Z gromady, zgiętej w pokornym ukłonie, wysunął się człowiek bardzo stary, cały przyodziany czarno i głowę siwa pochyliwszy, stąpał za królem. Król szedł w ogrodową ustroń, daleko od pałacu, gdzie stał pyszny posag nagiego młodzieńca, napinającego łuk; usiadł na stopniach posągu i podniósł oczy na starego człowieka, który stał przed nim spokojny, choć pokorny. Milczał długo król Azis, potem, rozejrzawszy się pilnie dookoła, rzekł:
— Ty jesteś ten, który mnie uczył czytać księgi?
— Powiedziałeś, królu Azisie!
— I pamiętasz tyle lat, ile ich nikt nie pamięta ani na morskim brzegu, ani na wyspach?
Stary człowiek wzniósł w górę drżące ręce i powiedział:
— Zapomniałem już liczyć lata, albowiem zacząłem już liczyć godziny.
— Powiadają, że jesteś pełny mądrości, jak ul pełen miodu i że znasz tajemnice, od który siwieją włosy i człowiek umiera. Czy znasz tak tajemnice?
Uśmiechnął się łagodnie stary mędrzec.
— Jeśli od nich umiera człowiek, jakżeby ja je miał znać, stojąc przed tobą żywy, królu Azisi
Król Azis zmarszczył czoło, potem spytał cicho.
— Co wiesz o mojej duszy?
Stary człowiek ważył na ustach słowa, ręce następnie rozłożył bezradnie.
— Nikt nie zbadał głębiny morza, panie mój, ani nikt nie widział oczyma serca ziemi — odrze powoli.
— Mówisz czcze słowa i brzmisz pusto jak tarcza, kiedy w nią miecz mój uderzy. Czy to jest twoja mądrość?
Starzec plecy zgiął w kabłąk i mówił drżącym głosem:
— Królu Azisie! Jakże mam znać twoją duszę kiedy nikt jeszcze spojrzeć w nią nie śmiał, jak w słońce? Za lat tysiąc ukaże się twoja dusza na wysokości przenikliwym oczom tych, co rozkopują groby i widzą rzeczy minione. Wtedy oni powiedzą, jak wielką była dusza króla Azisa!
— Jesteś chytry jak człowiek, który pisze księgi, albo jak śmierdzący szakal, co wyje na chwałę księżyca… Zapytam cię tedy o sprawy, które znać musisz, bowiem jeśli ich me znasz, tedy twoje siwe włosy malowane są farbą, aby cześć zyskać, a nie posiwiały dlatego, żeś trudził myśli.
— Pytaj, wielki królu Azisie!
— Odpowiedz mi, czy jest na świecie człowiek szczęśliwy?
Stary człowiek spojrzał szybko na króla, potem czemprędzej ukrył swoje spojrzenie; wreszcie, wyjąkując z trudem słowa, mówił:
— Myślałem o tera, królu Azisie, przez wszystkie noce mego życia, zanim mnie zmógł sen i poznałem, że niema pośród żyjących takiego, któryby był szczęśliwy. Ujrzałem w moich myślach, że szczęście jest wielkie, jak świat, a serce ludzkie jest małe, jak złoty puhar i nigdy nie obejmie szczęścia, pragnąc go tylko wieczyście. A to pragnienie toczy ludzkie serce jak robak i wypija z niego wszystką krew. Potem człowiek umiera.
Biały paw, śpiący na pobliskiem drzewie, krzyknął przeraźliwie przez sen, tak, że się wzdrygnął król Azis i stary człowiek, który zaczął mówić ciszej:
— Aby objąć szczęście myślą, jak młodzieniec obejmuje ramionami dziewicę, trzebaby, aby wszyscy ludzie, którzy byli, którzy są i którzy będą jeszcze, rojni jak mrówki, złączyli swe drobne, pragnące serca w jedno, tak wielkie jak świat. I trzeba, aby wszystkie serca ludzkie były czyste… Czy to możliwe, królu Azisie? Przeto do skończenia świata, kiedy wyschnie morze i słonce spadnie w przepaść, każdy człowiek będzie tylko pragnął szczęścia i będzie umierał, wypalony pragnieniem jak ognisko. A ostatni na ziemi człowiek, konając, będzie złorzeczył za wszystkich, co byli przed nim…
— Czy wiedza ludzie o tem, o czem mówisz?
— Wiedzą, królu Azisie, tak dobrze jak ty i ja, lecz są chorzy, którzy się łudzą i oszukują siebie i innych, albowiem, gdyby tak nie było, pękłyby z nadmiernego bólu wszystkie serca ludzkie; a ktoby miał serce kamienne, wydarłby je sobie z piersi, aby nie żyć.
— Czy mówisz o tem, nauczając na rynku, albo w rybackiej przystani?