więc sprawdzać znaki w narożnikach trzymając je blisko przy
oczach.
— Ashayet — mruknęła. — PrzeÅ›cieradÅ‚a Ashayet. Oznaczone w roku, w którym tu
przyszła... ona i ja razem z nią... To dawno temu. Zastanawiam się, czy wiesz, Ashayet,
do czego służą teraz twoje prześcieradła.
Nagle przestała chichotać i drgnęła. Usłyszała jakiś dźwięk i obejrzała się przez ra-
mię. To był Jahmose.
— Co robisz, Henet?
— KapÅ‚ani potrzebujÄ… wiÄ™cej przeÅ›cieradeÅ‚ do mumifikacji. ZużywajÄ… ich caÅ‚e sto-
sy. Tylko wczoraj zużyli czterysta łokci. To okropne, jak zużywają się prześcieradła na
pogrzeby! Będziemy musieli wziąć te stare. Są w dobrym gatunku i nie zniszczone.
Prześcieradła twojej matki, Jahmose... Tak, prześcieradła twojej matki...
— Kto powiedziaÅ‚, że możesz je wziąć?
Henet roześmiała się.
— Imhotep zostawiÅ‚ wszystko do mego uznania. Nie muszÄ™ prosić o pozwolenie. On
ufa starej, biednej Henet. Wie, że ona zrobi wszystko jak należy. Doglądałam większości
spraw w tym domu przez długi czas. Myślę, że teraz dostanę nagrodę!
144
145
— Na to wyglÄ…da, Henet — gÅ‚os Jahmosego brzmiaÅ‚ Å‚agodnie — mój ojciec powie-
dział, że wszystko zależy od ciebie.
— Doprawdy? MiÅ‚o to sÅ‚yszeć — ale może ty tak nie myÅ›lisz, Jahmose?
— Cóż, nie jestem caÅ‚kiem pewien. — Jahmose bacznie siÄ™ jej przyglÄ…daÅ‚, chociaż
jego głos nadal był łagodny.
— SÄ…dzÄ™, że lepiej bÄ™dzie, jeÅ›li zgodzisz siÄ™ z ojcem, Jahmose. Nie chcemy już żad-
nych... kłopotów, prawda?
— Nie bardzo rozumiem. Masz na myÅ›li, że nic chcemy już wiÄ™cej Å›mierci?
— BÄ™dÄ… jeszcze nastÄ™pne Å›mierci, Jahmose. O tak...
— Kto umrze nastÄ™pny, Henet?
— Dlaczego myÅ›lisz, że ja wiem?
— Ponieważ myÅ›lÄ™, że wiesz bardzo dużo. WiedziaÅ‚aÅ›, na przykÅ‚ad, że Ipy umrze...
JesteÅ› bardzo sprytna, prawda Henet?
Henet żachnęła się.
— WiÄ™c zaczynasz to wreszcie rozumieć! Nie jestem już biednÄ…, gÅ‚upiÄ… Henet. Jestem
tą, która wie.
— Co wiesz, Henet?
Głos Henet zmienił się. Był niski i ostry.
— Wiem, że w koÅ„cu mogÄ™ robić to, co zechcÄ™ w tym domu. Nikt mi nie zabroni.
Imhotep już zdaje się na mnie. I ty zrobisz to samo, no, Jahmose?
— A Renisenb?
Henet roześmiała się złośliwie.
— Renisenb tu nie bÄ™dzie.
— SÄ…dzisz że to Renisenb umrze nastÄ™pna?
— A co ty myÅ›lisz, Jahmose?
— ChciaÅ‚bym usÅ‚yszeć, co ty powiesz.
— Może chciaÅ‚am po prostu powiedzieć, że Renisenb wyjdzie za mąż i wyjedzie
stÄ…d.
— Co masz na myÅ›li, Henet?
Henet zachichotała.
— Esa powiedziaÅ‚a kiedyÅ›, że mój jÄ™zyk jest niebezpieczny. Może tak jest!
— RozeÅ›miaÅ‚a siÄ™ piskliwie. — No, Jahmose, co powiesz? Czy mogÄ™ wreszcie robić, co
zechcÄ™ w tym domu?
Jahmose przyglądał jej się przez chwilę zanim odpowiedział:
— Tak, Henet. JesteÅ› sprytna. BÄ™dziesz robić, co zechcesz.
Odwrócił się, aby przywitać Horiego, który nadchodził z głównej sali.
— Tu jesteÅ›, Jahmose. Imhotep czeka na ciebie. Czas już iść na górÄ™ do grobowca
— oznajmiÅ‚ nowo przybyÅ‚y.
146
147
Jahmose skinął głową.
— IdÄ™. — I zniżajÄ…c gÅ‚os rzekÅ‚: — Hori, myÅ›lÄ™, że Henet oszalaÅ‚a. Z pewnoÅ›ciÄ… opÄ™-
tały ją diabły. Zaczynam wierzyć, że to ona jest odpowiedzialna za te wszystkie zdarze-
nia.
Hori przystanął na chwilę i odezwał się spokojnym, obojętnym tonem:
— To dziwna kobieta. I zÅ‚a.
Jahmose jeszcze bardziej zniżył głos:
— Hori, myÅ›lÄ™, że Renisenb grozi niebezpieczeÅ„stwo.
— Ze strony Henet?
— Tak. WÅ‚aÅ›nie napomknęła, że Renisenb może odejść nastÄ™pna.
Wtem doszedł ich rozdrażniony głos Imhotepa:
— Czy mam czekać caÅ‚y dzieÅ„? Co to za zachowanie? Nikt siÄ™ już ze mnÄ… nie liczy.
Nikt nie wie, jak cierpiÄ™. Gdzie jest Henet? Tylko Henet mnie rozumie.
Ze składu dobiegł piskliwy, triumfalny chichot Henet.
— SÅ‚yszysz, Jahmose? Henet! Tylko Henet!
— Tak, Henet, rozumiem — powiedziaÅ‚ spokojnie Jahmose. — JesteÅ› potężna. Ty
i mój ojciec i ja — my troje razem...
Gdy Hori poszedł do Imhotepa, Jahmose powiedział kilka słów do Henet, która ski-
nęła głową. Jej twarz tryskała złośliwym triumfem.
Potem Jahmose dołączył do Horiego i Imhotepa, przepraszając za spóźnienie, i trzech
mężczyzn poszło w górę do grobowca.
III
Dla Renisenb dzień minął powoli.
Była niespokojna, chodziła tam i z powrotem z domu na ganek, nad jezioro i znów
do domu.
W południe wrócił Imhotep i po posiłku wyszedł na ganek i przyłączył się do
Renisenb.
Siedziała obejmując rękami kolana, od czasu do czasu spoglądając na ojca. Nadal
miał ten sam nieobecny, zakłopotany wyraz twarzy. Mówił niewiele. Raz czy dwa wes-
tchnął głęboko.
Raz podniósł się i spytał o Henet. Ale właśnie w tym czasie Henet poszła z płótnem
do kapłanów.
Renisenb spytała ojca, gdzie są Hori i Jahmose.
146
147
— Hori poszedÅ‚ na plantacje lnu. Trzeba tam zrobić obliczenia. Jahmose jest przy

Podstrony